PROLOG

7 0 0
                                    

Tosia z irytacją przekreśliła kolejne, nieudane równanie, po czym rzuciła długopis na biurko. W głębi duszy przeklinała swoją nauczycielkę matematyki oraz jej głupie pomysły zadawania do domu ogromnej ilości materiału, który zdaniem Tosi, i tak jej niczego nie nauczy. Wątpiła w fakt, by cotangensy kiedykolwiek przydały się w życiu. No chyba, że będzie musiała obliczyć jakiś tangens między kasjerką w sklepie, a taśmą zakupową, lub waga w supermarkecie ulegnie awarii i wtedy obliczy masę jednego pomidora czy marchewki. Jednakże było to tak wątpliwe jak to że Tosia nagle zostanie mistrzem matematycznym i dostanie się na jakiś Oxford.

— Tosia, wychodzimy! — Z korytarza dobiegł kobiecy głos.

Dziewczyna zerknęła przez ramię i zmarszczyła lekko brwi.

— Wychodzimy? — zdziwiła się i podeszła do otwartych drzwi swojego pokoju.

W niewielkim, ciemnym przedpokoju, matka Tosi przeglądała się w lustrze i poprawiała makijaż.

— No wychodzimy, wychodzimy — odpowiedziała kobieta.

Jolanta Czarnecka była niską kobietą o jasnych, kręconych włosach sięgających do ramion. Twarz szczupła, trójkątna ze szpiczastym nosem i wystającymi kośćmi policzkowymi, które zawsze lekko podkreślała jasnoróżowym cieniem. Niewielkie, zielone oczy, teraz przyozdobione w ostatnio modne długie rzęsy, zazwyczaj patrzyły na wszystko z lekkim rozbawieniem i przyjaźnią. Jolanta była bardzo drobnej budowy ciała – szczupłe ramiona oraz nogi, płaski brzuch oraz niewielkie piersi idealnie współgrały z niskim wzrostem kobiety. Dodawała sobie centymetrów, zakładając wysokie szpilki, w których czuła się wyśmienicie. Tosia niejednokrotnie patrzyła na figurę mamy z lekką zazdrością. Ona sama odziedziczyła posturę po ojcu – również niskim, jednakże otyłym mężczyźnie z gęstą, czarną brodą.

Mariusz Czarnecki nigdy nie należał do najszczuplejszych i najwyższych. W rankingu wzrostu mężczyzn, mógł swobodnie zająć miejsce w kategorii średniej. Duże, jasnoniebieskie oczy, gęsta broda, która pokrywała pół twarzy i okrągłe policzki oraz proste, czarne włosy opadające na kark mogły sprawiać, że mężczyzna wyglądał nieco niechlujnie. A przynajmniej mógł sprawiać wrażenie kogoś, kto dawno temu pokłócił się z maszynką do golenia.

— Ale dokąd wychodzimy? — zapytała Tosia, opierając się jednym ramieniem o framugę drzwi. Patrzyła jak mama zarzuca na niebieską, prostą sukienkę swój czarny płaszcz.

— Ty nigdzie — odezwał się Mariusz, wychodząc z drugiego pokoju. Miał na sobie jasnokremowe, materiałowe spodnie wyprasowane na kant oraz czarną koszulę. — Ja i mama wychodzimy.

Tosia przewróciła oczami.

— To po co mnie wołacie? — burknęła. — A idźcie, jasne. Zostawcie sobie mnie na pastwę losu.

Rodzice zignorowali uwagę córki, kompletnie zajęci przygotowaniami do wyjścia.

— Będziemy za parę godzin — Jola wsunęła niewielkie stopy w czarne czółenka. — Jedziemy do Tereski i Janka. Maks wyszedł z więzienia.

— Och, jak mogłam zapomnieć — mruknęła Tosia — Maksiu wyszedł i już na przeszpiegi biegniecie.

— Nie na przeszpiegi — rzekł Mariusz, zarzucając na ramiona swoją czarną kurtkę — tylko się przywitać. Nie wiemy za co siedział, nie możemy go dyskryminować.

— Tato, sam fakt, że koleś trafił za kratki w wieku siedemnastu lat jest dla mnie wystarczającym powodem, by trzymać się od niego z daleka. Żaden sąd nie karze tak młodego człowieka więzieniem. Ewentualnie poprawczakiem — zauważyła osiemnastolatka. — Ale jak tam chcecie. Idźcie.

— No już, już — powiedziała mama. — Koniec tych dyskusji. Będziemy niedługo, a ty się poucz. W lodówce jest obiad, odgrzej sobie jak będziesz głodna.

Tosia nie odpowiedziała, kiwnęła tylko lekko głową, a gdy drzwi za rodzicami się zamknęły, zakluczyła je od środka, tak na wszelki wypadek.

Nastolatka nie przepadała za przyjaciółmi swoich rodziców. Nigdy nie zrobili jej nic złego, oboje byli bardzo mili i zawsze uśmiechnięci, jednak Tosia zdystansowała się, kiedy państwo Jackowscy wyznali, iż mają syna w więzieniu. Nigdy nie chcieli wnikać dlaczego chłopak tam trafił. Powiedzieli tylko tyle, że Maks, ich jedyne dziecko, w wieku siedemnastu lat trafił do więzienia, gdzie miał spędzić osiem lat. Ta informacja wystarczyła Antoninie na tyle, by ograniczyć swoje kontakty z tą rodziną do koniecznego minimum.

Dziewczyna wróciła do swojego pokoju, po czym chwyciła w dłoń swój telefon. Kilkoma ruchami odblokowała urządzenie i zadzwoniła do swojej najlepszej przyjaciółki, Wiktorii.

— Wolna chata, piszesz się na kieliszek wina? — powiedziała, gdy Wiktoria odebrała.

— Na kieliszek? Nie opłaca mi się iść taki kawał.

Tosia zaczęła się śmiać.

— Wiesz, mój ojciec ma dość dobre whisky, dostał na urodziny od szefa. Może się nie zorientuje jak butelka przepadnie w nicości.

— W nicości mojego żołądka — odpowiedziała podekscytowana Wiktoria. — Będę za dwadzieścia minut.

W momencie kiedy Tosia kończyła rozmowę z przyjaciółką, na jej pocztę elektroniczną przyszedł dziwny e-mail. E-mail, którego nastolatka nie zauważyła i to był jeden z największych błędów nastolatki. Jednak ona jeszcze o tym nie wiedziała, nie miała pojęcia jak wielkie konsekwencje może ponieść, ignorując akurat tą jedną wiadomość. Nie wiedziała, że w momencie pojawienia się listu w jej skrzynce, została wciągnięta w grę, której stawką jest życie. 


....................................................................................

Oto pierwszy wpis, prolog, który rozpoczyna całą historię. Mam nadzieję, że się spodoba. :) 


You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Apr 12, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

GRAWhere stories live. Discover now