Rozdział 1

1.9K 84 5
                                    

Poranek, słońce zaczęło dopiero powoli wschodzić. Wszędzie dookoła panowała cisza tak spokojna, że nic nie mogło zakłócić błogiego snu Czkawki. Otworzył swoje oczy by ujrzeć nad sobą swoją ukochaną, Astrid.

- Wstawaj leniuchu, bo inaczej prześpisz cały dzień – Powiedziała śmiejąc się delikatnie pod nosem jednocześnie opuszczając pomieszczenie. Chłopak ściągnął z siebie kołdrę wstając następnie łapiąc za ubrania, które zaraz na siebie założył. Wyszedł z pokoju kierując po schodach w dół do kuchni, gdzie już czekała na niego jego narzeczona.

- Zrobiłam ci coś na śniadanie – Uśmiechnęła się delikatnie podając mu talerz, na którym znajdował się omlet przyprawiony różnymi przyprawami z dodatkiem warzyw. Czkawka ucałował ją delikatnie w policzek w podzięce za zrobiony posiłek, od razu zasiadając przy stole, po czym zaczął jeść. Dziewczyna dosiadła się z swoją własną porcją, którą także zaczęła jeść.

- Jak się spało? – Zapytała ciekawa, wiedząc jak było przez pewien czas, ale miała nadzieję, że się w końcu poprawiło. Chłopak jej nie odpowiadał przez chwilę, aż w końcu przestał jeść i głęboko westchnął. Spojrzał się tylko na nią ze smutkiem w oczach.

- Jak zwykle, kiepsko. Znów śnił mi się ojciec i widziałem ten moment, kiedy ... - Nie dokończył wzdychając. Jest mu teraz strasznie ciężko by w ogóle o tym myśleć, a co dopiero powiedzieć.

- Ja wiem, że za nim tęsknisz i w ogóle, ale ... - Nie dane było jej dokończyć, gdyż wstał uderzając obiema dłońmi o stół, co wystraszyło dziewczynę.

- Przestań! Znów to samo, znowu będziesz mi prawić kazanie. To ja powinienem wtedy zginąć, nie on! – Widać było, że był bliski wybuchnięcia. Dosłownie kipiała z niego złość. Wstał od stołu nawet nie kończąc posiłku. Skierował się do swojego pokoju. Astrid odwróciła się ze smutkiem, obserwując go ja zmierza na górę. Dokończyła jeszcze tylko śniadanie, po czym sprzątnęła i wyszła z domu polatać trochę ze swoim smokiem.

Tymczasem czkawka wszedł do swojego pokoju, zasiadając przy biurku, kończąc ostatni swój projekt. Kiedy nagle do pomieszczenie wszedł jego przyjaciel, szczerbatek.

- Co tam mordko, z Wichurką się bawiłeś, co? – Smok podskakiwał szczęśliwy do momentu, gdy nie spojrzał się na jego twarz. Zatrzymał się spoglądając na niego. Zaczął go teraz trącać główką.

-Nic mi nie jest – Pokiwał tylko głową na boki lekko się do niego uśmiechając. Odwrócił się do niego całkowicie kładąc jedną dłoń na jego mordce.

- Co ty na to by zrobić małą wycieczkę na naszą wyspę? – Zapytał smoka na, co ten zaczął skakać szczęśliwy. Czkawka wstał z siedzenia podchodząc do rogu, gdzie zawsze kładł swoją torbę, do której wrzucił same najpotrzebniejsze rzeczy, zaraz także podnosząc siodło i ogon szczerbatka. Założył obie rzeczy na szczerbatka zaraz na niego wsiadając, po czym wylecieli przez okno.

Lecieli nisko nad wodą, by nie zostać zauważonym. Gdyby byli na tyle daleko, że nikt z Berk nie mógł ich dojrzeć, położył się wzdłuż grzbietu.

Lecieli spokojnie nad wodą ciesząc się spokojnym lotem do momentu, gdy chłopak zauważył, jedną z dobrze im znanych wysp, usiadł wtedy normalnie w siodle.

- Co ty na to by zrobić parę trików nim dolecimy do wyspy Mordko? – Zapytał chłopak klepiąc smoka po głowie, który w odpowiedzi zamruczał, szczęśliwy. Oboje to uwielbiali robić, zwłaszcza przed ich wyspą, przed którą było całe mnóstwo wystających szpiczastych skał. To zawsze było dla nich wyzwaniem, aby nie wpaść w żadną z nich.

Zaraz po tym lądowali na plaży skąd robili sobie spacer do ich małej kryjówki. Czkawka rozciągnął się po kilkugodzinnym locie przy okazji zaglądając na ich punkt obserwacyjny na drzewie skąd może dojrzeć większą część wyspy. Gdy upewnił się, że wszystko jest w porządku zszedł do smoka z uśmiechem.

Wszystko się kiedyś kończy ... a może i nie ... [JWS]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz