Jam jest Azrael

45 1 0
                                    

Wleciałam do pomieszczenia na wezwanie. Kogo jak kogo, ale mnie jednak da się przyzwać. Któż się ośmielił? Oh. Sam i Dean Winchester. Mogłam się tego spodziewać. Starszy - Dean - podpalił okrąg ze świętego oleju, w którym aktualnie stałam.

- Wolałabym najpierw jakieś "dzień dobry", czy coś... - burknęłam w ich stronę z założonymi rękoma.

- Jaka wygadana... - rzucił długowłosy spoglądając na brata.

- Sam i Dean. Miło was znów widzieć - uśmiechnęłam się - Mogliście dać tu chociaż jakieś krzesło.

- Słuchaj anielico - Dean pogroził mi palcem - Mamy sprawę.

- To oczywiste - rzuciłam - Inaczej nie byłoby mnie tutaj - dodałam spoglądając na moje lekko zaostrzone paznokcie, aby chłopcy poczuli obojętność, jaką ich w tym momencie obdarzyłam.

- Uratuj Castiela - powiedział Sam. Zastanowiłam się przez moment...

- Castiel żyje. Przecież mam go na liście... - wyciągnęłam szybko notes, w którym mam zapisane różne byty. I te śmiertelne i te nie. Notesik jest mały, ale mieści w sobie wiele imion - Gdzie ty jesteś do jasnej cholery... - szepnęłam wodząc oczami po literce 'C'. Ależ się ucieszyłam, kiedy odnalazłam anioła - O, widzicie? Jest 'Castiel' - przyłożyłam palec obok imienia anioła i pokazałam go łowcom - Pomódl się Dean, na pewno przybędzie - mruknęłam i schowałam notes, a Sam i Dean spojrzeli po sobie. Chwilę później starszy z braci zamknął oczy i zaczął mówić do Casa w myślach. Po kilku sekundach Castiel we własnej osobie pojawił się po środku pomieszczenia w zakrwawionym prochowcu. Ledwo trzymał się na dolnych kończynach. 

- Cas! Co się stało?! - prawie wykrzyknął Sam i razem z bratem pomógł aniołowi usiąść na kanapie za nimi. Wyszłam z płonącego kręgu - na mnie nie działa - i ze świecącymi na metaliczny błękit oczami podeszłam do brata. Wyszeptałam aniołowi kilka słów w naszym ojczystym Enochiańskim i Castiel znów był jak nowy.

- No! Niczym wyciągnięty prosto od mechanika - powiedziałam i poklepałam braciszka po ramieniu. Ten dopiero co oprzytomniał.

- Az... Azrael? - spytał swoim jakże głębokim głosem.

- Panie doktorze, pacjent odzyskuje pamięć, idziemy w dobrym kierunku - powiedziałam zniżonym głosem - Tak, to ja bracie - dodałam już moim zwykłym, a anioł rzucił mi się na szyję. Znając już co nie co z ludzkich zwyczajów, westchnęłam tylko głośno i odwzajemniłam przytulasa.

- "Miło znów was widzieć"? - zapytał Sammy z grymasem na twarzy.

- Co? - rzucił lekko zbity z tropu Dean.

- Kiedy się z nami witałaś, powiedziałaś 'miło was znów widzieć'. Widzimy się pierwszy raz... - pomyślał Łoś, na co ja parsknęłam śmiechem.

- Oh, nie... Może nie na żywo, ale powiedz mi, Samie Winchester, ile razy już umarłeś? - spytałam retorycznie.

- Kim ty jesteś? - spytał Dean.

- Patrzcie państwo, przywołują, a nie wiedzą kogo... - wstałam z kanapy - Jam jest Azrael i władam śmiercią, mam czterdzieści tysięcy stóp wysokości i siedem tysięcy par skrzydeł, oraz tyle języków i par oczu, ilu ludzi na świecie! - przedstawiłam się słowami, którymi opisali mnie niegdyś starożytni ludzie.

- "Czterdzieści tysięcy stóp wysokości"? - zadrwił z mych słów zielonooki łowca patrząc na wzrost mojego naczynia. Najwyższe nie było, ale było właściwe. 

- Potęga nie objawia się zawsze w wielkości i sile, spójrz na to z innej strony, w końcu Michał miał mieć ciebie za naczynie - powiedziałam - ty potrafisz polować na monstra, ja za to wyznaczam, kiedy wy wszyscy pomrzecie - dodałam stojąc na przeciwko braci z cynicznym uśmiechem na ustach i szaleństwem w oczach.

- Azraelu, przestań - upomniał mnie Cas - Ja im o tobie powiedziałem, ale nie zdradzałem szczegółów. 

- Cas, po co nam anioł śmierci? - spytał Dean z wyrzutem na buźce.

- O widzisz? Miałam spytać o to samo, Castielu - rzuciłam i skrzyżowałam ramiona.

- Nie będę owijał w bawełnę, jesteś w niebezpieczeństwie - powiedział Cas widocznie kierując te słowa do mnie. Lekko się zdziwiłam, bo przecież ja? W niebezpieczeństwie? Whaaaat?Zmrużyłam oczy, a w głowie myślałam nad słowami anioła, jednak po chwili znowu otwarłam oczęta do ich normalnej rozwartości.

- Że co. Że ja? - zapytałam, żeby się upewnić, że uszy mnie nie mylą. Anioł kiwnął głową.

- Ale ona - zaczął Sam - To... no wiesz... anioł śmierci - wyjąkał - W jakim ona może być niebezpieczeństwie? 

- Sama jest niebezpieczna... - szepnął zielonooki z założonymi rękoma. Chyba mnie nie polubił. Jeszcze.

- Zawrzyj twarz - rzuciłam do starszego z braci - A ty - wskazałam na Casa palcem - Tłumacz, o co tu chodzi.

- Lucyfer - powiedział jedynie anioł. Oh, tyle mi wystarczy... - On chce mieć ciebie przy sobie, bo no wiesz, masz władzę nad śmiercią i... - przerwał na moment.

- Mogę mu się przydać... wiem, Cas, wiem... - mruknęłam - Na mego pecha, ten czort ma swoje niezawodne sposoby na zwabienie mnie na jego stronę - dodałam z zamyśleniem, a cała trójka skierowała na mnie zdziwione spojrzenia - No co? To diabeł! Mistrz kłamstwa i tak dalej! - powiedziałam gestykulując rękami.

- Śmierć i Lucyfer to złe połączenie - burknął Sam - Szczególnie dla naszej planety.

- A wy, jesteście najlepszymi łowcami na świecie... - rzucił mój brat i podrapał się po głowie omijając szerokim łukiem wzroki łowców.

- Oooo nie, Cas! Nie będziemy bodyguardami twojej skrzydlatej siostrzyczki! - zaprotestował Dean. 

- Okej! To ja idę do Luśki, do zobaczenia na Sądzie Ostatecznym, a widzę, że to jest bliżej, niż myślałam - puściłam do zgromadzonych oczko i zaczęłam wychodzić z pomieszczenia promiennym krokiem z uśmiechem od ucha do ucha.

- Czekaj! - krzyknął Sam. Oczywiście. Psychologia psychopaty zawsze działa. Odwróciłam się na pięcie i spojrzałam na towarzystwo - Pomożemy ci - dodał młodszy Winchester, mimo protestów brata. 

- Hurra! - zakrzyknęłam radośnie - Kto chce się przytulić?! - dodałam rozstawiając ręce do tulenia. Castiel podszedł do mnie i przytulił, Sam również powoli podszedł, ale widziałam niepewność w jego oczach, a Dean... Chyba wolał zostać na swoim bezpiecznym miejscu. I został. Złapię go innym razem. 







Anioł Śmierci - Supernatural ffWhere stories live. Discover now