three

94 19 10
                                    

Czy pamiętasz naszą piosenkę, Richardzie?

Chłodny październikowy wieczór. Liście w ciepłych kolorach, takich jak pomarańcz, żółć czy brąz, w coraz to większych ilościach opadały na ziemię, pozbawiając drzewa okrycia i pozostawiając je nagie. Słońce na niebie pojawiało się coraz rzadziej, a jego miejsce zajmowały chmury. Tylko od czasu do czasu udawało mu się wybić spoza ciemnej gęstwiny obłoków.

Richard siedział na beżowej kanapie, stojącej nieopodal sporego okna. Lewą dłonią kręcił metalowymi kołkami instrumentu, natomiast prawą, opartą o drewniane pudło, szarpał pojedyncze struny, próbując nastroić gitarę. Szło mu to opornie, lecz po długich zmaganiach wszystko brzmiało tak, jak powinno. Odetchnął z ulgą, jakby zmęczył się ową czynnością, i w końcu mógł zatopić się w czystych brzmieniach, wydobywających się spod jego palców. Muzyka była od zawsze ważna w życiu Richarda i potrafił oddać się jej całkowicie. Gdy grał zapominał o całym bożym świecie i o wszystkim, co go otaczało; największe zmartwienia stawały się zupełnie nieistotne. Tak samo było tym razem.

Isabell przyglądała się mężczyźnie o naturalnie ciemnych włosach, nucąc w myślach piosenkę, którą grał na gitarze. Wyglądał jak w transie, dlatego też starała zachowywać się jak najciszej. Swoją drogą, nawet przyjemne było dla niej obserwowanie go w stanie całkowitego zatracenia. Zwracała uwagę na każdy drobny ruch swojego partnera. Lekkie grymasy na twarzy, zmarszczenia czoła, ułożenia dłoni i rąk — nic nie umknęło jej uwadze. Fascynowujący dla Isabell był fakt, że człowiek może posiadać pasję, wywołującą w nim tyle emocji.

Koniec piosenki, grającej przez Richarda, nieubłaganie się zbliżał. Ostatnie takty One Million Lovers rozbrzmiewały po pomieszczeniu.

— Cały czas tu byłaś? — mężczyzna spojrzał na kobietę, siedzącą na drewnianym krześle z miękkim obiciem w delikatne geometryczne wzory.

— Przepraszam, to moja ulubiona piosenka — wytłumaczyła się Isabell, która tak naprawdę nie czuła żadnych wyrzutów sumienia z racji tego, że podglądała nieświadomego Richarda.

— W porządku — westchnął, wstał z kanapy i odstawił instrument na podłogę tak, aby opierał się o chłodną ścianę. Podszedł do gramofonu i sięgnął po jedną z wielu płyt winylowych, znajdujących się na regale obok. Odpowiednio nastawił urządzenie i po paru sekundach do uszu Isabell dotarły dźwięki tej samej piosenki, którą przed chwilą wykonywał szatyn. — Zatańczymy? — odwrócił się i wyciągnął rękę w kierunku kobiety.

Zatańczyliśmy do naszej piosenki, Richardzie.

***

wiem, spora przerwa nastała między dwójką, a trójką, lecz moja wena ucichła. mam nadzieję, że ujdzie, bo to i tak nie to, czego się spodziewałam, a.

remember • r. freitagWo Geschichten leben. Entdecke jetzt