5

276 37 17
                                    

Oniemiałam.
Jeszcze raz powtórzyłam sobie w myślach ostatnie słowa Vincenta.
Czy on...?
Nie możliwe.
Po prostu... nie.
Zdając sobie sprawę z tego, że wczoraj naprawdę widziałam chłopaka w naszym ogrodzie, szybko odepchnęłam go ręką.
Vincent widoczne nie spodziewał się takiego obrotu akcji ponieważ opadł na podłogę z hukiem. Zaśmiał się.

- Stawianie oporu jest bezcelowe, Evans - powiedział.

- Co ty pieprzysz? - warknęłam. - Co robiłeś wczoraj pod moim domem?

- Chciałem zobaczyć w jakich warunkach mieszka moja nowa towarzyszka - powiedział.

- Towarzyszka...?

- Szef cię jeszcze nie poinformował? - zapytał wstając z podłogi.
Na jego twarzy ciągle widniał uśmiech.
- Jesteś tu całkiem nowa i pewnie czujesz się trochę nieswojo. Tak się składa, że Mike jest praktycznie nieobecny za dnia, Jeremy ma swoje obowiązki a ja jestem wolny - dodał.

- A co z tym czarnowłosym chłopakiem? - zapytałam.

- Chodzi ci o tego gościa z telefonem? Na niego też nie licz, to dupek.

Naprawdę Vincent będzie musiał mi towarzyszyć?
Równie dobrze mogę przecież sama sobie poradzić.

- Co tu się dzieję? - zapytał szef stojąc w drzwiach szatni. Wyglądał na zdziwionego.

Nie umiąc wytłumaczyć zaistniałej sytuacji, powiedziałam szybko:

- Vincent... Pomagał otworzyć mi szafkę... Zatrzasnęła się.

Mężczyzna spojrzał na nas pełen wątpliwości.

- Mam nadzieję że dowiedziałaś się już o małej zmianie?

- Tak, chciałabym tylko zapytać, czy to naprawdę konieczne - powiedziałam cicho.

- Tylko na krótki okres czasu - odrzekł szef. - Tequilla, idź do biura nocnych stróżów, długo tam nie sprzątano i wypadałoby to wreszcie zrobić. A ciebie Vincent, zapraszam do kuchni. Kelner się skaleczył i chwilowo nie może obsługiwać gości - dodał wychodząc z szatni.

- Niedługo wrócę - powiedział chłopak machając mi ręką.

Przez dłuższą chwilę stałam w miejscu i po prostu gapiłam się w drzwi.
Wreszcie otrząsnęłam się i poszłam w stronę tego całego biura zakładając czapkę na głowę.

Kubeł z wodą i kilka szmat czekały już na mnie przed wejściem.
Tu naprawdę można robić wszystko, najpierw zostałam nianką do dzieci, teraz jestem sprzątaczką a za chwilę będę kelnerką. Co jeszcze?
Westchnęłam i chwyciłam do ręki szarą ścierkę którą zmoczyłam w wodzie zmieszaną z jakimś pachnącym płynem.
Zabrałam się do sprzątania syfu który gromadził się tu pewnie przez kilka miesięcy, a może i nawet kilka lat.

Zaczęłam od ścierania biurka i rzeczy znajdujących się na nim.
Chwyciłam czarny laptop i z czystej ciekawości otworzyłam go.
O dziwo był włączony.
Na ekranie nagle pojawiła mała mapka przedstawiająca pizzerię.
Kliknęłam w okienko z napisem ,,Cam 4'', zaraz po tym wyświetlił mi się obraz z kamery która musiała wisieć gdzieś na ścianie tego pomieszczenia.

Przeszłam do kuchni, ujrzałam Vincenta który sprzeczał się o coś z jakimś kucharzem.
Nie chcąc zawracać sobie tym głowy, przejrzałam jeszcze toalety, wszystkie korytarze i schowek.
Kamera znajdująca się w schowku musiała być zepsuta i nie działała ponieważ ekran cały czas pozostawał czarny.
Na koniec zerknęłam na scenę i na Piracką Zatokę. Animatroniki standardowo spełniały swoje obowiązki, śpiewały, grały i zabawiały klientów.
Odstawiłam laptop na bok i zaczęłam myć podłogę.

Po skończonej robocie postanowiłam odnieść wiadro do schowka.
Nie byłam do końca pewna czy właśnie tam powinnam to zanosić czy po prostu zostawić ale postanowiłam zaryzykować.
Wrzuciłam do wody brudne szmaty i wyszłam z czystego już biura.
W pewnym momencie sądziłam że zgubie się w mrocznych korytarzach pizzerii ale w końcu udało mi się dojść do wyznaczonego miejsca.
Nie zastanawiając się chwyciłam za klamkę i przekręciłam ją lecz drzwi nie chciały się otworzyć.

- Zamknięte...? - pomyślałam.
Może powinnam zgłosić się po klucz? 
Chcąc zawrócić nagle poczułam okropny smród przez który od razu zrobiło mi się nie dobrze.
Co to do cholery może być?

Przysłaniając swój nos oraz twarz, klękłam na kafelkach podłogi aby zajrzeć w głąb ciemnego pomieszczenia przez kratki które znajdowały się na dole drzwi lecz nic nie dostrzegłam.
Nie rezygnując z otwarcia drzwi, wyciągnęłam z kieszeni spodni czarną wsuwkę.
Często na filmach widziałam jak aktorzy właśnie takim sposobem otwierali różne pomieszczenia, więc, czemu nie mogłabym spróbować?
Drżącą dłonią wsunęłam wsuwkę do zamka drzwi i zaczęłam nią ruszać.
Po kilku nie udanych próbach wreszcie udało mi się.

Z obawą lekko uchyliłam drzwi i weszłam do środka lecz trudno było cokolwiek zobaczyć, było ciemno, ale jedno było pewne.
Ta nieprzyjemna woń jeszcze bardziej się zaostrzyła. 
Szybko chwyciłam swój telefon i włączyłam w nim latarkę, bardzo tego pożałowałam.
Żałowałam, że w ogóle udało mi się wejść do tego schowka.

W oświetleniu latarki dostrzegłam martwe ciała dzieci.
Tak, dwójki dzieci które zaginęły wczorajszego dnia.
Zostały zabite.
Ciała były pozbawione oczu i niektórych kończyn a ich gardła były podcięte.
Widocznie wykrwawiły się aż skonały w męczarniach. 
Zaczęłam wrzeszczeć lecz mój krzyk stłumiła dłoń która wylądowała na moich ustach.

- Uspokój się - powiedział ktoś za mną.

Z oczu momentalnie zaczęły lecieć mi łzy.

- Teraz oboje mamy swój mały sekret - Vincent odwrócił mnie w swoją stronę szepcząc.

- Jesteś nienormalny! - krzyknęłam uwalniając się od chłopaka lecz ten złapał mnie za oba nadgarstki.

- Nie próbuj nawet uciekać. Jeśli coś wygadasz szefowi lub komukolwiek, skończysz jak te bachory - powiedział a uśmiech momentalnie zniknął z   jego twarzy.

- Zabiłeś te dzieci?! Dlaczego? Co one ci zrobiły?

- Lubię to, po prostu. Zabijanie jest piękne, to taki mój jedyny sens życia.

- Jesteś chory - powiedziałam płacząc. Chciałam z tąd wyjść, musiałam.

- Możliwe. A teraz pomóż mi ukryć te ciała - Vincent wreszcie puścił mnie ze swojego uścisku po czym podszedł do ogromnej szafy.
Z tamtąd wyciągnął coś wielkiego i postawił to na podłodze.
Wyglądało to jak... Stary animatronik?
To coś bardzo przypominało Freddy'ego lecz było w kolorze żółtym a w środku nie było tego całego mechanizmu który by zasilał robota.

- Co ty robisz? - zapytałam ścierając z policzków swoje łzy.

- Ukrywam ciała, nie widać?

Zszokowana patrzałam jak Vincent pakuje ciało martwego chłopca do animatronika.
Później zrobił to samo z ciałem dziewczynki lecz ją schował do wnętrza jakiegoś biało-różowego lisa.
Chłopak posadził żółtego animatronika pod ścianę i skierował go tak, żeby ten patrzał na mnie swoimi pustymi, czarnymi oczami.
Do tego, jego głowa była nienaturalnie przekręcona przez co przeszły mnie dreszcze.

Siedząc i gapiąc się na ociekające krwią roboty, usłyszałam jak ktoś przechodzi koło schowka.
Wykorzystując nieuwagę Vincenta cicho wstałam z podłogi i podeszłam do drzwi. Jeśli uda mi się je szybko otworzyć, będę mogła uciec i zaalarmować szefa o tym co właśnie odkryłam.
Łapiąc za klamkę poczułam okropny ból w okolicach czaszki.
Osunęłam się na podłogę z jękiem.

- Nie możesz - powiedział chłopak mocno owijając swoje dłonie wokół mojej szyi po czym lekko mnie uniósł.
Powoli zaczęło brakować mi tchu, nie wiedziałam ile jeszcze tak wytrzymam.

W końcu zemdlałam, nadal widząc obrzydliwy uśmiech przed swoją twarzą.

•The Purple Tears•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz