Rozdział 3

122 15 0
                                    


We were two kids living life on the run

                 Był wczesny, jesienny wieczór. Ostatnie promienie słońca wpadały przez okno na piętrze, malując pokój na złoto i pomarańczowo. W całym domu panowała absolutna i niezmącona cisza, przerywana jedynie dalekimi odgłosami życia na zewnątrz i spokojnym szmerem połączonych oddechów. W sypialni na łóżku leżały dwie postacie, nieruchome niczym posągi greckie, nagie pod białymi prześcieradłami, skąpane w blasku wrześniowego zachodu, a czas wydawał się ich nie dotyczyć. Jasnowłosy mężczyzna opierał głowę na piersi swojego towarzysza, a ich dłonie spoczywały splecione na jego sercu.
Dopiero gdy lepka ciemność zaczęła wychylać swoje macki z kątów, Marco zdecydował przerwać bezruch i ciszę.
- Robert – szepnął niepewnie, jakby bał się spłoszyć tą magiczną chwilę – jak myślisz, jak wyglądałoby nasze życie gdybyśmy nie byli piłkarzami?
Mężczyzna poczuł, jak jego „poduszka" unosi się delikatnie gdy drugi z zawodników wziął głęboki oddech.
- Pewnie nigdy byśmy się nie poznali – westchnął po chwili milczenia.
- A jakbyśmy się już poznali? – Marco nie dawał za wygraną.
Polak zamyślił się chwilę, wpatrując się w beżowy klosz lampy nad nimi.
- Prawdopodobnie mieszkalibyśmy w domku na przedmieściach, albo w mieszkaniu na czwartym piętrze w centrum – zaczął, a jego głos wibrował w ciszy sypialni. – Wychodziłbym do pracy o ósmej, pewnie do biura lub może do szkoły, w pośpiechu wypijałbym poranną kawę i całowałbym cię w drzwiach na pożegnanie... kto wie, może ty wychodziłbyś pierwszy, na przykład do redakcji?... Cały dzień myślałbym tylko o tym, żeby znów cię zobaczyć...Wracalibyśmy do domu koło czwartej i zamawialibyśmy chińszczyznę albo pizzę, żeby zjeść ją przed telewizorem, bo z braku czasu gotowalibyśmy pewnie tylko w weekendy... Rocznice świętowalibyśmy wyjściem do kina czy restauracji... Na wakacje jeździlibyśmy nie na Malediwy ale do Chorwacji lub na wieś. Potem przyszedłby czas, że odprowadzalibyśmy nasze dzieci za rękę do szkoły i ściskali je aby dodać im otuchy przed ich pierwszym dniem... Utrzymanie porządku w domu byłoby wtedy niemożliwe... – Polak uśmiechnął się blado. – Patrzylibyśmy jak rosną i dojrzewają, kolejno straszylibyśmy wszystkich potencjalnych partnerów, ale to nie przyniosłoby skutku aż w końcu znów zostalibyśmy sami we dwójkę, tym razem w nieskończoności wolnego czasu i spacerowalibyśmy po parku trzymając się za ręce, karmiąc gołębie i siedząc na ławce obserwowalibyśmy spadające liście, a ja każdego dnia, rano i wieczorem, wciąż powtarzałbym ci jak bardzo cię kocham i że nie wyobrażam sobie kolejnego dnia bez ciebie...
Słowa mężczyzny drżały jeszcze chwilę w powietrzu, unosząc się pod sufitem i ostatecznie zagnieździły się w sercu Marco, rozpływając się ciepłem po jego ciele.
- Chciałbyś takiego życia? – zapytał.


Like the American dream, baby

                Robert zaśmiał się delikatnie i podniósł ich złączone dłonie by delikatnie ucałować, jak zawsze chłodne, palce ukochanego.
- Wystarczy, że rozejrzę się wokół, odpowiedź jest oczywista... Mam wielki, luksusowy dom z kryształowym żyrandolem w salonie i granitowymi blatami w kuchni, do tego w garażu czeka na mnie parę sportowych wozów... Robię to co lubię i zarabiam za to pięć razy więcej niż potrzebuję do życia... – Polak przerwał na chwilę wyliczankę i uśmiechnął się do swoich myśli.
Blask słońca zastąpiło sztuczne światło latarni ulicznych, a noc nadała otoczeniu nowy, głębszy wymiar, pełen tajemnic ukrytych w nieprzeniknionej ciemności.
- Mam wszystko czego mógłbym zapragnąć plus jeszcze więcej. I grupę przyjaciół na których zawsze mogę liczyć.
Marco czekał w ciszy na kontynuację, ale ta nie nadchodziła. W ciszy jaka zapanowała, myśli Marco mogły błądzić wolno, nie ograniczone żadnymi bodźcami świata zewnętrznego... no może z wyjątkiem otulającej go obecności Roberta i delikatnego dotyku jego ciała. Słodka, prawie lepka atmosfera, bezruch i spokój spowijały mężczyznę jak złoty napar z rumianku: powodował, że jego powieki i kończyny stały się ciężkie, a umysł zwalniał i osuwał się w przyjemne odrętwienie.


Nothing to lose and we'd get messed up for fun

                 -A przede wszystkim, mam najcudowniejszego, najwspanialszego chłopaka na świecie – wyszeptał wreszcie Robert, zanurzając twarz w blond kosmykach ukochanego. Niemiec poczuł jak ciepły oddech piłkarza rozdmuchuje jego włosy. Nie mógł już jednak zareagować, gdyż jego oczy ostatecznie zamknęły się i nieświadomie osunął się w krainę snów pachnącą drogimi perfumami i migdałowym mydłem Polaka.


We went too fast, too young

                 Lewandowski jeszcze długo nie mógł zasnąć tej nocy. Wpatrywał się w czerń sufitu swojej sypialni machinalnie gładząc nagie ramię swojego chłopaka i wsłuchując się w jego spokojny oddech.
- Jesteśmy jeszcze młodzi, wszystko przed nami – szepnął w ciszę pokoju. 

Damn YouWhere stories live. Discover now