26. Zagrajmy w grę

35.3K 2K 1.4K
                                    

Przedzieranie się przez tłum nie było łatwe do wykonania tym bardziej, kiedy co chwila ktoś pijany wpadał na mnie i zagradzał mi drogę. Byłam jednak zdeterminowana.

Mój umysł zaprzątała tylko jedna rzecz, od której nie mogłam się opędzić - pożądanie.

Vincent posłusznie podążał za mną, kiedy ciągnęłam go w stronę schodów. Krew w moich żyłach niemal buzowała z podniecenia i było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Nigdy wcześniej nie chciałam mieć kogoś tak bardzo i tak blisko jak jego. Sama tego nie rozumiałam, ale od naszego pierwszego pocałunku na parkingu czułam, że potrzebuję więcej.

Kiedy mnie dotykał, moja skóra chciała poczuć więcej i nawet próby zaprzeczania samej sobie nie dawały rezultatów, kiedy w rzeczywistości nie potrafiłam przestać myśleć o  tym, jak dobrze byłoby go znów całować. 

Nawet jeżeli to nic nie znaczyło i nie miało nic znaczyć.

Chciałam Breeze'a, bo on jako jedyny wywoływał u mnie tyle emocji i sprawiał, że w mojej głowie zagościł prawdziwy mętlik. 

  — Henderson!  Breeze! — moim oczom ukazał się uśmiechnięty szeroko Christiansen, który schodził właśnie w dół schodów. — Moja ulubiona para!

  — Yeah — mruknęłam, przeklinając go w myślach.

Dlaczego akurat na niego musiało trafić?!

— Widzę, że komuś się spieszy do zabawy na pięterku —  Scott wyszczerzył zęby i poruszył znacząco brwiami.

— Spierdalaj —  Vincent wyłonił się zza moich pleców i stanął przy moim boku. — Szukam swojego faceta, widziałeś go? — skłamał na poczekaniu i nie miałam pojęcia jak jego umysł potrafił tak trzeźwo i szybko ogarnąć sytuację.

Jeżeli Scott dowiedziałby się, co planowaliśmy zrobić, to do rana cała szkoła by o tym wiedziała.

W kwestii długiego jęzora był gorszy od Toma, a to nie łatwe.

— O ile nie pierzy kogoś na piętrze, to pewnie jara na zewnątrz — Scott wzruszył ramionami.  

— Dzięki —  Breeze chwycił moją dłoń i niespodziewanie pociągnął mnie w stronę wyjścia.

Zachwiałam się, ale próbowałam nadążyć za jego szybkimi krokami, kiedy ponownie przedzierał się przez tłum, aby po chwili znaleźć się na zewnątrz, gdzie w moją twarz uderzyło chłodne morskie powietrze.

— Gdz... — zaczęłam, ale w tej samej chwili chłopak odwrócił się i gwałtownie wbił w moje usta.

Odwzajemniłam jego pocałunek z taką samą pasją, aż zabrakło nam oddechów i odsunęliśmy się od siebie.

— Zabieram cię stąd — oznajmił i rozejrzał się dookoła.

Traf chciał, że akurat na podjazd wjechała taksówka, którą najwidoczniej zamówił któryś z imprezowiczów. Vincent chwycił moją dłoń i pociągnął mnie w stronę pojazdu, a następnie otworzył tylne drzwi i wepchnął mnie na kanapę.

— Do Arroyo Grande — rzucił do kierowcy i podał mu dokładny adres, kiedy tylko władował się na miejsce obok mnie.

—  Nie możesz... — zaczęłam.

Chciałam mu powiedzieć, że nie może od tak kraść sobie taksówek, ale nie pozwolił dojść mi do słowa, ponownie zamykając mi usta pocałunkiem.

Objęłam rękami jego kark i przyciągnęłam go jeszcze bliżej, rozchylając wargi i pozwalając spleść się naszym językom. Niezadowolona z niewygodnej pozycji przerzuciłam nogę ponad jego udami i usiadłam okrakiem na jego kolanach.

I don't need a boyfriend anywayOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz