9. Jeszcze nigdy nie czytałam tak interesującej lektury.

2.8K 191 7
                                    

Budzi mnie dzwonek od bramy. Zdezorientowana, podnoszę się na łóżku i rozglądam po sypialni. Jakie jest moje zdziwienie, kiedy obok widzę półnagiego Marcina, śpiącego na brzuchu. Też bym sobie pospała na brzuchu jakbym miała mniejsze cycki.  Hm, przecież nic nie było, więc dlaczego śpi tutaj skoro miał nocować na kanapie? Musiał przyjść w nocy, bo pewnie tam było mu niewygodnie.

Okazuje się, że przyjechała dostawa owsa, która miała przyjechać wczoraj. Otwieram bramę.

- Estrze sieje? – Odwracam się i widzę zaspanego Marcina, półprzytomnie opierającego się o ścianę.

- Mówiłeś coś?

- Co? – Patrzy na mnie jednym okiem. Irokez mu oklapł i wygląda jak kupka nieszczęścia. Kręcę głową i wychodzę z domu. Nie wiem, która jest godzina, ale słońce tak grzeje, że zanim dojdę do dużego, białego busa, jestem cała mokra.

- Gdzie wypakować? – Starszy, szczupły facet trzaska drzwiami i patrzy na mnie wyczekująco. Rozglądam się po tej ciągle idealnej części podwórka i nie mam pojęcia.

Pytam go w jakiej ma to postaci, a on mówi, że w workach. Skoro tak, zgadzam się żeby zrobił to tam, gdzie mu najwygodniej.

Kiedy mężczyzna odjeżdża, widzę, że Marcin zdecydował się wyjść z domu. Idzie do mnie powoli, ciągle pocierając dłońmi twarz.

- Dobrze, że jesteś – mówię, udając obojętność. – Ktoś musi pomóc mi to zawlec pod gospodarczy.

- Co? – Jego zaskoczony ton bardzo m się podoba. Jak trochę popracuje to korona mu z głowy nie spadnie. – Że niby ja?

- A kto, ja? – Udaję, że jestem zaskoczona. – Chyba nie chcesz obarczać kobiety taką ciężką, fizyczną pracą. A w dodatku to ty tak bardzo pokochałeś mojego konia. – Pokazuję na worki. – To wszystko dla niego.

Patrzy na mnie z grymasem.

- Nie wahamy się! Po taczkę i do roboty.

Z zadowoleniem obserwuję jego oddalające się plecy. Po chwili wraca z taczką, a ja pomagam mu załadować pierwszy worek. Już nie jestem taka podła i nie zostawiam go samego. Wiem, że to jest bardzo ciężkie, a Marcin, no cóż... nie grzeszy siłą.

Idziemy na drugą część podwórka, jednak kiedy dochodzimy do tego nowego ogrodzenia, rodzi się problem.

- Wiesz co? – Zastanawiam się nad tym wszystkim, a on wzdycha ciężko.

- Co?

- Trzeba być naprawdę ograniczonym, żeby podzielić podwórko bez możliwości przejścia.

- Sara – warczy ostrzegająco. – Sugerujesz, że jestem debilem?

- Nie. – W geście obrony podnoszę ręce. – Ale jak zamierzasz przejść przez to z taką ciężką taczką? Belka jest na wysokości twojej piersi. A może przez dom chcesz przejechać?

- Czegoś ty się najadła? – mamrocze pod nosem, ale i tak doskonale go słyszę. – Okres ci się zbliża?

Zagryzam wargę, żeby się nie roześmiać. Mam dzisiaj dobry humor a to, że on tu jest sprawia, że mam z kogo żartować. Śmieję się z niego, kiedy pod belką przepycha taczkę i sam wygina się do tyłu. Widzę, że się przy tym męczy, ale to mężczyzna jak każdy. Chce pokazać co potrafi.

Kiedy już transportujemy wszystkie worki, wracamy do domu i parzymy kawę. Robimy sobie suchy prowiant i wychodzimy na taras. Pamiętając o upale, włączam zraszacze. Siadam na swoim ulubionym miejscu, podczas gdy Marcin idzie wypuścić konia.

Potrzebuję byś mnie kochałWhere stories live. Discover now