Rozdział 1

514 27 1
                                    

Jack

Jack nikomu nie powiedział o wcześniejszym przyjeździe, potrzebował być dziś sam, przygotować się psychicznie na powrót do świata.

Przypatrywał się ludziom na lotnisku, byli podekscytowani, rozradowani, a jedyne co odczuwał było zmęczenie i przygnębienie, marzył o gorącej kąpieli, piwie i własnym łóżku. Poprosił Hugh by opiekował się jego dobytkiem, a znając go aż strach było pomyśleć co z niego zostało. Burczało mu w brzuchu więc pomyślał, że należałoby zrobić zakupy żywnościowe, albo skoczyć gdzieś na szybki obiad. Wygrało to drugie.

2 godziny później...

Najedzony i w lepszym nastroju wracał do domu taksówką obserwując co się dzieje za oknem, co się zmieniło pod jego nieobecność, kierowca co chwila mu o czymś opowiadał, ale Jack nie zwracał na niego uwagi. Niemal godzinę później po wyrwaniu się z korków wysiadł przed swoim domem ciesząc się tym, że może rozprostować kości.

Podchodząc bliżej widział, że klepki w werandzie zostały wymienione, przed wejściem po obu jego stronach stały dwie duże rośliny, koc złożony na ławce, szyby błyszczały.

-Hugh nieźle się spisał.-pomyślał.

Otworzył drzwi przekręcając klucz, wystarczyło że przekręcił raz a zawsze przekręcał na dwa razy, albo coś było nie tak albo ktoś był w budynku. Wszedł dalej zamykając za sobą drzwi, podłoga błyszczała czystością, chodniki były wytrzepane nawet odkurzone, zlew błyszczał, na stole były podkładki z owocami na nich. W domu unosił się kwiatowy zapach.

-Co tu jest grane? Hugh zatrudnił ekipę do sprzątania czy co?

Szedł dalej, schody z ciemnego drewna też błyszczały i co dziwne już nie skrzypiały, poręcz nie latała na boki, na klatce na ścianach wisiały zdjęcia w ramkach, na których był on z Hugh lub byli we trójkę z Jeannie. Otworzył drzwi do sypialni, a raczej bardziej je rozchylił bo były już uchylone, czuć było powiew wiaterku, bo okno na przeciw jego łóżka było lekko otworzone, obok niego stało wiadro ze środkami czystości i żółtymi gumowymi rękawicami.

A na łóżku to co zobaczył było dla niego szokiem spała Jeannie w obcisłych jeansach i bluzce koszulowej w kolorze niemal buraczkowym, jej buzię przesłaniały rude loki.

-Skąd ona się tu wzięła i dlaczego dba o mój dom? Czemu Hugh tego nie robi tylko wykorzystuje siostrę? Już ja później sobie z nim pogadam.

Wyglądała jak nimfa, anioł, tyle lat próbował o niej nie myśleć, a ona leży na moim łóżku, w moim domu, który wygląda lepiej niż świetnie.

-Jack...-wyrwał go z rozmyślań jej głos, choć nadal spała.

Jej koszula była rozchylona ukazując jej jasną skórę i wypukłość piersi. Podszedł i odsunął kosmyki z jej twarzy. Przebierała nogami zaciskając uda.- Jack... Kochany...proszę...

-Czy to możliwe? Czyżby o nim śniła? I nazwała go Kochany. 

Euforia Jacka nie miała granic, w głębi duszy pragnął by na niego czekała. Odłożył plecak, po cichu zdjął buty, położył się obok niej przyciągając do siebie po okryciu ich kocem.

-Widzisz Kochanie? Jaki los potrafi być przewrotny. Marzyłem o tobie w moim łóżku, w moim domu i znajduję cię w nim. Pamiętasz? Zawsze do mnie przychodziłaś, gdy pokłóciłaś się z bratem i przychodziłaś gdy byłem daleko, ale teraz będziesz na prawdę należeć do mnie tak jak i do tego miejsca.-mówił szeptem całując ją w skroń, wdychając jabłkowy zapach jej włosów i zapadł w sen trzymając Jeanie w objęciach.

Be StrongWhere stories live. Discover now