- Co za... wredni emeryci... i jeszcze... ten podły... budyń czekoladowy... - burczała szatynka, ledwo łapiąc oddech. W końcu się zatrzymała i oparła o drzewo, łapiąc łapczywie oddech. - Wykastruję ich... za tę głupią... męską rywalizację...
Zgięła się w pół dalej nie mogąc dojść do siebie po długim biegu. Nagle ktoś rzucił na nią cień.
- Co jest? Już się poddajesz? - zabrzmiał nad nią ten wiecznie rozbawiony głos. - Masz do nadrobienia trzy kółka, no, przynajmniej w stosunku do mnie. Do chłopaków jakieś dziesięć.
- Zostaw mnie... jełopie... Nie widzisz... że się... hiperwentyluje...? - wydusiła i machnęła niedbale ręką w jego kierunku, chcąc go pacnąć. Mężczyzna jednak odsunął się nie dając jej tej możliwości.
- Tobie są potrzebne nowe płuca - zaśmiał się radośnie ze swojego odkrycia.
- A tobie... zaraz będzie... potrzebny... nowy... - nie zdążyła dokończyć zdania, które na pewno nie skończyłoby się dobrze dla mężczyzny, bo zjawili się następni.
- Co wy tu robicie? - zapytał blondyn.
- Alex mi grozi.
- Sam się... nade mną... znęca!
- Ha! Dobre sobie - zaśmiał się czarnoskóry i zaczął targać dziewczynę po włosach.
- Odwal się... Wilson! - wychrypiała dziewczyna i spróbowała odtrącić jego rękę z marnym skutkiem.
Na pomoc przyszła inna - silniejsza - która połyskiwała w promieniach słońca, a na ramieniu miała czerwoną gwiazdkę.- Jeden przyzwoity - mruknęła szatynka, która w miarę doszła już do siebie i próbowała coś zrobić z bałaganem, który wywołał jej przyjaciel.
Cała trójka patrzyła na jej wysiłki odnowienia fryzury.- I na co się gapicie? Jesteście okropni! Już nigdy nie pójdę z wami biegać! Ledwo mnie poskładali, a wy mnie przeciągacie po parku, tam i z powrotem! Czemu nie! Niech się wykończy! Tego chcecie? A pomyśleliście co by było gdybym zasłabła? Nie! Ja się nie liczę, tylko jakaś głupia rywalizacja! - szatynka gestykulowała wściekle, nie dając nikomu dojść do słowa. - Ty biegasz po jego lewej, a ty po prawej! Świetna zabawa! Szkoda, że nie dla mnie! Ja się tylko męczę! - skończyła swoją awanturę i obróciła się do nich tyłem obrażona.
- Nie rób z siebie takiej ofiary - powiedział rozbawiony Sam. Alex otworzyła szeroko usta w oburzeniu. Ona ofiarą?! Zaraz mu wygarnie, chyba nic nie zrozumiał z jej monologu.
- Ty...! - już się odwracała, kiedy niespodziewanie została poderwana do góry. Okrzyk zdziwienia wydobył się z jej ust. Dopiero po chwili zorientowała się co się dzieje.
Bucky trzymał ją w ramionach i właśnie ruszał za Stevem biegiem. Szybko objęła jego szyję, czując, że teraz już biegnie dość szybko. Jak widać dodatkowy ciężar i zajęte ręce mu nie przeszkadzały.
Szatynka wyciągnęła głowę nad jego ramieniem, żeby spojrzeć na to co zostawiają w tyle. A raczej kogo.
Złośliwy uśmiech wpełzł jej na twarz.- Ha, ha! I co teraz, Czekoladko?! - Sam próbował się z nimi zrównać w biegu, co za bardzo mu nie wychodziło. - Niesiesz mnie do domu, Wilson!
Bucky spojrzał na nią rozbawiony. Ta dziewczyna była niemożliwa. Steve pokręcił tylko głową.
☆☆☆
Alex na plecach Sama i obejmując go za szyję (niemal dusząc), została wniesiona do salonu.
- Tak to ja mogę biegać.
Clint omal nie spadł z kanapy kiedy ujrzał tą scenę.
CZYTASZ
Avengers: Just love
Fanfiction[Uzupełnienie poprzednich części serii ("Avengers: 'Bad' Girl" oraz "Avengers: The Past is Back") w postaci One-Shotów opowiadających dalsze losy głównej bohaterki.] Nowy związek. Nowa rodzina. Dwójka osobników z przeszłości. Upierdliwy Pajączek. Po...