Rozdział 19

3.7K 166 2
                                    

Kiedy rano wstałam, nie miałam kaca, ani nie bolała mnie głowa. Byłam zmęczona, więc od razu zeszłam do kuchni, gdzie powinny być tabletki.

Gdy znajdowałam się już w kuchni, wszyscy siedzieli przy stole i jedli śniadanie. Spojrzałam na zegarek i była dziesiąta rano. W sumie, aż tak późno nie wstałam.

- O córciu, późno wstałaś, ale to pewnie przez ten nieszczęsny lot. Siadaj i zjedz z nami śniadanie. Poczujesz się na pewno lepiej. - Powiedział do mnie tata.

- Tak już siadam. - Odpowiedziałam.

Rozglądnęłam się za wolnymi miejscami i usiadłam pomiędzy Aaronem, a Hardinem. Oparłam głowę na jednej ręce i sięgnęłam po tosta.

- Moje biedactwo, zmęczone lotem. Czy może przystojnym brunetem? - Zapytał Hardin, nabijając się ze mnie.

Spojrzałam na niego wzrokiem, który gdyby potrafił zabijać, już by leżał. Wbiłam mu łokieć w żebra, na co brunet syknął z bólu. Uśmiechnęłam się do niego fałszywie i wzięłam kolejnego gryza przepysznego tosta.

- Coś ci się stało Hardin? - Zapytał mój tata, a ja próbowałam się nie zaśmiać.

- Nie po prostu, poczułem ukłucie w brzuchu. - Powiedział chłopak, patrząc się na mnie z mordem w oczach.

- To chodź, pojedziemy do lekarza, lepiej sprawdzić, czy na pewno wszystko jest okej. - Zaproponował mój tata.

- Nie, wszystko jest okej i nie chce robić problemu. - Powiedział brunet, drapiąc się po szyi.

- Ale to naprawdę nie problem, traktuje cię jak mojego syna, a i tak miałem jechać, zawieść moje wyniki badań do szpitala. - Powiedział mój tata, wstając z krzesła. - To jak idziesz? - Zapytał.

- Tak, już iiidę. - Powiedział.

Kiedy mój tata wyszedł już z kuchni, Hardin wstał z krzesła i poszedł za nim. Jednak przed wyjściem obrócił się w moją stronę i powiedział niesłyszalnymi słowami, zabije cię, na co się zaśmiałam.

Jeszcze chwile śmiałam się z tego, co się stało i skończyłam jeść swoje śniadanie. Było naprawdę pyszne.

- Sky chodź, pojedziemy do Liv i nas przyszykuje na dzisiejszy wieczór. - Powiedziała moja mama.

Liv to była najlepsza przyjaciółka mojej mamy i zarazem jedna z najlepszych kosmetyczek, jakie znałam.

- Tak, możemy. Tylko poczekaj chwile, pójdę się przebrać.- Powiedziałam, odchodząc od stołu z wielkim uśmiechem.

Gdy byłam już w pokoju, ubrałam czarne jeansy i czerwoną koszulkę. Kiedy byłam gotowa, zeszłam na dół i czekałam w salonie na moją mamę.

Niedługo po moim pobycie w salonie, zobaczyłam moją mamę. Kiwnęła do mnie ręką, że możemy już jechać, więc wyszłam za nią i wsiedliśmy do samochodu.

Droga minęła mi bardzo szybko, pomimo że trwała trzydzieści minut. Rozmawiałam z mamą i nawet się z nią bardzo rozgadałam. Nie brakło nam tematów do rozmów, jednak musiałyśmy wyjść z samochodu, bo byliśmy pod salonem Liv.

Od razu podeszłyśmy do drzwi i je otworzyłyśmy. Kiedy weszliśmy do środka moim oczom, rzuciła się uśmiechnięta Liv, która rozmawiała ze swoją klientką. Niedługo po tym zwróciła wzrok na mnie i na moją mamę i do nas podeszła.

- Marie, jak dawno ciebie nie widziałam. - Powiedziała Liv z uśmiechem, przytulając moją mamę.

- Ja ciebie też. - Odpowiedziała moja rodzicielka i oddała uścisk.

- A to kto? - Zapytała kosmetyczka.

- To jest Sky. - Powiedziała.

- Nie mów, że to twoja Sky. Jak ona wyrosła. - Powiedziała z uśmiechem. - Więc Marie co cię do mnie sprowadza.

- Dzisiaj mamy bankiet, o którym tobie opowiadałam. Wiesz dużo bogatych osób i ludzi z ważnych akcji charytatywnych.

- A No tak. Czyli mam was pomalować. To nie jest problem. Usiądzie i za chwile do was przyjdę. - Powiedziała.

Usiadłyśmy na sofie, która bardzo pasowała do wnętrza tego salonu.

Po kilku minutach przyszła do nas Liv i zaprowadziła nas do luster i zaczęła nas malować. Byłam bardzo ciekawa, jaki był efekt na końcu, bo nigdy mnie nie malowała. Znałam ją jedynie z opowieści mojej mamy.

Po dwóch godzinach malowania, w końcu Liv skończyła. Makijaż był naprawdę idealny i nie wiedziałam, że tak się da. Wszystko było dopracowane na ostatni guzik.

Miałam perfekcyjnie podkreślone oczy, rysy twarzy i usta, które były pomalowane bordową, matową szminką. Byłam naprawdę zadowolona i wiedziałam, że na pewno jeszcze kiedyś chciałabym skorzystać z usług Liv.

Moja mama też miała śliczny makijaż, jednak o wiele delikatniejszy od mojego. Miała usta pomalowane błyszczykiem i podkreślone oczy.

Kiedy z mamą przyglądałyśmy się sobie w lustrach, Liv zaproponowała, że może nam jeszcze wybrać kreacje. Podobno ostatnio zatrudniła jednego z najlepszych projektantów i wiedział, jak dobrać ubrania do makijażu, aby wyglądały zniewalająco. Moja mama od razu się zgodziła, bo zawsze była zadowolona z propozycji Liv.

Jedna z pracownic salonu zaprowadziła nas do osobnego pomieszczenia, gdzie znajdowały się przepiękne ubrania. Była to bardzo duża garderoba, która miała w sobie różne sukienki wieczorowe, ślubne, czy nawet imprezowe.

Po chwili do pomieszczenia wszedł siwowłosy mężczyzna z idealnie podciętą brodą. Miał na sobie czarne jeansy, granatowy sweterek, eleganckie brązowe buty i czerwony szalik, który oplatał jego szyje. Wyglądał naprawdę stylowo i gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że mogłam mu zaufać w sprawie ubrań.

- Witam, jestem Lucien, mam nadzieje, że uda mi się, wybrać wam idealne ubrania. - Powiedział mocnym głosem.

- Miło nam pana poznać. - Powiedziałam.

- Mi też. - Odpowiedział i podszedł w stronę sukienek wieczorowych.

Zaczął szukać na wieszakach, czegoś, co mogłoby do nas pasować. Zaprowadził nas do przebieralni, abyśmy poczekały, aż coś dla nas znajdzie. Bardzo szybko przyniósł nam sukienki i czeka, aż się w nie przebierzemy.

Kiedy w końcu włożyłam sukienkę, wyszłam z przebieralni i gdy zobaczyłam, jak wyglądam, aż zaniemówiłam. Pierwszy raz mogłam powiedzieć, że wyglądałam naprawdę pięknie. Podobałam się sobie samej, co nie było częste.

Od razu podziękowałam Lucienowi, jednak on powiedział, że to nic takiego i posłał mi uśmiech.

Po zapłaceniu i podziękowaniu Liv oraz Lucienowi razem z moją mamą od razu pojechałyśmy na bankiet, bo było już po osiemnastej godzinie.

It's Only DestinyWhere stories live. Discover now