Rozdział 2

5 0 0
                                    

Nowy Jork

Drzwi frontowe trzasnęły za mną, kiedy przekroczyłam próg mieszkania. Zegarek stojący na  szafce wskazywał 3.04. Zmęczona skierowałam się do sypialni zrzucając po drodze z siebie ciuchy. Byłam zbyt zmęczona na kąpiel. Weszłam do sypialni i z szafy sięgnęłam pierwszą lepszą podkoszulkę Ashtona wciągając ją na swoje nagie ciało. Ashton był ode mnie sporo większy, dlatego jego górna część garderoby spokojnie zakrywała mi tyłek. Odsunęłam kołdrę i wsunęłam się pod ciepłą pościel. Ashton przekręcił się w moją stronę otwierając zaspane oczy.

- Jane? - Spytał zdziwiony otwierając szerzej oczy - Co tu robisz?

- Śpij.. rano porozmawiamy - Pogłaskałam go po policzku i sama zamknęłam oczy

Po chwili czułam jak ręka mężczyzny oplata moją talie, a ja zostałam przyciśnięta to jego klatki. Od razu uderzył we mnie zapach męskiego płynu do kąpieli i tytoniu. Wtuliłam się w jego ramie i zasnęłam.

Obudził mnie huk dochodzący z kuchni. Uniosłam lekko powiekę spoglądając na wyświetlacz telefonu. 8.02. I tak muszę się już podnieść, chodź robię to niechętnie. Cały dzień biegania na szkoleniu, czy wspinanie się po górach nie było tak męczące jak podnoszenie się z ciepłego łóżka rankiem. Z jękiem nie zadowolenia podniosłam tyłek i zarzucając po drodze na siebie bluzę mojego chłopaka, ruszyłam do kuchni. Ashton ubrany w garnitur, próbował zawiązać czarny krawat, jednak nie szło mu to za dobrze. Pokiwałam głową na boki i w przypływie litości podeszłam do niego.

- Daj ja to zrobię - Mruknęłam zaspana, łapiąc za materiał - Ważne spotkanie? - Pytam ignorując jego pytające spojrzenie

- Miałaś byś później. Mogłaś chociaż zadzwonić. Odebrał bym Cie z lotniska  - Spojrzał na mnie surowym wzrokiem

- Oj, taksówki też nie są złe. Nie przeżywaj - Zawiązałam krawat i wygładziłam go ręką - Gotowe.

Mężczyzna westchnął, po czym złożył krótki pocałunek na moich ustach i łapiąc za teczkę wyszedł z mieszkania. Ja natomiast zjadłam szybkie śniadanie i spoglądając na zegarek udałam się do łazienki. Wykąpana, ubrana i uczesana w niedbałego koka stanęłam w holu, sięgając z szuflady kluczyki. Już po chwili siedziałam w moim czerwonym maserati. Przycisnęłam gaz i już po nie całych 20 minutach jazdy znalazłam się pod budynkiem organizacji. Weszłam do budynku, uprzednio przeszukana i sprawdzona. Windą pojechałam na 19 piętro. Na końcu długiego korytarza znajdowały się duże drzwi otwierane na specjalną kartę. Wyciągnęłam ją z torby i weszłam do kolejnego pomieszczenia, gdzie kręciło się pełno osób. Niektórzy się ze mną witali, inny posyłali pytające spojrzenia, a jeszcze inny po prostu mnie ignorowali. Do gabinetu Rannera wkroczyłam jak do siebie. Traktowałam go jak drugiego ojca, albo dobrego wujka. To on mi pomógł w moich pierwszych dniach w nowym mieście i to dzięki niemu dostałam się do tej pracy.

- Jualitta! - Wywróciłam oczami na moje pełne imię - Cieszę się, że już jesteś. Siadaj - Wskazał ręką na fotel na przeciwko

- Więc o co chodzi z tym nowym zadaniem? - Spytałam zaciekawiona rozsiadając się wygodniej na fotelu

- Podejrzewamy, że ten człowiek współpracuje z najgroźniejszą mafią w Nowym Jorku. Robi z nimi jakieś interesy na boku. Spróbujesz wkraść się w jego łaski i dowiedzieć czegoś więcej - Wyjaśnił podsuwając mi akta

Otworzyłam teczkę i zamarłam. Czytając nazwisko czułam jak przez moje ciało przechodzi nieprzyjemne ciepło. Ashton Collins urodzony 10 czerwca 1992 roku w San Diego. Kawaler, bezdzietny. Imiona rodziców...
Spoglądałam na kartkę przełykając ślinę. No ja już się dawno wkradłam w jego łaski.

- Wszystko w porządku? - Usłyszałam głos Rannera

Podniosłam na niego wzrok od razu przybierając poważny wyraz twarzy. Nie mogę powiedzieć, że mieszkam z tym człowiekiem pod jednym dachem. Nie wierze w jego kontakty z mafią, jednak praca to praca. Kiwnęłam tylko głową na słowa szefa.

- Kiedy mam zacząć? - Spytałam oddając mu czarną teczkę

- Najlepiej od zaraz - Posłał mi uśmiech - Główna siedziba firmy pana Collinsa znajduje się przy Wall Street - Pokiwałam głową, chociaż ta informacja była mi zbędna. Dokładnie wiedziałam gdzie pracuje mój chłopak

Wstałam z fotela, kierując się do drzwi. Wychodząc rzuciłam szybkie ,, do widzenia'' i skierowałam się do samochodu. Jednak zamiast skierować się do domu, wykręciłam numer do Hayley- Mojej przyjaciółki.

- Halo? - Odebrała już po drugim sygnale

- Co powiesz na kawę? - Spytałam z zachętą w głosie

- A stawiasz? - Usłyszałam melodyjny śmiech dziewczyny

- Tobie zawsze - Również się zaśmiałam - Widzimy się za 10 minut w naszej ulubionej kawiarni - Dodałam i rozłączyłam się

Hayley poznałam w pierwszych dniach pobytu w Nowym Jorku. Jest rok ode mnie młodsza i poznałyśmy się na komisariacie. Ona trafiła tam za rysowanie graffiti na murze byłej szkoły, a ja za.. no cóż.. bójkę w galerii handlowej. Od razu złapałyśmy z dziewczyną dobry kontakt. Przez pewien czas nawet mieszkałyśmy razem. Ma ona wybuchowy charakter, jest uparta i roztrzepana. Zawsze z szerokim uśmiechem i ogromem energii. Jej charakter kompletnie nie pasował do jej drobnej budowy ciała. Nie dało się ukryć, że dziewczyna była śliczna. Miała długie blond włosy, niebieskie oczy, talie osy i mocne czerwone usta bez używania jakiejkolwiek pomadki.
Weszłam do kawiarni zajmując stolik przy dużym oknie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które znałam na pamięć. Było to moje ulubione miejsce zaraz po Central Parku. Kremowe ściany ozdobione były zdjęciami krajobrazów, stoły oraz krzesła były z ciemnego drewna. Zawsze grała cicha i uspokajająca muzyka i roznosił się aromatyczny zapach kawy. 

- Miałaś wrócić później - Oznajmiła siadając na przeciwko mnie blondynka

- Może jakieś ,, miło Cie widzieć?'', ,, stęskniłam się?'' - Spytałam ironicznie krzyżując ręce na piersi
Ta tylko machnęła ręką i wstała od stolika kierując się do lady. Nie musiała nawet pytać co chce bo od pamiętnych czasów zamawiany za każdym razem to samo. Uśmiechnęłam się widząc jak dziewczyna wdaje się w rozmowę z Luckiem- Synem właściciela kawiarni. Hayley była świetną dziewczyną, jednak nie mogła trafić na żadnego dobrego mężczyznę.

- Opowiadaj jak było w domu? - Powiedziała siadając ponowie do stolika i opierając łokcie na blacie

- Jak zawsze wspaniale - Uśmiechnęłam się promiennie - Nowy Orlean to najwspanialsze miasto. Musisz kiedyś tam ze mną pojechać. Spodoba Ci się - Mówię entuzjastycznie

- Bardzo chętnie - Śmieje się razem ze mną i upija łyk swojej czekolady.



Do domu wróciłam późnym popołudniem. Wiedziałam, że od jutra czeka mnie ciężka praca..


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 13, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Jutro będziemy szczęśliwiWhere stories live. Discover now