2. You're Driving me Crazy - When it all went on

3.7K 306 422
                                    

7.

Obecność Harry'ego w mieszkaniu tak naprawdę przez kilka pierwszych dni po jego wprowadzce była ledwo zauważalna. Malutkie elementy, drobiazgi wręcz, które Louis dostrzegał po jakimś czasie, jak druga szczoteczka do zębów w kubku w łazience, czy lodówka pełna kolorowego, świeżego jedzenia. Nic, na co mógłby narzekać. Poza tymi rzeczami tak naprawdę nadal miał wrażenie, że mieszka sam, bo jakoś tak się składało, że mijali się w tych kilku dni, od kiedy Styles - Louis naprawdę nie mógł uwierzyć, że ktoś mógłby mieć tak na nazwisko - się wprowadził, ograniczając kontakt jedynie do rzuconych w locie kilku zdań. Co było bardzo dobre dla Louisa, bo dzięki temu odzyskał odrobinę spokoju ducha i nawet jego mózg zaczął pojawiać się od czasu do czasu. Być może mieszkanie z Harrym wcale nie będzie takie złe? Może niepotrzebnie się obawiał?

A potem przyszedł weekend, a raczej piątek wieczór, czyli ulubiona pora Louisa na nadrobienie zaległości serialowych z całego tygodnia i odpoczynek przy winie. Koty ułożyły się na jego podołku, kiedy zatopiony w miękkich poduszkach i przykryty puchatym kocem śledził przygody fikcyjnych bohaterów jednym okiem, drugim zerkając na wiadomości od Zayna, który właśnie przeżywał jedno ze swoich załamań. Nic strasznego, jedyne, co musiał robić szatyn to od czasu wysyłać współczujące wiadomości. Poza tym wieczór, a raczej już noc, bo dawno minęła północ, był tak samo zwyczajny jak zawsze. A może jednak nie? Odgłos kluczy w zamku nie był czymś normalnym, przez chwilę Louis miał ochotę złapać za patelnię i zaczaić się na włamywacza, ale cóż, po pierwsze miał na kolanach koty, a po drugie, jaki włamywacz otwierałby sobie drzwi kluczem nucąc pod nosem jakiś skoczny kawałek? No właśnie. Dojście do wniosku, że to musi być Harry zajęło Louisowi zdecydowanie zbyt dużo czasu, ale hej, jego mózg jeszcze nie wrócił do końca z urlopu i na dodatek opróżnił prawie całą butelkę wina.

Dłoń z kieliszkiem wina zatrzymała się w połowie drogi do ust, kiedy obserwował jak brunet wtoczył się do mieszkania zamykając - zatrzaskując - drzwi, po czym podpierając się ścian dotarł do salonu i upadł na kanapę tuż obok Louisa wydając z siebie pełne ulgi prychnięcio-westchnięcie. Gin - ten mały włochaty zdrajca - szybko umościł się na kolanach Stylesa mrucząc z zadowoleniem, gdy ten zaczął go drapać za uszkami. Drugą ręką chłopak sięgnął do wciąż nieruchomo trzymanego kieliszka i po prostu go przejął, wypijając całą zawartość. I to odblokowało zdolność Louisa do mowy, bo co, jak co ale alkoholu nie da sobie podkradać. Nie w tak perfidny sposób.

- Może przyniosę ci twój własny kieliszek, hm? - Zapytał starając się włożyć w to jedno zdanie cały swój sarkazm, ale najwidoczniej ta zdolność osłabła po ucieczce mózgu. Cholera jasna.

- Nie trzeba, możemy się podzielić tym - mruknął w odpowiedzi brunet sięgając po butelkę i ponownie napełniając naczynie. - Dzielenie się to dbanie o innych.

- Harold - ostrzegawcze warknięcie wyrwało się z gardła Louisa, ale nie wywarło na drugim chłopaku żadnego wrażenia. Irytujące.

- Kto to Harold? Nie znam człowieka. Ja jestem Harry i skończyło ci się wino. Przyniosę kolejną butelkę, powinieneś się rozluźnić Lewis, jesteś strasznie sztywny.

Sztywny?! Louis wcale nie był sztywny, po prostu bardzo, ale to bardzo nie lubił, gdy ktoś pozbawiał go dostępu do alkoholu, który sam kupił. A to, że wolał spędzać wieczory właśnie w taki sposób zamiast użerać się z pijanymi ludźmi w klubach było po prostu zabiegiem logistycznym. Za to, co wydałby w ciągu jednej imprezy mógł się wyżywić przez tydzień. Matematyka była naprawdę prosta. Poza tym, od kiedy Zayn się wyprowadził wychodzenie na miasto straciło swój urok. Miał niby iść sam?

Ale takie postępowanie nie robiło z niego sztywniaka. W końcu miał wino a nie herbatkę. Nie było jeszcze tak źle i opinia Harry'ego nie miała żadnego znaczenia. Absolutnie nie. I to wcale nie z tego powodu poczuł się naprawdę źle, gdy brunet wrócił z drugą butelką wina z kuchni i nalał obficie do kieliszka. Jednego, bo dzielenie się jest fajne. I zupełnie normalne wśród prawie nieznajomych. Tak. Zdecydowanie. Przecież wszyscy tak robią. Tylko widocznie Louis nie był jak wszyscy. Co, biorąc pod uwagę brak mózgu, nie było dalekie od prawdy. Nie czuł się komfortowo. Styles był za blisko – może jednak ta kanapa nie była odpowiednia dla dwójki ludzi – i pachniał zbyt dobrze, nawet mimo unoszącego się wokół niego zapachu dymu i alkoholu, wciąż dominująca była wanilia. Louis naprawdę myślał, że nienawidzi tego zapachu. Kojarzył mu się z odświeżaczami do powietrza, których jego mama używała w samochodzie, co zawsze doprowadzało go do mdłości. Jednak na Harrym ten aromat nie był drażniący.

You're Driving Me Crazy | Larry Short Story ✔️Where stories live. Discover now