03 day in the life of a dying man

153 15 11
                                    

[Znaki 18 599]

- Aish! – głośny syk Seokjina przerwał gwałtownie trwającą w pomieszczeniu ciszę. – To naprawdę bolało... - wytłumaczył smętnie, a jego oczy lekko się zaszkliły.

Podnosząc głowę, młody Park przyjrzał się jego twarzy z nieco zamglonym wzrokiem.

Na obu policzkach chłopaka widoczne były teraz dwa dorodne rumieńce. Ciemne włosy falowały bezwiednie w powietrzu, roztrzepane na wszystkie strony. A lekko zaróżowione jego usta ciągle delikatnie się poruszały, choć od dłuższego już czasu nie wychodziło z nich żadne słowo.

Widząc to, blondyn nieco się speszył i szybko odwrócił swój wzrok.

Wciąż nie mógł przyjąć do wiadomości tego, że Jin tak po prostu leżał na jego kuchennym blacie. W dodatku... półnagi.

- Mówiłem ci, żebyś się nie ruszał – zganił go, szybko odrzucając od siebie te wszystkie dziwaczne myśli, które jak tornado zaczęły krążyć po jego umyśle. – Jeśli nie przestaniesz się zaraz ruszać to przysięgam, że nigdy nie uda mi się tego prawidłowo odkazić – zagroził, wskazując na wszystkie rany na ciele starszego. – Błagam, nie sprawiaj mi dodatkowego utrudnienia.

Na jego słowa Seokjin zamarł w zupełnym bezruchu. Wyciągnięty jak kot, przekręcił delikatnie głowę i rozejrzał się nieco dookoła siebie.

Był w zupełnie obcej i nieznanej sobie jak dotąd kuchni. W obcym mieszkaniu, należącym do młodego policjanta, który teraz dzielnie zmagał się z ranami na jego mocno poobijanym ciele.

Ku własnemu zaskoczeniu nie czuł się wcale źle. Nie czuł się jak niechciany gość, za którego mieli go inni ludzie, których często widywał na ulicach. Czuł się spokojnie. Zupełnie tak, jakby w końcu był komuś potrzebny... Ale komu? Temu o trzy lata młodszemu chłopakowi, który zupełnie przypadkiem go znalazł, wracając z pracy? Temu, który zmuszony był mu po prostu pomóc?

Brunet potrząsnął głową, szybko karcąc się za takie myślenie. Na tę chwilę zupełnie zapomniał o tym, o co prosił go mężczyzna obok. Przecież miał się nie ruszać, jednak on znowu to zrobił. Głupi. Głupi. Głupi – zganił się w myślach.

- Miałeś się nie ruszać – rzucił zażenowany blondyn, tym razem jednak nie odrywając się od wykonywanej przez siebie czynności. – Jeszcze raz, a naprawdę...

- Przepraszam – wyrzucił prędko i jak skrzyczane dziecko spuścił winny wzrok.

Dwudziestodwulatek spojrzał na niego z niezrozumieniem. Miał wrażenie, że Jin zachowywał się czasami jak małe dziecko. Czy ktoś taki potrafił być naprawdę zły?

Wypuszczając powietrze z płuc z cichym świstem, wypuścił z dłoni kolejny już zabrudzony krwią i spirytusem wacik. Nie spostrzegł nawet, kiedy pod jego nogami uformował się ich już całkiem pokaźny kopczyk. Wszędzie dookoła siebie widział na wpół zaschniętą już krew, jednak ta z czasem przestała wywoływać u niego jakiekolwiek obrzydzenie, czy też mdłości.

- Nie przepraszaj... - wydukał cicho, czując się niemalże jak zbity pies. – Po prostu już się nie ruszaj, okej?

Brunet pokiwał wolno głową.

Za oknem nadal było ciemno. Słaby blask ulicznych latarni odbijał się w kącie szyby i na ścianach pobliskich budynków. Dziwnie uspokojony tą atmosferą Jin wytężył wzrok chcąc uważniej przyjrzeć się sczerniałemu niebu.

Pomiędzy mocno odznaczającymi się, poszarpanymi obłokami widać było kilka, kilkadziesiąt na pozór malutkich, jasnych punkcików. Pomimo swojej liczby i małych rozmiarów, wszystkie dzielnie wspierały blask księżyca, który zawisł wysoko nad spokojnymi ulicami Seoul'u.

Caught in a Lie [ Yoongi x Jimin ]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang