Część 2

5 2 0
                                    


Mimo człowieka przypominającego kulturystę na sterydach nie odczuła strachu. Chwyciła go za nadgarstek, i robiąc wymach prawą nogą otuliła jego mosiężne ramię, jak miś koala. Wykorzystała cały ciężar ciała, aby wykręcić mu rękę. Trzask łamanej kości w łokciu zagłuszył jego krzyk. Puścił ją. Od razu zabrała się do kontrataku, by napastnik nie zdołał otrząsnąć się z szoku. Kilka celnych ciosów w żebra, trochę uderzeń piszczelem w uda i jedno mocne w żuchwę powaliło wielkoluda na ziemię.

- Spodziewałam się czegoś więcej – sapnęła zawiedziona.

Dwóch równie masywnych mężczyzn, co pokonany kulturysta, wychyliło się zza wnęki. Odziani w kombinezony ognioodporne i maski przeciwgazowe maszerowali na mocno ugiętych nogach. Sapanie stłumione pod maską przypominało warczenie tygrysa. Cofnęła się o kilka kroków, aż natrafiła na brzuch kulturysty. Z przyzwyczajenia uniosła gardę, choć wiedziała, że zaciśnięte pięści w tej rozgrywce nie pomogą. Jeden z przeciwników w srebrnym kombinezonie postawił zbiornik na betonowej ziemi, drugi w złotym wycelował w nią dwulufową rurę. Przez ciało Kornelii przeszły dreszcze w rytmie dudnienia mieszanki zapalającej o metalowe ścianki.

Znokautowany, ledwo przytomny kulturysta złapał ją za kostkę. W pustej przestrzeni rozbrzmiał syk i w mroku rozbłysnął płomyk odbijający się od złotego materiału. Kornelia przykucnęła, próbując oderwać zaciśnięte paluchy.

- Co ty wyprawiasz?! Idioto! Spalą cię żywcem, jeśli mnie nie puścisz!

Zaskomlał, lecz dalej uparcie walczył. Wyjęła zza dużych pochw markery i błyskawicznymi ruchami pomazała mężczyźnie nadgarstki. Nie podziałało, co dodatkowo wyprowadziło Korę z równowagi. Na szkoleniach markery zastępowały noże, tak jak ostrą amunicję zastępowały kulki do paintballu. Teraz żałowała, że naprawdę nie może pociąć mu nadgarstków.

- Puszczaj! – Szarpnęła nogą. Gdy prawie mu umknęła, pokonany wspomógł uchwyt złamaną w stawie ręką. – Łamiesz zasady!

- Przygotuj się. – Twardy i gruby głos skryty w srebrnym kombinezonie wzbudził w Kornelii jeszcze większą falę niepokoju.

Dłoń schowana w gumowych rękawiczkach poluzowała zawór zbiornika. Pierwszy groźny płomień opuścił lufę miotacza ognia. Zanim Kornelia zebrała się w sobie zdołała przekląć w myślach Aleksandra. Wymyślał szkolenia, które przestawały być bezpieczną zabawą.

Stary Hepner zdecydowanie przeszedł samego siebie. Wcześniej treningi polegały na usprawnieniu i sprawdzeniu sprawności fizycznej, oraz przetestowaniu strony taktycznej agenta w terenie. Dziś, z nieznanego Kornelii powodu, zdecydował podwyższyć poziom i włączyć do niego broń specjalną, jakby sądził, że zabawa z ogniem i przejęcie nad nim kontroli była dla Kornelii błahostką. Stary idiota.

Wzięła głęboki wdech i skupiła się wyłącznie na niebieskawym podmuchu. Przestała myśleć, bo żeby przeżyć potrzebowała czystego umysłu. Z Aleksandrem policzy się później. Na karku poczuła cieplejszy powiew wiatru. Miała wrażenie, że ktoś stoi za jej plecami. Wiedziała, że to niemożliwe i nikogo tam nie zobaczy, ale uczucie nie znikało.

- Wal! – krzyknął facet w srebrnym kombinezonie, odkręcając zawór na pełen luz.

Syk nabrał na sile. Ciemność rozświetliły niebiesko-pomarańczowe barwy. Płomienie mknęły z niesamowitą prędkością, choć w odczuciu Kory się czołgały. Zamknęła oczy. Resztką zdrowego rozsądku zdołała unieść dłoń przed siebie. Nadlatujący podmuch ognia rozdzielił się na dwie części. Jedna umknęła do sufitu, druga wbiła się w skórzaną rękawiczkę na dłoni Kornelii. Poczuła silny ból. Tak potężny, że krzyk ugrzęzł w gardle.

- Nie przestawaj! – padł kolejny rozkaz spod maski mężczyzny w srebrnym kombinezonie.

Większa fala uderzyła w smukłą sylwetkę dziewczyny. Nie drgnęła. Zacisnęła zęby, czując swąd spalenizny. Jeszcze sekunda. Skóra na jej ciele wydawała z siebie coraz intensywniejszy wizg, jakby krzyczała o pomoc. Jeszcze sekunda... Serce Kornelii przestało bić, płuca gryzły i szczypały od temperatury, jaka je spalała. Sekunda. W uszach usłyszała ponowne dudnienie serca. Rozwarła powieki. Jej brązowe soczewki zaiskrzyły i spłonęły, odsłaniając krwistą czerwień tęczówek. Czarny dym towarzyszący strumieniowi zapalonej mieszanki zadrżał niebezpiecznie. Ogień wydał z siebie przeciągły ryk podobny do dźwięku ostrzegającego przed wybuchem, gdy do rozgrzanego pomieszczenia dostanie się tlen, a następnie, jakby kontrolowany przez niewidzialną siłę zawrócił. Pogrążeni w szoku mężczyźni jęknęli jednocześnie. Zasłonili maski rękoma, będąc gotowi na pożarcie przez jaskrawego demona.

Płomienie stanęły tuż przed nimi, a następnie rozmyły się w powietrzu. Pozostał po nich czarny czad, który szybko wtopił się w ciemność.

- Podziękujecie mi później – powiedziała Kornelia.

Wyjęła z kabur glocki i wystrzeliła grad czerwonych kulek do paintballu. Trafiła w ich klatki piersiowe, eliminując uczestników szkolenia. Wysunęła magazynki i zastąpiła je nowymi. Dla własnego spokoju przykucnęła przy nieprzytomnym gorylu. Sprawdziła puls. Żył.

Z oddali dało się słyszeć odgłos biegnących żołnierzy. Koniec krótkiej przerwy. Przeskoczyła przez ciało i ponownie wbiegła w labirynt. W biegu wyjęła z kieszeni bandaż i owinęła nim zranioną rękę. Czuła, jak materiał skórzanych rękawiczek stopił się i połączył z jej krwawiącym oparzeniem. Podczas wbiegania w drugi zakręt pozwoliła się zaskoczyć. Oberwała w skroń, i obracając się o sto osiemdziesiąt stopni poleciała na ziemię. Jęknęła, gdy skruszony beton wbił się w zakrwawiony bandaż.


Trzecią i ostatnią część możecie przeczytać na: http://www.malgorzataradtke.pl/arystokraci-magii-trening-cz-3/

Legion żywiołów - fragmentWhere stories live. Discover now