Rozdział IV

53 6 5
                                    

     Lekcje płynęły. Właśnie kończyła się biologia. Jedyna lekcja na której uważałam. Nie zwracałam uwagi na Tomka. Zajmował się zajęciami, więc było spokojnie. Za chwilę miała nastąpić długa przerwa. Pani od biologii była dosyć niemiła i cięta na nas. Nie chciałam mieć uwagi w dzienniku, a po za tym lubiłam przedmiot, którego uczyła. Mój kolega nerwowo kręcił długopisem, co nie uciekło mojej uwadze. Chyba nie rozumiał tematu, albo nie lubił omawiać pracy żołądka. Jeszcze pięć minut i zadzwoni dzwonek. Zaczęłam troszkę odbiegać myślami od tematu lekcji, kontrolę nad moim mózgiem przejęły rozmyślania na temat tego co mogę powiedzieć nowemu o naszej szkole. Miałam pustkę w głowie. Przez mój umysł płynęły miliony myśli, ale żadna z nich nie mówiła nic konkretnego. Były tak jakby z różnych końców świata, gdzie każdy mógł mówić w innym języku, wyglądać inaczej, myśleć o czym innym, a łączyło by ich jedynie to, że byli by ludźmi. To właśnie była jedyna wspólna cechą dla mojego bałaganu w głowie. Myśli można było nazwać myślami i to na tyle. W sumie doszłam do wniosku, że co będzie to będzie i nie mam czym za bardzo się przejmować. Jeżeli będę sobą to mogę zyskać nowa znajomość. Udając kogoś kim nie jestem mogę najwyżej zbudować coś fałszywego i nieuczciwego, a tych cech w szczególności, nie trawiłam. Została mi tylko jedna opcja. Być sobą i działać spontanicznie. Stwierdziłam, że muszę mu pokazać jedyne spokojne miejsce w tym budynku. Małe pomieszczenie z tyłu szkoły, które było puste mimo swojego pięknego wyglądu. Mam na myśli sale artystyczną. Podczas przerwy wszyscy zazwyczaj z tamtąd wychodzili. Jak twierdzili denerwować ich zapach farb lub te wszystkie,, denne" pracę na ścianach. Dla mnie była to przepustka, raj na Ziemi. Przede wszystkim panował tam spokój, ale też magia tego pomieszczenia aż promieniowała. Właśnie tam spędzam długie przerwy wraz ze szkicownikiem.
       Zadzwonił dzwonek. Ludzie w szalonym tempie wybiegł z sali. Ja na spokojnie spakowałem książki od biologii, szkicownik i piórnik.

- Zbieraj się mamy spory kawałek do przejścia, kilka ciekawych miejsc. Idziesz? - dalej miał ten dziwny uśmieszek, irytował i ciekawił za razem.

- Tak jest Pani Generał.- zasalutował. Zaśmiałam się.

- Dobra, a teraz chodź. - odpowiedziałam że szczerym uśmiechem.

Wyszliśmy z sali. Przed nami biegł długi korytarz na szerokość prawie całej szkoły. To tutaj prawie wszyscy przesiadywali.

- Przygotuj się na to, że w tej chwili wszystkie pary oczy zwrócą się w twoją stronę, ponieważ jeden jesteś nowy, a dwa idziesz ze mną. - spojrzałam na niego, a on lekko się skrzywił.

-Wydajesz się fajna osobą, więc jeżeli ktoś coś do ciebie ma to jego problem.

-Miło, że tak myślisz, jednak większość uważa inaczej. - tym razem też na mojej twarzy pojawił się uśmiech, ale tym razem sarkastyczny.

Sarkazm był moim drugim ja. My natomiast poruszaliśmy się powoli korytarzem, mijając sale lekcyjne. Tak jak myślałam, większość uczniów zwracała na nas aż za duża uwagę. Nie przejmował się tym. Ludzie na codzień dziwnie na mnie zerknają ze względu na mój wygląd. Zawsze ubrana na czarno, co wielu kojarzyło się z szatanizmem. Tunele w uchu i kolczyk w nosie też nie były za ciekawie odbierany w społeczeństwie. Mimo to lubiłam tak wyglądać.

-Czemu się przeprowadziłeś? - stwierdziłam, że warto jakoś rozładować atmosferę. Tomek był spięty pod tak wieloma spojrzeniami.

- Sprawy rodzinne. Rodzice się rozwiedli i tata uważał, że nie możemy żyć w tak stresowej atmosferze, więc się przenieśliśmy. - odparł bez emocji.

- Przepraszam nie powinnam pytać... - zmieszałam się, to musiało być dla niego przykre.

- Nie, nie wyluzuj. Przyzwyczaiłem się do ciągłych zmian w moim życiu. Zresztą wiem, że wyjdą mi one na dobre.- na jego twarzy zagościł promienna uśmiech. Fajnie było tak popatrzeć na kogoś z dołu.

TajemnicaWhere stories live. Discover now