Rozdział 30

8.2K 556 87
                                    


Lekarka proponuje nastepna wizyte, mowi o dziecki

-Odwiedzisz mnie w przyszłym tygodniu Kendall? - zapytała mnie doktor Martinez, gdy podniosłam się z miękkiego fotela. 

-Chyba będę potrzebowała jeszcze jednej wizyty. - odpowiadam niepewnie, na co ona lekko się do mnie uśmiecha. 

-Mogę ci za dać jeszcze ostatnie pytanie na dziś?  - kiwam niepewnie głową, przez co kobieta kontynuuje. 

-Kiedy zamierzasz powiedzieć Brainowi prawdę? 

-O czym? - pytam, nie domyślając się o co kobiecie chodzi. 

-O dziecku. Powinien wiedzieć. - przegryzam wargę ze zdenerwowania, gdy słyszę jej słowa. Nie lubię o tym rozmawiać. 

-Ale po co? To już nie jego sprawa. - odpowiadam po dłuższej chwili.

-Myślę, że jednak jest. To w końcu on był ojcem tego dziecka. 

-Które nie żyje. Z całym szacunkiem dla pani, pani doktor, ale nie chcę przechodzić znowu przez to samo. 

-Nie chcę naciskać na ciebie, ale...

-To niech pani nie naciska. Bardzo o to proszę. - mówię cicho, że niemal ledwo mnie słychać. 

-Dobrze. Ale mam nadzieję, że to jeszcze przemyślisz. - lekko wzdycha, poprawiając swoje czarne okulary, które spadły na jej koncówkę nosa. 

-Spróbuję. Do widzenia doktor Martinez. - mówię, kierując się do drzwi. 

-Do widzenia Kendall. - uśmiecha się do mnie blado. Posyłam w jej stronę ostatni raz smutne spojrzenie i wychodzę. 



Patrzę nerwowo na żmudnie pracującą kasjerkę, która patrzy w jakiś punkt przed sobą. I chyba mało ją obchodzi, że przez jej powolne, wręcz leniwe ruchy kolejka wciąż się powiększa. Tak samo powiększa się irytacja ludzi takich jak ja. 

Jakże ciekawe czekanie w kolejce przerywa mi dzwonek mojego telefonu. Z cichym westchnięciem wyciągam z kieszeni kurtki urządzenie, sprawdzając kto dzwoni. Lekko nieruchomieje, gdy zauważam kto to. Automatycznie się rozłączam, chcąc od razu schować telefon z powrotem do kurtki. Jednak za nim to robię, to urządzenie znowu zaczyna dzwonić, a ja ponownie się rozłączam, nie mając najmniejszej ochoty rozmawiać z Nathanem. Lecz sytuacja się powtarza. 

-Słucham? - z głośnym westchnieniem jednak odbieram, nerwowo rozglądając się naokoło. 

-Dlaczego nie odbierasz? - słyszę w miarę spokojny jak na Nathana głos. 

-Odebrałam przecież. - odpowiadam cicho, nie wiedząc co powiedzieć, by jego spokojny ton w niepokojącym tempie się zmienił. 

-Dopiero za którymś razem. Dlaczego?

-Bo nie chcę z tobą rozmawiać - odpowiadam już trochę pewniej. 

-Dlaczego? Chodzi pewnie o tego twojego byłego, tego cholernego Braina? Jesteś z nim teraz? - pyta, lekko podnosząc tonację swojego głosu. Ale minimalnie. 

-Nie nie jestem. A z resztą to nie chodzi o niego. Nie bezpośrednio o niego. 

-To co ci do kurwy nędzy chodzi?

-Oto, że bez powodu go pobiłeś. - mówię, a ja przez słuchawkę mogę usłyszeć jak napiera głośniej oddechu. 

-Ja go bez powodu pobiłem? Ja? Przecież to on wtargnął do mieszkania! Do nieswojego mieszkania!

-Tak, wtargnął do mojego, powtarzam, do mojego mieszkania Nathan. Z resztą ty też w pewnym sensie do niego wtargnąłeś, jeśli mam być szczera. 

-Ja wtargnąłem? Jestem do cholery jasnej twoim chłopakiem i mam prawo być w twoim mieszkaniu kiedy chcę. - westchnęłam cicho, wiedząc, że spokój chłopaka już zniknął. Nigdy nie lubiłam jak dawał się tak ponieść emocjom. Przerażało mnie to. 

-Byłym chłopakiem. A z resztą nie pamiętam, żebym kiedykolwiek dawała ci klucze do mojego mieszkania, więc bez uprzedzenia nie powinieneś do mnie przychodzić. Szczególnie wtedy, kiedy mnie nie ma, a potem masz do mnie właśnie o to pretensje. Jakbym musiała być w swoim domu 24 godziny na dobie. - prycham, lekko przesuwając się do przodu. Wreszcie kolejka przesuwa się do przodu. 

-Co ty powiedziałaś?

-Że nie pamiętam, żebym ci dawała klucze do... 

-Nie to kurwa! Poprawiłaś mnie, że byłym chłopakiem. 

-No tak, no bo...

-Nie masz prawa ze mną zrywać do kurwa nędzy! - zaciskam mocno usta, patrząc się w jakiś punkt przed sobą. Teraz albo nigdy. 

-Byliśmy w związku razem. Ja i ty. I zarówno ja, jak i ty mamy prawo zerwać. Jak widzę w tym wypadku to ja jestem tą osobą. - odpowiadam niezwykle spokojnie. Chyba trochę za spokojnie jak na tę sytuację. 

-Ty chyba nie mówisz poważnie w tej chwili Kendall! Ja się nie zgadzam!

-Nie musimy rozstawać się w złych stosunkach, ale jeśli wolisz w takich, no to już twój wybór. - jestem zdziwiona, a zarazem podziwiam moją obojętność w tej chwili. 

-Ty po... - impulsywnie rozłączam się i wyciszam telefon. Głośno oddycham i za pewnie teraz wyglądam jak jakaś idiotka po biegu maratońskim, jednak dla mnie był to prawdziwy maraton, ale psychiczny. Nigdy nie spodziewałabym się, że będę gotowa tak odezwać się do Nathana. 


*

Rozdział był w sobotę, więc jest i teraz. Mam nadzieję, że na razie taki odstęp czasu wam pasuje. 





Byliśmy razem, pamiętasz?Where stories live. Discover now