Tolerancja przede wszystkim.

31 0 1
                                    


Nazywam się Lidia Malinowska. Jestem polką. Jednak od ośmiu lat mieszkam w Stanach Zjednoczonych. Aktualnie  zamieszkuje w Los Angeles. Mam trójkę dzieci. Czteroletniego Christophera oraz roczną Josephine i Hannę. Za mąż wyszłam w dość młodym wieku, a mianowicie gdy miałam dwadzieścia dwa lata. Byłam zakochana po uszy, ale nie sądziłam, że Jonas we mnie też. On jest starszym o trzy lata Amerykaninem, a z zawodu współwłaścicielem luksusowej firmy samochodowej. Na szczęście nie jest to miłość dla zabawy, pieniędzy, sławy, więc mamy do siebie duże zaufanie. Dlatego jesteśmy jednym z najszczęśliwszych małżeństw i  uważa się nas za dobry przykład udanego małżeństwa. Mamy dużo przyjaciół na całym świecie i przez to, często podróżujemy. Czasem tylko ja lub tylko z mężem, a powolutku zaczynamy podróże z dziećmi. Uwielbiam zwiedzać cały świat. Jestem bardzo cenioną dziennikarką i w większości zajmuje się tematami dla kobiet. Pracuję zdalnie, więc piszę artykuły dla wszelkich czasopism, magazynów, stron internetowych itp. Potrafię dużo języków, więc moje prace są w różnych językach dla wielorakich państw. Teraz dużo moich wypracowań znajduje się w jednym z polskich magazynów. Niedawno stało się coś bardzo istotnego w mojej karierze.

 Około dwóch tygodni temu podczas długiego namysłu o temacie kolejnego artykułu, dostałam bardzo ciekawy e-mail z propozycją udziału w międzynarodowym konkursie. Gdy doczytałam, że chodzi o podróż w czasie do początku XIX wieku jedyną działającą maszyną czasu,to prawie nie wybiłam szyby w naszym apartamencie. Moja rodzina świętowała to ze mną prawie przez cały dzień. Chris od razu stwierdził, że gdy dostanę się do ostatniego etapu, pojedzie ze mną, choćby nie wiem co. Wytłumaczyłam mu na czym będzie polegał ten wyjazd, a on jakby wszystko doskonale zrozumiał, słodkim  głosikiem powiedział:                                                                                                                                                                              -Niech ci będzie. Tylko plosie psywieś mi coś, bo musię dać coś śwojej psyjaciółce, dobzie?

          Oczywiście zmieniliśmy temat rozmowy na młodą nieznajomą. Po pewnym czasie zaczęły się eliminacje polegające na pisaniu różnych wypracowań. Na szczęście w tym jestem dobra, więc wiedziałam, że nie może być bardzo źle. Zdecydowałam się poczekać jeszcze na wyniki, aby nie zapeszyć kupowaniem nowych ubrań. Bardzo byłam zestresowana wynikami przed ostatniego etapu.

Cztery dni temu dostałam wiadomość o tym, że jestem jedną z dwóch osób, które mają gwarancję dostania się do finału, a zarazem na wielką podróżą w czasie. Organizatorzy dali szansę jeszcze paru osobom, bo stwierdzili, że chcą mieć chociaż jedną czteroosobową grupę. Wówczas ja i druga osoba, miałyśmy skontaktować się ze sobą, bo stwierdzono, że w podróż wyruszymy wspólnie. Druga osoba okazała się kobietą. Nazywa się Madzia Żurek, ale uwielbia jak mówi się do niej pani Madzia. Jest dziennikarką dziedzin kulinarnych. Pomimo różnicy wieku bardzo dobrze się dogadywałyśmy.

Kolejnego dnia zaczęłam się pakować i kupować ciuchy. Podczas zakupów przypomniałam sobie, że Jonas za dwa dni wyjeżdża ze swoimi wspólnikami do Waszyngtonu, na ważną konferencję. Ja wyjeżdżam za trzy dni, więc musieliśmy się śpieszyć. Nie wiedzieliśmy z kim zostawić dzieci podczas naszej nieobecności. Biegusiem wróciłam do domu, aby przemyśleć wszystko z mężem. Zesmutniałam, bo przepuszczałam, że będę musiała zrezygnować ze swojej przygody. Moi rodzice mieszkają w Norwegii, ale zawsze na miesiąc wyjeżdżają do Polski i akurat w tym czasie zrobili sobie tam romantyczny wyjazd, więc od razu odpadli z naszej listy kandydatów. Rodzice Jonasa rozwiedli się, a on nigdy nie chce zostawiać dzieci z jednym z nich, bo drugi będzie zazdrosny. Teraz naprawdę nie wiedziałam, co począć. Żaden przyjaciel z pobliskich miast nie mógł zrobić sobie urlopu, bo miał dużo pilnych spraw do wykonania. Nagle Jonas przypomniał mi, o naszym wspólnym przyjacielu z Chicago - Philipie, który od dłuższego czasu planował sobie przerwę od pracy, a do tego lubi dzieci. Dla niektórych mógł być jeden problem, a mianowicie on jest gejem. My na szczęście jesteśmy bardzo tolerancyjni, ponieważ każdy z nas ma dużo takich znajomych. Dlatego pośpiesznie do niego zadzwoniliśmy z propozycją. Poprosił o czas do przemyślenia do końca dnia. Nie mieliśmy wyboru, więc zgodziliśmy się. Po godzinie oddzwonił i powiedział, że już zakupił bilety na jutro i będzie około piętnastej w Los Angeles. Spytał, czy może przyjechać ze swoim chłopakiem Ericiem. Oczywiście zgodziliśmy się.

Następnego dnia  Jonas pojechał na lotnisko po chłopków, a ja pakowałam go na jego wyjazd. Po obiedzie Eric, Philip i ja poszliśmy wyluzować się do klubu, a Jonas został z dziećmi i przygotowywał się do konferencji.

 Dzień przed moim wyjazdem zawiozłam Jonasa na lotnisko, dokończyłam zakupy na moją podróż i takie tam do domu, aby Eric, Philip i dzieci mieli co jeść. Chłopcy przygotowali obiad, więc miałam dużo czasu dla siebie. Stwierdziłam, że zrobię sobie relaksacyjny wieczór. Wzięłam długą kąpiel i prawie zasnęłam, ale musiałam jeszcze pokazać chłopcom, w co przebrać dziewczynki i jak pomagać Chrisowi w codziennych czynnościach. Przed pójściem do łóżek pożegnałam się ze wszystkimi, aby później im nie przeszkadzać w spaniu.

Wczesnym rankiem pożegnałam się ze wszystkimi i poprosiłam, aby dalej spali. Pod apartament podjechał przystojny szofer luksusowym autem i zawiózł mnie na lotnisko. Leciałam około dziesięciu godzin prywatnym samolotem wynajętym przez instytut specjalnie dla mnie. Na lotnisku byłam o dwudziestej drugiej. Tam czekała na mnie cała masa pracowników, badaczy, profesorów i pani, z którą korespondowałam na temat podróży. Z LA musiałam wyruszyć trzy dni przed podróżą w czasie, by zdążyć do miejsca, gdzie jest baza instytutu, pomóc Pani Madzi i organizatorom w przygotowaniach maszyny do podróży. Musimy przejść szkolenia, nauki jak zachowywać się w miejscu i czasie, w którym wylądujemy.  Przejdziemy przeróżne badania oraz szczepienia na różne choroby jakie można tam spotkać. Okazało się, że na miejscu jestem jako pierwsza, więc dostałam luksusowy pokój z pięknym widokiem i bardzo wygodnym łóżkiem. Stwierdziłam, że jestem zmęczona po podróży, więc poszłam zrobić sobie do kuchni herbatkę uspokajającą. Później od razu położyłam się i zasnęłam. Po paru godzinach usłyszałam dziwne dźwięki....

(źródło grafiki : https://turystyka.wp.pl/zimowe-podroze-lotnicze-dokad-oplaca-sie-leciec-6044252387508865a )


Soplicowo, czyli tam i z powrotem.Where stories live. Discover now