5.

81 4 2
                                    

Jesteśmy w bazie Northa, zostały dwa tygodnie do gwiazdki więc każdy jak tylko może stara się pomóc w przygotowaniach do niej. Nagle coś poszło nie tak, gdy tylko mrugnęłam cały budynek stał w płomieniach a ja nie mogłam się ruszyć, słyszałam krzyki moich przyjaciół błagających o pomoc. Każdy ich krzyk odbijał się w mojej głowie echem. Upadłam na kolana ściskając ręce na głowie, nie mogłam tego wytrzymać. Wreszcie wszystko ucichło, zero krzyków, zero płaczu, kompletna pustka. Słychać tylko ten upiorny śmiech i głos przez który mam gęsią skórkę na plecach, powtarzający ciągle że to moja wina, że mogłam ich uratować. Zaniosłam się płaczem. Jak dziecko nie mogące zrobić nic. Poczułam jak cały mój świat legł w gruzach. Poczułam jakby łańcuchy które mnie trzymały wreszcie puściły co umożliwiło mi wstanie na nogi, szłam powoli, serce coraz bardziej obijało mi się o klatkę piersiową, wszędzie leżały martwe elfiki i yeti. Mijałam ciała przyjacieli próbując nie zwymiotować, jeszcze nigdy nie widziałam czegoś tak strasznego. Pośpiesznym krokiem dotarłam do wielkich drewnianych drzwi prowadzących na zewnątrz, gdy je pchnęłam ani drgnęły więc uderzyłam w nie z całej swojej siły. To co tam zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania, zastałam tam dyndającego na sznurze Jack'a. Mimowolnie łzy wymykały się z pod moich powiek. Bezsilnie opadłam na kolana głośno płacząc, obok mnie zobaczyłam kawałek rozbitego szkła. Wzięłam je do ręki która od razu zaczęła krwawić, przystawiłam odłamek na wysokość krtani, odliczyłam do trzech i mocno pchnęłam.

-Mel obudz się!- usłyszałam Jacka.

Gdy ocknęłam się z transu zauważyłam że Jack trzyma mnie za ramiona.

-Co się stało?- zapytałam niezupełnie wiedząc co się dzieje.

-Znowu płakałaś przez sen- powiedział siadając bokiem do mnie i opierając się plecami o ścianę.

Zgięłam nogi siadając po turecku, łokcie oparłam na kolanach a twarz na dłoniach wycierając przy tym ślady po łzach.

Wstałam z łóżka siadając na krześle przy biurku. Otworzyłam notatnik i znów zaczęłam szkicować.

-Za miesiąc Jamie ma urodziny- zaczął- chciał abyśmy się tam pojawili.

-Jasne-powiedziałam uśmiechając się do niego.

-Poza tym będą tam wszyscy strażnicy oraz duszki tamtejszego lasu- powiedział- o, i będzie też Sophie.

Na to już nie odpowiedziałam.

Minęło tyle lat od kad się z nią nie widzialam. Czy ona mnie pamięta? Czy JA ją pamiętam.

Usłyszałam westchnienie Jacka.

-Nie zadręczaj się tym tak bardzo - powiedział wstając z łóżka.- Muszę iść- pocałował mnie w czubek głowy po czym wyszedł z pokoju.

**Skip time***

NiE dasz rady.

-Mel!- Powiedział Jack pstrykając palcami przed moją twarzą aby zwrócić moją uwagę.

-Hm?- spojrzałam na niego nie wiedząc o co mu chodzi.

-Gotowa?- zapytał.

Spojrzałam ostatni raz w lustro.

Ubrana byłam w ciuchy które sama zaprojektowałam i niedawno uszyłam.

Kiwnęłam głową potwierdzająco.

Gdy wyszliśmy z pokoju każdy już czekał. Gdy już wszycy byli naszykowani poszliśmy do sań.

Lot trwał około 30 minut. Ząbek rozmawiała z Mikołajem a Jack razem z zającem dokuczali sobie nawzajem.

Obok mnie siedział piasek który drzemał więc byłam zdana sama na siebie.

Minęło już tyle lat, czemu nadal nie mogę się przyzwyczaić do bycia samotną? To nie tak że zawsze będziemy razem nie.

-Mel już jesteśmy - powiedział Jack wyrywając mnie z transu.

Wysiadłam z sań bez słowa, a mimo to nie mogłam się ruszyć.

Przed oczami ujrzałam masę magicznych stworzeń. Wróżki, elfy, a nawet zwierzęta zamieniające się w ludzi.

-Nie wiedziałem że Jamie zna tyle magicznych osób.- stwierdził Jack.

-Ja też- Powiedziałam rozglądając się dookoła.

-Jack!- usłyszeliśmy krzyk.- Jak ja się cieszę że cię widzę- Powiedział Jamie przytulając mocno chłopaka.

-Mel -powiedział chłodno patrząc na mnie.

-Cześć- odpowiedziałam.

-Jamie!

- Mikołaj!- krzyknął chłopak idąc w stronę reszty strażników szturchając mnie przy tym mocno ramieniem.

-Nie przejmuj się nim- szepnął mi na ucho Jack.

Westchnęłam głośno zdejmując jego rękę z mojej tali.

-Mel?- usłyszałam znajomy głos.

- Sophie?- zapytałam nie mogąc uwierzyć że dziewczyna która przede mną stoi to ta Sophie która kiedyś odstawiałam do domu.-Łał, zmieniłaś się.- Powiedziałam a na mojej twarzy rósł coraz większy uśmiech.

-Za to ty się w ogóle nie zmieniłaś- zaśmiała się.

-ehem- odchrząknął Jack - też tu jestem.

- Jack idź gdzieś z chłopakami co? Ja z Mel musimy mieć babskie pogaduchy.- powiedziała Sophie ciągnąć mnie w przeciwną stronę za łokieć.

Słyszałam tylko prychnięcie ze strony chłopaka i już siedziałam na pniu drzewa a przede mną stała ona.
-Opowiadaj- Powiedziała również siadając na pieńku.

-o czym?-zapytałam nie wiedząc o co jej chodzi.

- Raczej o kim- przewróciła oczami.- jak między tobą a Jackiem?

- Między nami?- spojrzałam za siebie gdzie stał Jack razem z Jamim głośno się śmiejąc.- Stare śmieci.

-Mhmm.- przeciągnęła co oznaczało że mi nie wierzy.- A poznałaś może kogoś nowego?

-Nie, dlaczego pytasz?- spojrzałam na nią ze zdziwieniem.

-A ten chłopak który stoi za drzewem i cały czas się na ciebie patrzy? Może się zakochał?.

-O kim ty mówisz?- po słowach dziewczyny zaczął narastać we mnie strach.

-O tym chłopaku- powiedziała wskazując go ruchem głowy.

Obróciłam się za siebie aby zobaczyć Kaspera stojącego za drzewem uśmiechającego się złowieszczo.

-Sophie- powiedziałam do niej poważnie- podejdź to chłopaków jakby nigdy nic i powiedz Jackowi że ma wszystkich stąd ewakuować.

-Ale dlaczego?- zdziwiła się.

-Bo to nie jest dobry czlowiek. - powiedziałam- A teraz idź, ja się tym zajmę.

Ta kiwnęła tylko głową i ruszyła w stronę swojego brata.

-Czy mogę prosić wszystkich o uwagę? - zapytał głośno Jamie tak żeby wszyscy go usłyszeli.- Chciałbym wam coś pokazać dlatego proszę wszystkich o pójście razem ze mną.

Wszyscy momentalnie poszli za Jamim oraz strażnikami. Zostałam tylko ja.

-Nie musisz się ukrywać - powiedziałam głośno podnosząc się powoli z pnia drzewa.- Kasper.- powiedziałam bez żadnych emocji. Odwracając się w jego stronę

Powrót zła (The daughter of moon 2)Where stories live. Discover now