chapter five - don't act like a hero

38 7 9
                                    


Nie wiem, co jest z tymi wszystkimi wielkimi korporacjami, że muszą mieć takie dziwne budynki. Midland Circe, podobnie jak Rand Enterprises, jest całkiem przeszklone, cholernie wysokie i... jakby nierówne w kilku miejscach. Ale wolę nie skupiać się na wyglądzie budynku, lecz na tym, co mnie tu sprowadza. Wchodzę do środka, tym razem nie widzę żadnych strażników. Podchodzę do wysokiego mężczyzny w garniturze, który jest tak poważny, że mam wrażenie, iż wybiera się na jakiś pogrzeb.

-Nazwisko?

-Candy Taylor z New York Bulletin. Chciałabym porozmawiać z kimś z zarządu firmy.

-Czy jest Pani umówiona?

-Nie, ale myślę, że z chęcią odpowiedzą na kilka pytań.

-Na przykład? – ech, w Rand Enterprises było łatwiej.

-Na przykład dlaczego Ward Meachum nie chciał już z Wami współpracować? – mężczyzna stara się za wszelką cenę zachować powagę na twarzy, ale widzę, że go wkurzyłam.

-Proszę chwilę zaczekać – garniak dzwoni gdzieś, pewnie do swoich przełożonych, przedstawia zaistniałą sytuację, a potem ze sztucznym uśmiechem zwraca się do mnie – Zarząd zgodził się odpowiedzieć na Pani pytania. Za chwilę ktoś po Panią przyjdzie.

-Dziękuje bardzo.

Z zadowoleniem na twarzy odwracam się z zamiarem wypróbowania bardzo drogo wyglądającej kanapy, ale w momencie tego żałuję... Przez obrotowe drzwi wchodzi nie kto inny, jak Danny Rand. Ma na sobie elegancki garnitur, krawat i brązowe, skórzane buty. Chyba mnie nie zauważa, dlatego wolę go w tym nie uświadamiać i odwracam się tyłem, udając, że zwyczajnie nie istnieję.

-Nazwisko?

-Daniel Rand z Rand Enterprices – mężczyzna wygląda na bardzo pewnego siebie.

-Do kogo?

-Do Zarządu Midland Circle Finantial.

-Oczekują Pana? – Rand śmieje się pod nosem.

-Nie w tym sensie – garniak znów sztucznie się uśmiecha, dzwoni do przełożonych, a potem zwraca się do blondyna – Zapraszam ze mną.

Oboje kierują się do windy, przez co ja czuję się taka... niechciana. No halo, ja byłam z nimi umówiona! Mimo niemiłego spotkania z Rabndem sprzed godziny ruszam za nimi, chwytam młodego miliardera za ramie i pociągam do siebie.

-Ja jestem z nimi umówiona! – wrzeszczę na niego.

-Ty... Ty powinnaś się cieszyć, że nie nasłałem na ciebie policji – mówi, wygrażając mi palcem.

-Jestem dziennikarką. Ja tak łatwo nie odpuszczam.

-Nie tym razem – mówi ciszej, jakby bał się, że ktoś nas usłyszy – Dobrze ci radzę, trzymaj się od Midland Circle z daleka, bo źle może to się dla ciebie skończyć.

Słyszałam wiele gróźb, jak każdy dziennikarz. Ale nie wiem czemu, to, co powiedział Rand, nie przypominało groźby, tylko ostrzeżenie. Czym tak naprawdę jest Midland Circle Finantial i czym jest Ręka? To, co się tu dzieje musi mieć związek z trzęsieniem.

Danny Rand znika za drzwiami windy, a garniak wraca na swoje miejsce, nawet nie zwracając na mnie uwagi. Nie poddam się tak łatwo, o nie. Za daleko już zaszłam. Starając się nie myśleć o tym, że czeka mnie kolejna przebieżka, wchodzę na schody przeciwpożarowe i powtarzam manewr z Rand Enterprises. Tym razem, niestety, blondyn wychodzi z windy dużo później, wręcz na samym szczycie budynku. Wita go wysoka, ubrana w szary garnitur kobieta z blond włosami spiętymi w koka. Delikatnie uchylam drzwi, by widzieć, gdzie idą. Wychodzę na korytarz dopiero, gdy znikają za rogiem. Staram się poruszać najciszej, jak tylko potrafię. Skręcam i widzę, jak oboje wchodzą do jakiegoś pomieszczenia. Idę za nimi i staję jak najbliżej ściany. Włączam dyktafon i czekam na rozwój wydarzeń.

blackbird - the defendersOnde histórias criam vida. Descubra agora