Gdybyśmy mogli zamieszkać w książce...

34 4 0
                                    

Anastazja siedziała właśnie na lekcji polskiego, kiedy telefon zadzwonił, wskazując winowajcę. Był nim Konrad. Jej niewyciszony telefon zabrzęczał na całą klasę, a ona przeprosiła i wyszła z klasy.

– Konrad! Mam lekcje. – Zwróciła się do telefonu i wiedząc, że powiedziała to za głośno, odchrząknęła wymownie, bo na korytarzu, kręciły się woźne i reszta uczniów, którzy jakimś fartem mieli tę godzinę wolną.

– Wiem, przepraszam, ale mam propozycję. – Słyszała głos swojego rozmówcy. – Spotkajmy się dzisiaj o godzinie 19.00 w kawiarence obok szkoły. – Był bardzo podekscytowany i ucieszony, jednak Anastazja dzisiaj nie chciała go widzieć.

– Przepraszam, ale jestem już umówiona. – Powiedziała, udając smutną i zamyśloną. – Muszę iść już do klasy, cześć.

– Pa. – To było jedyne, co usłyszała, bo jednym ruchem rozłączyła rozmowę i wyłączyła telefon.

Weszła do klasy, widząc większość ludzi, którzy skierowali wzrok na nią, ale nie interesowało ją to. Czasami czuła się winna, odrzucając Konrada, ale jej zdaniem było to najlepsze rozwiązanie. Usiadła na swoim miejscu, pokornie spuszczając głowę w dół. Nie było to dobrym rozwiązaniem, bo jasne włosy spadły jej na twarz, zasłaniając widok zielonym oczom. Nauczyciel coś tłumaczył, ale nie widać było, żeby ktokolwiek siedzący z tyłu chciał go słuchać. Dlaczego mając 16 lat, nadal uczymy się tego samego i wciąż to powtarzamy? Chyba nikt nie znał na to pytanie odpowiedzi, a na czele stała Anastazja.

W tym samym momencie Konrad siedział pogrążony w smutku na ławce w parku. W jego głowie kłębiły się pytania, wszystkie dotyczące jego przyjaciółki. Dlaczego znowu go odrzuciła? Czemu unika go jak ognia? Był starszy, ale nigdy jej to nie przeszkadzało. Jeszcze miesiąc temu normalnie się przyjaźnili i spędzali każdą wolną chwilę w swoim towarzystwie. Bardzo mu tego brakowało.

Dzień dla nich obydwu dłużył się nie miłosiernie. Od razu po szkole Anastazja poszła na obiad, taki miała zwyczaj. Była w domu po godzinie 17.00. Nie zdążyła nawet dokładnie odrobić lekcji i pouczyć się z ważniejszych przedmiotów, gdy jej mama zawołała ją na dół. Zeszła bardzo niezadowolona i usiadła na krześle, czekając na wyjaśnienia.

– Nastka, musisz iść do sklepu, bo jutro na śniadanie nie będzie chleba i innych produktów. – Wstała, podając jej długą listę zakupów wraz z banknotem stuzłotowym. – Trzymaj listę, wróć koniecznie przed 21, zostały ci niecałe dwie godziny.

Lubiła jakkolwiek pomagać w domu, tak samo, jak wszyscy w nim mieszkała, więc czemu miałaby się stawiać. Szybko założyła czarne tenisówki i narzuciła czarną, zwykłą bluzę za biodra. Nie wiedziała tylko, że w tym samym sklepie jest już ktoś, kogo tak bardzo nie chciała dziś spotkać. Wsiadła w pierwszy, lepszy autobus, bo mieszkała w Warszawie, gdzie prawdopodobnie każdym autobusem dojechałaby do jakiegoś supermarketu.

W tym samym czasie Konrad chodził po sklepie bez celu. Niby przyszedł na zakupy, ale przecież nikt nie zauważy, że sobie trochę po nim pochodzi i się porozgląda. Cały czas, bez przerwy, myślami wracał do Anastazji. Co takiego zrobiła ta niska blondyneczka o zawsze zdenerwowanym spojrzeniu, że tak bardzo zawróciła mu w głowie? Wiedział, niestety, że ona nie myśli teraz o nim. Mylił się. Ona dokładnie w momencie, gdy wchodziła przez drzwi wejściowe do sklepu zastanawiała się, czy naprawdę może mu się podobać. Od razu na jej ustach pojawił się w lekkim smutek, bo on dla niej jest tylko przyjacielem. Nawet jakby się bardzo starała, nie wyszłoby, po pierwsze, bo ma już kogoś, a po drugie, jest to dziewczyna. Konrad nic o tym nie wiedział, bo bała się mu wyznać prawdę. To była jedyna rzecz, jakiej się bała – odrzucenie. Słyszał tylko od niej, że jest w szczęśliwym związku, nie wiedział, kim jest jej wybranka serca.

Kiedy ona myślała o nim, a on o niej, zobaczyła go przy regale z alkoholem. Widząc go, nie wiedziała, co ma zrobić. Schować się, odejść, czy po prostu go nie zauważyć? Nie musiała długo myśleć, bo Konrad już do niej podchodził.

Był zły, to mało powiedziane, był wściekły. Dlaczego znowu mu to robi? Miała się z kimś spotkać. No trudno, może uda mu się namówić ją teraz na spacer i wszystko jej wyjaśni. To zjadało go od środka. Wiedział, że jest z kimś, nie chciał psuć jej szczęśliwego związku, ale musiał jej to powiedzieć.

– Anastazjo? Dlaczego mnie okłamałaś? – Zaczął nieprzyjemną rozmowę, a ona udając, że dopiero, co zauważyła wysokiego, dwudziestoletniego szatyna, odwróciła się i uśmiechnęła się przepraszająco.

– Ja... – Zawahała się przez moment. – Przepraszam. Wynagrodzę ci to jakoś. Nie mogłam się dzisiaj spotkać. – On rozumiejąc powoli o co chodzi, zaryzykował.

– Chodź ze mną teraz na spacer, proszę! – Spojrzał na nią i pojedynczy uśmiech wkradł się na jego usta.

Byli w parku. Było już, po 21.00, ale oni świetnie się bawili. Konrad bał się zacząć rozmowę, a Anastazji za bardzo się podobało, żeby mu przypominać. W jej telefonie było widać już konsekwencje ich czynu. Był 9 maja 2019 roku, godzina 21.31 i pięć nieodebranych połączeń od mamy. Bała się oddzwonić. Nie dość, że miała wrócić o 21.00 to jeszcze z zakupami.

– Nastka, muszę ci coś ważnego powiedzieć... – Zaczął, ale obydwoje bali się tej rozmowy. Stanęli pod drzewem, opierając się o nie, ale nadal Konrad bał się dokończyć. Po dłuższej chwili widząc wielkie zmieszanie na twarzy Anastazji, ukazujące się wraz ze światłem migającej latarni, poczuł jak palą mu się policzki. – Anastazjo, kocham cię. Tak bardzo, jak ziemia potrzebuje powietrza, tak bardzo, jak działa przyciąganie ziemskie. Tak bardzo, że gdybyś zniknęła, pozostałbym tak samo pusty, jak czarna dziura w kosmosie. Przepraszam, że ci to robię. – Dokończył, zatrzymując się na chwilę i nie łapiąc oddechu, czekał na jej jakikolwiek znak, jakąś odpowiedź.

Zniżył głowę, nie panując nad sobą, przybliżył się do niej i chciał delikatnie musnąć swoimi ustami, ale szybko i zręcznie się odsunęła. Czuł wielki wstyd, może nawet większy niż wstręt w tamtej chwili do siebie.

– Konrad, ja mam kogoś. – Zająknęła się przy ostatnim słowie, ale nie przeszkadzało to nikomu. – Konradzie, ja mam dziewczynę, przepraszam... – Wyrzuciła z siebie. – Nie wyszłoby nam, nawet jakbym była sama. Możemy być tylko przyjaciółmi. – Te słowa zabolały go tak mocno, że poczuł, jak jedna z niewielu łez w jego życiu spływa mu właśnie po policzku.

– Gdybyśmy mogli zamieszkać w książce, to nasze życie byłoby łatwiejsze. Gdybyśmy byli w niej zwykłymi, wymyślonymi bohaterami, ty zakochałabyś się nagle we mnie, by zrobić z tego dobry romans i na przymus połączyć nas już na zawsze razem... – Mówił, co mu pierwsze przychodziło do głowy, nie patrząc na smutną i zdruzgotaną Anastazję, która ledwo, co stała na własnych nogach. – Zostawiłabyś swoją dziewczynę, zmieniłabyś całe swoje życie. To jednak jest prawdziwe, bolesne życie, a nie monotonne i jednorodne romansidło. – Zakończył swoją myśl, odchodząc od Anastazji w stronę miasta. – Żegnaj Anastazjo!

Wiktoria Karpowska


@laccaria — okładka

Żegnaj, Anastazjo!Where stories live. Discover now