***

199 12 3
                                    


Spokojna próba, wszystko odegrane tak jak powinno być. Nawet odrobinę zawiało nudą. Tym bardziej ze Lysander opuścił wcześniej nas wszystkich bo miał jakaś tajemniczą sprawę do załatwienia, zresztą to było w jego stylu. Kiedy wszyscy się już pakowali, wparowała do naszej piwnicy jakaś rozhisteryzowana panienka i zaczęła krzyczeć ze pobili jakiegoś chłopaka i leży cały we krwi tuż za szkołą. Było już późno i pewnie tylko my byliśmy w tym czasie w szkole. Dziewczyna wiec u nas szukała pomocy pewnie widząc ze pali się światło przez okienko w piwnicy.

- Daj spokój mała. Widzisz ze zajęci jesteśmy, nie nasz interes. - mruknął basista.

- Ale! Ale ten chłopak umiera! Proszę! Tam jest tyle krwi a ja nie mam telefonu! - dziewczyna się rozpłakała.

Może i byłem szkolnym łobuzem, może i mnie to za bardzo nie obchodziło ze jakiś tam chłopak nie poradził sobie w bójce. Ale łzy kobiety... no cóż nie byłem na tyle pusty i twardy żeby na to nie zareagować. Wyciągnąłem telefon i podałem dziewczynie.

- idę tam. - powiedziałem do reszty - będzie na nas jak tamtemu coś naprawdę się stało. - wyjaśniłem. - dzwoń na pogotowie i prowadź. - rozkazałem jej odrobinę nie przyjemnie. Nie lubiłem się mieszać w takie sprawy, to zawsze te sprawy mieszały się ze mną.

Dziewczyna cała się trzęsła. Widocznie coś ukrywała. Nie była dobą aktorką.

- To twój chłopak czy co? - mruknąłem.

- Nie... nie... - pokręciła głową.

- To czego ryczysz?! - westchnąłem przegarniając włosy.

- Napadli mnie i chcieli zrobić krzywdę... on wtedy wyszedł ze szkoły i mnie obronił... wtedy dostał w brzuch i zaczął bardzo krwawić... i....

- Dostał w brzuch i krwawi!? - teraz to mi zrobiło się gorąco, dziewczyna pewnie w szoku myślała ze to z pieści dostał a to był pewnie nóż.

Zabrałem jej telefon i od razu zadzwoniłem po karetkę. Kiedy odebrano zacząłem:

- Napadnięto dwoje ludzi. Chłopak dostał prawdopodobnie nożem w brzuch.

Dziewczyna zaczęła jeszcze bardziej ryczeć.

Miałem dziwnie złe przeczucia. Ranny chłopak wychodził ze szkoły... rzucił się bezmyślnie na pomoc dziewczynie? Nie chciałem o tym myśleć ale to by pasowało do tylko jednej osoby, jedynej która mniej więcej w tym czasie opuszczała szkołę.

Kiedy doszliśmy do miejsca zdarzenia zamrugałem nerwowo. Przez chwilę niemal namacalnie poczułem ze moje serce na chwile przystaje.

Moje najgorsze przypuszczenia się potwierdziły.

Podałem szybko adres naszej szkoły i rzuciłem telefon w bok.

- Lysander!? - przykucnąłem przy nim, dużo krwi, o wiele za dużo.

Brałem udział w różnych bójkach, widziałem różne rany, ale nie widziałem jeszcze takiej ilości krwi. Robiło mi się na przemian gorąco i zimno. Dziewczyna na która nie zwracałem teraz uwagi była zielona ze strachu.

- Leć wyglądać karetki! - kazałem jej a samemu drżącymi palcami sprawdziłem czy mój przyjaciel żyje, sprawdziłem mu puls i oddech. Na szczęście jeszcze żył.

W takiej właśnie chwili niczego innego nie żałowałem tak bardzo jak tego ze nie chodziłem zbyt często na zajęcia z pierwszej pomocy. Podstawy jakieś znałem ale w tym przypadku to było za mało. Wiedziałem ze nie powinienem go ruszać. W jakiś sposób zatamować krwawienie i nawet nie próbować wyjmować narzędzia jakim został a ugodzona ofiara.

Słodkie koszmary - [Kastiel x Lysander Słodki Flirt]Where stories live. Discover now