3. What we are?

58 9 1
                                    

"Jest coś o czym tobie nie powiedziałem, Raven.”
Przez chwilę wydawało mi się, że powiedziałem to zdanie na głos, ale mój głos uwiązł w gardle a oczy powoli wypełniały się łzami, które próbowałem zdusić. Nie pozwolić im wydostać się na powierzchnię, jakby to miało o wiele większe znaczenie niż to, że po prostu nie chciałem się teraz rozklejać. Pierwsze na myśl przyszły mi tabletki, przecież mogłem poprosić psychiatrę o dodatkowe tabletki na uspokojenie, nie tylko te na noc, ale i takie które odrętwiały by mój głośny, nagi umysł za dnia. To było desperackie, wziąłem głęboki wdech i spróbowałem nad sobą zapanować. Nie mogę ciągle się otłumaniać, problemom należy stawiać czoła, zawsze to mówiłem a jednak teraz brakowało mi odwagi. Czy to była hipokryzja?
Tego dnia nie było żadnych więcej wiadomości od tajemniczego Erika, prószący leniwie śnieg nie wyglądał już tak magicznie a ja czekałem na koniec dnia czując jak moje wnętrzności skręcają się przez myśli, które próbowałem głęboko w swoim umyśle ukryć. Przed samym sobą.
Nie rozmawiałem dużo z Raven, nie rozmawiałem dużo z Hankiem. Myślę, że rozumieli bez zbędnych słów, może nie w stu procentach, ale tyle ile było potrzebne.
Obsługiwałem kolejnych klientów z pustym uśmiechem na twarzy, wszystkie grzecznościowe formułki wypadały z moich ust automatycznie, wyuczone. Czułem, jak pogrążam się coraz głębiej w tym pustym i zimnym uczuciu, jakby bardzo powoli zamrażało każdy nerw w moim ciele a ja nie robiłem nic żeby to powstrzymać. Nie robiłem nic, nie dlatego, że nie mogłem nic zrobić, tylko dlatego, że nie chciałem. Nie chciałem z tym walczyć, sam, z własnego wyboru. Poddałem się? W głębi serca zadawałem sobie to pytanie i miałem nadzieję, że jakiś trzeźwy głos, resztki rozsądku zaprzeczą. Nie miałem odwagi odpowiedzieć sobie sam.
Czułem się bardziej samotny niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet mając na wyciągnięcie ręki dwoje moich przyjaciół, było coś czego oni nie mogli zobaczyć. Przecież każdy prowadzi własną wewnętrzną walkę z sobą samym, prawda? Pokonywanie własnych demonów jest samotne, tak mi się przynajmniej w tamtym momencie wydawało. Nie byłem też wcale pewien, czy w ogóle temu podołam. Walka w umyśle.
- Jaką masz do mnie prośbę? - zapytałem Raven unikając jej wzroku. Mój głos brzmiał dziwnie głucho.
Czułem na sobie jej przenikliwe spojrzenie zanim usłyszałem odpowiedź, której już się spodziewałem. Raven miała naturę wojownika i tego jej zazdrościłem, była silniejsza niż ja, tak uważałem.
- Chciałam wyjść dziś z pracy trochę wcześniej, ale to już nie ważne. - czułem w jej tonie troskę, którą starała się zamaskować luźnym tonem.
Może po prostu za dobrze się znaliśmy.
- Daj spokój, poradzę sobie z zamknięciem sklepu. - przewróciłem oczami i westchnąłem odrobinę rozdrażniony jej troską, minimalnie.
W końcu udało mi się ją przekonać, że poradzę sobie sam, że może wyjść pół godziny wcześniej żeby załatwić swoje sprawy, że przecież tu nie zginę w tej księgarni i nie zapomnę zamknąć drzwi.

Są w życiu takie momenty kiedy łzy cisną się do oczu bez widocznej przyczyny. Ten dzień był pełny takich właśnie momentów, ale pomyślałem że to musi być przemęczenie, telepatyczne przeciążenie na linii i wiele innych czynników. Ten dzień był wyjątkowo ciężki pod względem „telepatycznego przeciążenia”, prawdopodobnie dlatego, że nie potrafiłem skupić się wystarczająco by osłonić się przed głosami z zewnątrz.
Poczułem się lepiej dopiero kiedy zamknąłem za sobą drzwi księgarni i odetchnąłem mroźnym, rześkim powietrzem, poczułem się odrobinę mniej zniewolony swoimi słabościami. Przez moment stałem tam, w słabym świetle latarni powieszonej nad drzwiami sklepu, napawając się zimnem które kłuło moje policzki, sprawiało że czułem się bardziej żywy. Wtedy właśnie pomyślałem, że tego potrzebuję, poczuć się żywy, potrzebowałem bodźców, które zagłuszyły by głosy. W tamtym momencie prawdopodobnie podjąłem błahą decyzję, która wiele zmieniła.

Cienka warstwa świeżo spadłego, zmrożonego śniegu trzeszczała głucho pod podeszwami moich butów. Nie poszedłem prosto do domu. Mimo nasilającego się bólu głowy piętnaście minut później siedziałem już w pubie zamawiając pierwszą szklankę szkockiej. Napój palił moje i tak podrażnione zimnem gardło, z każdą kolejną szklanką stopniowo i powoli cichł gwar myśli otaczających mnie ludzi. Jak to jest siedzieć w zatłoczonym barze i słyszeć tylko szum rozmów? Tego nie wiedziałem, nie potrafiłem blokować wszystkich na raz, nie potrafiłem też wyraźnie ich słyszeć. Była to raczej kakofonia bezładnych dźwięków o różnej barwie emocjonalnej niż konkretne myśli, choć czasem, te szczególnie głośne, bardziej intensywne niż inne przedzierały się spośród szumu na tyle wyraźnie bym mógł je wychwycić po czym nikły w zgiełku. Mogłem blokować myśli poszczególnych umysłów, które znałem, na przykład Raven czy Hanka, choć na dobrą sprawę i tak słyszałem brzęczenie ich obecności.
W pewnym momencie, dopiero po jakimś czasie uświadomiłem sobie że czuję na sobie czyjś wzrok i nie było to to uczucie jakie przeważnie ma się na myśli używając tej frazy. Kiedy jesteś telepatą różne rzeczy nabierają innego znaczenia, może nieco głębszego.
Wracając do mojego tajemniczego obserwatora, obróciłem się w kierunku z którego docierały do mnie impulsy, wyrwany z rozmyślań nad tym jak to powoli zaczynałem nienawidzić swoją pracę, i spojrzałem w stalowoniebieskie oczy mężczyzny, którego miałem nieszczęście poznać w księgarni. Erik Lehnsherr, tak? Doznałem dziwnego wrażenia że te spotkania nie były wcale przypadkowe.

Po paru drinkach wydawało się, że mamy więcej wspólnego niż mi się wydawało, a Erik wydawał się całkiem w porządku. Rozmowa o wszystkim i o niczym była na prawdę przyjemna, kiedy mój umysł był wyciszony alkoholem.
Wydaje się, że musiał bym się na prawdę wytężyć żeby użyć na kimkolwiek moich telepatycznych umiejętności i cieszyłem się tym błogim stanem.
O dziwo Erik nie był znudzony moimi opowieściami o co ciekawszych klientach księgarni i kulisach pracy w tego typu handlu. Wydawało się, że te perypetie były dla niego równie zabawne jak i dla mnie, co złagodziło moją gorycz spowodowaną przez uporczywe myślenie nad moimi życiowymi decyzjami.

- Nigdy nie jest za późno na realizację marzeń. Nie mówię, że księgarnia to złe miejsce pracy, wręcz przeciwnie, jesteś w tym dobry. Ale zawsze możesz wrócić na studia, jeśli to jest coś czego chcesz. Trochę przerwy od systemu edukacyjnego jest dobre, nie wypalisz się. - powiedział kiedy usłyszał historię o tym, co spowodowało, że znalazłem się akurat na tym stanowisku.
Chyba zapytał mnie o coś w rodzaju zainteresowań, nie mogę sobie dokładnie przypomnieć, rozmowa jest zasnuta lekką mgłą alkoholu.
- Tak, cały czas o tym myślę. Obawiam się jednak, że w tym przypadku jakakolwiek przerwa może mieć zgubny wpływ na dalszy rozwój mojej kariery. Staranie się o tytuł profesora genetyki po rzuceniu studiów - zaśmiałem się na wpół gorzko - nie, tak się nie da.
Nie pamiętam dokładnie czym zajmuje się Erik. Agent nieruchomości? Coś z agentem, albo coś podobnego, synonim.
Mój umysł był spowity mgłą odgradzającą mnie od codziennego wrzasku narastającego w mojej głowie. Nie pamiętam jak się rozstaliśmy, ale to był dobry wieczór. Coś czego nie spodziewałem się po takim dniu w pracy i po niespodziewanym spotkaniu z tym człowiekiem.
"Jest coś o czym tobie nie powiedziałem..." Słowa rozbrzmiały mętnym, ale wystarczająco długim echem w moich myślach. O czym i komu nie powiedziałem? Dzień w pracy. Taki dzień w pracy. Zły dzień. Bar. Rozmowa. Spotkanie... Wertowałem wszystkie wspomnienia szukając słowa klucza. O czym nie powiedziałem? Spotkanie z tym człowiekiem...
Zmrużyłem oczy i rozmasowałem pulsującą skroń, kiedy wszystko ułożyło się w jedną całość. Fragmenty myśli, które mój pijany umysł wychwytywał.
Nie potrafiłem się skupić, to było jak jazda na niezbyt szybkiej ale też niezbyt wolnej karuzeli, a ja nie miałem czego się złapać żeby nie spaść. Dzień kładzie to poczułem kiedy wstałem z kanapy żeby dosypać kotu suchej karmy. Jego spojrzenie mówiło wyraźnie "pora na jedzenie". Ja nie byłem w stanie niczego przełknąć i czułem w skręcających się wnętrznościach że odpokutuję ten miły wieczór, chwilę ciszy w eterze.

A więc od czego zacząć...
Nie było mnie tu na prawdę długo i pomysł kontynuacji po takim czasie wydaje się absurdalny.
Moje życie wywróciło się o sto osiemdziesiąt stopni i to kilkakrotnie.
Jeżeli ktoś z fandomu cherika/X-Men jest jeszcze zainteresowany, to tak, zamierzam dokończyć to opowiadanie/fanfic.
Wasz Tate

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 26, 2021 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

I Loved My FriendWhere stories live. Discover now