Rozdział 2.1

7.5K 565 88
                                    

Co jakiś czas miałam przebłyski świadomości, ale wciąż dominował ból, który nie malał. Niewyobrażalne cierpienie powodowało, że zaczynałam krzyczeć i płakać, gdy tylko ponownie odzyskiwałam przytomność. Z ulgą przyjmowałam ponowne omdlenia. Ktoś próbował mnie podnieść, czułam czyjeś ręce na nogach i ramionach.

Odleciałam ponownie, a kiedy po jakimś czasie otworzyłam oczy, poraziło mnie jasne światło mające źródło na suficie karetki pogotowia. Moje plecy paliły żywym ogniem. Nie docierało do mnie, co się ze mną dzieje.

— Palę się... Moje plecy... — szeptałam cały czas zachrypniętym głosem.

Słyszałam syreny straży pożarnej i policji, ktoś wołał, pytał mnie o imię, inna osoba próbowała mnie uspokajać. Cały czas miałam kłopoty z oddychaniem. Nie mogłam nic powiedzieć, czułam, jak moje spękane wargi odmawiają posłuszeństwa. Nie było ze mną kontaktu. Mogłam tylko szlochać i błagać, żeby uśmierzyli moje cierpienie. Jak przez mgłę pamiętam przejazd karetką. I to w niej na dobre straciłam przytomność.

***

Poczułam drażniący, nieprzyjemny zapach środków do dezynfekcji. Zmarszczyłam nos i wzięłam głębszy wdech. Słyszałam ciche pikanie maszyny stojącej obok łóżka. To był dobry znak... Żyję. Przełknęłam, czując suchość w ustach oraz drapanie w gardle. Przesunęłam językiem po popękanych ustach. Tak bardzo chciało mi się pić. Nie mogłam nie zauważyć, że powrócił ból pleców, chociaż znacznie mniejszy niż to, co czułam ostatnio.

Leżałam na brzuchu. Zaczęłam powoli otwierać oczy, zamrugałam gwałtownie, widząc rażące światło lampy na suficie, odbijające się dodatkowo od białych jak śnieg ścian. Znajdowałam się w szpitalu. Ostrożnie przekręciłam się na bok. Rozejrzałam się wokół, starając się nie poruszać głową. W małym pokoju było tylko jedno łóżko — to, na którym leżałam. Obok niego stała metalowa szafka oraz drewniane krzesło, w tej chwili puste. Za oknem było ciemno, a w pokoju nie zauważyłam zegara. Na szafce stały trzy wazony z bukietami.

Ujrzałam podpis na jednym z nich, z żółtymi różami: „Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Zafir". 

Byłam ciekawa, od kogo są pozostałe dwa bukiety. Jednak od rozglądania się zaczęło mi się kręcić w głowie, więc ponownie przymknęłam na chwilę powieki. Wzięłam kilka spokojnych oddechów. Po krótkiej chwili zawroty zniknęły jak ręką odjął. Przesunęłam powoli dłońmi po miękkiej pościeli, chciałam sprawdzić, czy jestem cała. Poruszyłam palcami u stóp, dla pewności.

Ten spokój nie trwał długo. Maszyna, do której byłam podłączona, zapikała głośniej, gdy mój puls podskoczył, a ja zaczęłam sobie przypominać sceny z lotniska. Przewijały mi się przed oczami w szaleńczym tempie. W pamięci miałam krzyki przerażonych ludzi. Ponownie poczułam smród palącego się ludzkiego mięsa i usłyszałam echo wybuchu bomby. Oddychałam coraz szybciej, brałam płytkie wdechy, które nie dostarczały mi odpowiedniej ilości tlenu, i szybko ponownie poczułam, że kręci mi się w głowie. Nie mogłam się uspokoić.

Przed oczami miałam tamtą kobietę, która przeczołgała się obok mnie.

Mogłam uratować więcej ludzi. Gdybym tylko krzyczała głośniej, gdybym wcześniej zareagowała, domyśliła się, co się wydarzy. Gdyby się dało cofnąć czas... Wiedziałam już, że nigdy nie zapomnę tego wszystkiego. Tamten poranek będzie mnie prześladował w koszmarach.

Nagle drzwi cicho stuknęły. Znajdowały się naprzeciwko łóżka, więc widziałam, jak się otwierają. Do pokoju wszedł James z kubkiem kawy w dłoni. Na jego widok zaczęłam się trochę uspokajać, ponownie mogłam normalnie oddychać. Tak bardzo się bałam, że już nigdy więcej go nie zobaczę. Ta myśl przyćmiła na chwilę przerażające wspomnienia z lotniska.

Dance, Sing, Love.  W rytmie sercOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz