10. Epilog - Konfortissimo

1.3K 117 32
                                    

Dwa lata później ...

Stały na niedużym balkonie, wsłuchując się w odgłosy pisków i śmiechów, bawiących się piętro wyżej na tarasie dzieci. Marek rozłożył tam dmuchany basen, tak by Irenka wraz z kuzynostwem mogła się trochę pochlapać wodą w te upalne, letnie dni. Bez wątpienia najmłodsza siostra Elwiry wraz z synkiem byli ich najczęstszymi gośćmi i zdecydowanie nie miała nic przeciwko temu.

Marietta miała rację, wspominając jej kiedyś, że macierzyństwo to wspaniała rzecz, lecz po pewnym czasie dość monotonna. Za to w towarzystwie najbardziej rozgadanej w rodzinie siostry nie dało się nudzić. Poza tym odkąd Ircia zaczęła chodzić, jeszcze bardziej polubiła towarzystwo innych dzieci. Kuzynek miał już prawie trzy latka i był na tyle wyrozumiałym dzieckiem, iż wspólna zabawa z roczną dziewczynką, nie wprawiała go w częstą złość.

- I jak? Lecicie z nami w te wakacje? – zagadnęła Marietta.

- Nie, raczej nie – odparła Elwira.

- Dlaczego? Przecież to już standard, że ludzie podróżują z takimi małymi dziećmi.

- Nie w tym rzecz. W tym roku wolimy jechać nad morze.

- Serio? Przecież to kilka godzin w aucie? Wyjdzie na to samo, co podróż samolotem. A na południu to przynajmniej pogoda pewna.

- Zapewne masz rację, ale ...

- Ale, ale – weszła jej w słowo rozczarowana siostra. – Ze ślubem też ciągle słyszę to „ale". Nie wiem, na co wy czekacie – westchnęła. – A ja tu bym chciała przejść się na porządną imprezę.

- Może nie na co, ale na kogo?

- A co, ksiądz w parafii zaniemógł czy jak?

Elwira zaśmiała się z tego, przez co Marietta także się rozchmurzyła. Obie weszły do środka i usiadły na kanapie w salonie.

- Nie, nie chodzi o księdza – kontynuowała temat Elwira. – A o rodzeństwo Irenki.

- Przecież ona nie ma ... O mój Boże! – pisnęła Marietta. – Oszalałaś?! Druga ciąża? W twoim wieku?

- W jakim wieku? – Elwira udała oburzenie. – To ostatni dzwonek, nie sądzisz?

- Nie wierzę! Moja „nigdy nie będę mieć dzieci" siostra, spodziewa się drugiego. No proszę! Który to tydzień?

- Czternasty.

- I dopiero teraz mi mówisz? – Marietta przyjrzała się krytycznie siostrze, chcąc dopatrzyć się jakiś wczesnych oznak ciąży. Elwira miała to szczęście, iż w pierwszej nie dopadły ją typowe przypadłości ciężarnych, wiec w drugiej mogło być podobnie. – Co, znowu wpadliście?

- Nie. Tym razem świadomie.

- Naprawdę? – w głosie Marietty było więcej troski niż kpiny. – Naprawdę tego chciałaś?

- Tak, choć przyznaję, że może bardziej dla nich niż dla samej siebie. Chcę, by Irenka miała rodzeństwo, wszak sama wiem, jak dobrze je mieć. Poza tym Marek bardzo tego pragnął. Nigdy o tym nie wspomniał i sama go o to zagadnęłam, a jego entuzjazm i radość, wystarczyły, by mnie upewnić.

- Jej, to naprawdę piękne z twojej strony – powiedziała wzruszona siostra. – My z Tymkiem na razie nie mamy takich planów, a już na pewno nie do czasu, gdy nie znajdziemy nowego mieszkania. To stare jest duże, ale wiesz, co o nim myślę. A właśnie – zorientowała się Marietta. – Skoro powiększy się wam rodzina, to pewnie myślicie o remoncie i przeorganizowaniu mieszkania.

- Nie – zmarszczyła brwi Elwira.

- No jak to? Gdzie będzie mieszkał nowy bobas, skoro Irenka ma swój własny pokój?

- Na początku i tak będzie z nami w sypialni, a później się zobaczy.

- Jasne, jak będziesz miała dwójkę na głowie, to wątpię, by zachciało ci się remontów. Jeszcze wspomnisz moje słowa.

Elwira uśmiechnęła się na to.

- Ludzie mieszkają na mniejszych metrażach w większej liczbie i żyją, to i my się tutaj pomieścimy.

- No tak, ale co to za życie – westchnęła siostra, a El bezradnie pokiwała głową.

- W takim razie auto. Na pewno zmieniacie samochód.

- Nie wydaje mi się, by było to możliwe.

- Dlaczego? Interesy kiepsko idą?

- Nie – zaśmiała się Elwira. - To obecne jest przecież duże, więc na pewno i w czwórkę się pomieścimy.

- Może i tak, ale swoje lata już ma.

- Nie przesadzaj. To pięcioletni samochód. Dziesięć, to już sporo, a tak to, jest ok.

Marietta nie miała innych pomysłów na zmiany w życiu najstarszej siostry, dlatego ponownie zaczęła wypytywać o zdrowie, wizyty u lekarza i inne sprawy związane z jej odmiennym stanem.

Późnym popołudniem, odprowadzając siostrę do samochodu i machając odjeżdżającej trójce, Elwira zawróciła na plac zabaw przy osiedlu, gdzie Marek razem z ich córeczką robili babki w piaskownicy. Wkoło panował krzyk i pisk bawiących się dzieci. Mimo to ona widziała jedynie tę dwójkę i nie mogła zrozumieć, dlaczego za każdym razem ich widok, beztrosko się bawiących, wprawiał ją w swego rodzaju rozczulenie. I być może podświadomie ona sama także pragnęła jeszcze jednego dziecka, a ta dwójka, wspólnie, pozwoliła jej to zrozumieć. W głębi siebie cieszyła się na myśl o powiększeniu się ich rodziny. Bawienie i zajmowanie się rodzeństwem czy też cudzymi dziećmi, to była inna bajka w porównaniu z posiadaniem własnego potomstwa. I nie chodziło jedynie o podejście do obowiązków, ale w postrzeganiu samego dziecka. Na dodatek z tak cudownym człowiekiem, jakim okazał się dla niej Marek. Sama nie przypuszczała, że będzie w stanie kogoś tak mocno pokochać i uzależnić się od drugiej osoby. Był dla niej wszystkim i też zrobiłaby dla niego wszystko, by był szczęśliwy. Tak bardzo, jak ona stała się dzięki niemu spełniona i szczęśliwa. Rzeczywiście okazał się jej deską ratunku i być może nie ostatnim wolnym, ale jedynym mężczyzną, z którym chciała i mogła być.

A kiedy Marietta wspomniała o sprzedaży SUV-a, od razu wiedziała, że jest to na razie niemożliwe, a już na pewno z czasem nie będzie łatwe, wszak oboje z Markiem darzyli ten samochód sporym sentymentem.

***

Koniec

***

Nowe widokiHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin