Piękna jak milion łez

192 15 1
                                    

Sąsiadka wyglądała jak 
istota z innego świata... 
Czy mogła stać się lekiem 
na moje złamane serce? 

  Gdy zerwała ze mną narzeczona, świat mi się zawalił. Zawsze miałem tylko trzy marzenia: mieć stałą, w miarę znośną pracę, piękną żonę i kota. Poznaliśmy się jeszcze na studiach. Patrycja była taka niesamowita - przez wiele lat myślałem, że złapałem Pana Boga za nogi. Nie widziałem w niej żadnych wad, aż do czasu, gdy wystawiła mnie za próg. Przez wszystkie te lata, kiedy byliśmy razem (a ja kochałem ją jak głupi!), ona szukała lepszej opcji. Dlatego nie chciała za mnie wyjść... A ja myślałem, że jest niezależna, i starałem się to uszanować. W końcu znalazła jakiegoś starego pacana, który zarabiał więcej, niż ja byłem sobie w stanie wyobrazić. 

  Ślub za miesiąc, jak raczyła mi powiedzieć na pożegnanie. Tak straciłem miłość, marzenia i w dodatku wyleciałem z mieszkanie, na które wziąłem kredyt. Nie wiem nawet, jak to się stało. Patrycja była sprytna, prawdziwa modliszka. Czułem, że bez dobrego prawnika tego nie odkręcę. Wylądowałem w małej, taniej i brudnej kawalerce w obskurnej kamiennicy na końcu świata, gdzie próbowałem się życiowo pozbierać. Nie szło mi to najlepiej. Wciąż myślałem o Patrycji i o tym, jak bardzo jestem nieszczęśliwy. "Wszystko się ułoży. Musi." powtarzałem sobie często, ale w sumie niewiele to zmieniało. Do tego jeszcze to mieszkanie... Było tak paskudne, że brakowało mi słów. Wszędzie czaiło się robactwo, jednak najbardziej zszokowały mnie ćmy. Wpadały do środka wielkie jak bombowce, nigdy dotąd takich nie widziałem. 
"To chyba nie jest ich pora roku.", zastanawiałem się, goniąc za kolejnym nocnym motylem. Nie znosiłem ich, budziły we mnie lęk. 
Złapałem ćmę do słoika i wyniosłem na korytarz. Tam wypuściłem na wolność. Niechęć niechęcią, ale nie będę przecież zabijać żyjątka. Owad wyleciał z niewoli... Prosto w twarz jakiejś kobiety. 
-Ojej! -usłyszałem krzyk. 
Ćma wylądowała na jej ciemnych włosach i tam już została. Nie zaplątała się ani nie szamotała. Po prostu przysiadła jak dziwaczna kokarda. 
-Bardzo przepraszam, zaraz ją przegonię. -wyjąkałem. 
-Nie ma potrzeby. 
Ku mojemu zdumieniu nieznajoma zachowała spokój, jakby noszenie ćmy na głowie było normalne. Uśmiechnęła się, a ja zrozumiałem, że jest najpiękniejszą kobietą na świecie. Te kręcone włosy, jasna cera i wielkie oczy... istota tej urody nie mogła być prawdziwa. Ponieważ zaniemówiłem z wrażenia, rozmowa dobiegła końca. Nieznajoma skinęła głową i poszła do siebie. Tej nocy po raz pierwszy od trzech miesięcy zasypiałem, nie myśląc o Patrycji. Nie wściekałem się, nie rozpamiętywałem, nie czułem żalu. Byłem zbyt zajęty rozważaniem, kim jest moja urocza sąsiadka. 

  Tymczasem po ćmach przyszła kolej na motyle. Irytowały mnie jeszcze bardziej i nie miałem pojęcia, skąd się biorą. Nie znałem się wprawdzie na owadach, ale do wiosny wciąż było daleko - o tej porze roku powinny jeszcze spać w kokonach... Czy co one tam robią. A w mojej paskudnej kawalerce fruwały pod sufitem - trafiał się przynajmniej jeden dziennie! Nie miałem serca wyrzucać ich za okno, skoro nadal zdarzały się przymrozki, więc wypuszczałem owady na ciepły korytarz. 
A na korytarzu zwykle spotykałem uroczą sąsiadkę. Nie mówiła mi za wiele, ale zawsze patrzyła na mnie jakoś tak... Miałem wrażenie, że mnie rozumie. Dopiero po jakimś czasie odkryłem, że to z powodu jej smutnych oczu. Pewnie sama też wiele przeżyła. 
-Cześć, smutasie! 

  Jakiś czas później odwiedziła mnie siostra. Martwiła się. Nigdy nie lubiła mojej narzeczonej i próbowała mnie przed nią ostrzec. Nawet jeżeli teraz czuła satysfakcję, to starannie to ukrywała. Jednak i tak nie miałem ochoty się z nią spotykać. Jej widok o wszystkim mi przypominał. 
-Dawno się nie widzieliśmy, smutasie. -ciągnęła, gdy już władowała się do mieszkania. -Powinieneś się cieszyć, a nie smucić. Wiesz, jak to mówią. Baba z wozu... 
-Chcesz czegoś? -przerwałem ten monolog. 
-Tylko cię zobaczyć. Rodzice się martwią, odciąłeś się od wszystkich. -paplała dalej. -Nie możesz być teraz sam, jeszcze cię dorwie jakaś tęsknica. 
-Jaka znowu ladacznica? -nie zrozumiałem. 
-Nie ladacznica, tylko tęsknica. -rzuciła oburzona. -Taki słowiański demon, który żywi się smutkiem. 
-Co za bzdury! 
Nie chciałem tego słuchać. Miałem prawdziwe problemy, a nie jakieś... 
Marika była jednak bardzo poważna. 

-Nie żartuję. - zapewniła. -Chodzą po tym świecie istoty, które chłoną negatywną energię jak gąbka. Słyszałam, że żyła raz pewna kobieta, której mąż złamał serce, a ona wypłakała morze łez. I potem z tych słonych łez powstał obrzydliwy potwór, któremu ciągle chciało się pić. Wiadomo, od całej tej soli... 
Udałem, że ziewam. 
-Czy ta historia do czegoś zmierza? 
-Oczywiście! -fuknęła na mnie, po czym wróciła do opowieści. - Stwór nie mógł pić nic innego, wysysał tylko jeszcze więcej łez, aż w końcu wyssał ją na wór. 
-Bajeczki dla dzieci. -prychnąłem. 
-I to się zdarzyło nawet gdzieś w tej okolicy... -zawiesiła dramatycznie głos. 
-Dobra, przesadziłaś, Marika! -krzyknąłem na nią. -Zostaw mnie w spokoju. 

  Wyrzuciłem siostrę za drzwi. Fruwające pod sufitem motyle zatrzepotały niespokojnie. Nie miałem już siły z nimi walczyć, powoli się przyzwyczajałem. Wolałem ich ciche towarzystwo niż głupie gadanie siostry i znajomych. Mimo że nie mówili tego wprost, wiedziałem, że uważają mnie za kompletnego jelenia. W końcu dałem się tak wykiwać tej zdradzieckiej kobiecie. Mojej -tfu, tfu! - byłej narzeczonej. 
"Jak też ona się nazywała?", zastanawiałem się, bo za nic nie mogłem sobie przypomnieć. "Paula? Pola? Hm, a może jednak Pelagia..."

  Nie czułem się najlepiej. Bolała mnie głowa, nie mogłem spać. Czasami z trudem wstawałem z łóżka, więc rzuciłem pracę... I już nie musiałem wstawać. Powoli docierało do mnie, że powinienem poszukać pomocy, ale gdzie? Z nikim nie utrzymywałem kontaktu. Od czasu do czasu rozmawiałem tylko z piękną sąsiadką. Wszystko inne - poza nią jedyną - dawno straciło sens...

***

  Obudziłem się w szpitalu. Przy łóżku stała moja zapłakana mama, obok niej ojciec i wściekła Marika. 
-Próba samobójcza?! Jak mogłeś? -załkała. -Dlaczego nic nam nie powiedziałeś?! 
Z pomocą rodziny jakoś się pozbierałem. Zabrali mnie z tamtego mieszkania, przygarnęli, ustawili do pionu. Podobno przeżyłem załamanie nerwowe, leczę się na depresję. Czuję się już o wiele lepiej, aktualnie szukam pracy. 
I tylko czasem - w wyjątkowo ponure, deszczowe dni, gdy smutek wprost unosi się w powietrzu - kątem oka dostrzegam moją dawną sąsiadkę. Nieważne, gdzie pójdę, ona zawsze jest w pobliżu. Czeka cierpliwie, aż znowu wpadnę w ciemny dół. Na zwiady wysyła motyle... 

_________________________________________________

I mamy kolejne opowiadanko ^^ 
Zostaw coś po sobie myszko <3 

Historie o DuchachWhere stories live. Discover now