Rozdział 1

9 0 0
                                    


"Wesele"

Zbliżało się południe. Dzień wesela w Verdin płynął powoli i leniwie, wszyscy ze spokojem prowadzili przygotowania do wielkiego wydarzenia. Sprowadzono nawet jakąś orkiestrę z Erlenderu, aby umilili zabawę parze młodej i wszystkim zgromadzonym gościom w Verdin. Wesele było organizowane przez rodzinę Sołtysa, którego córka Eleonora wychodziła za mąż, za kowala  z solidnym warsztatem o imieniu Sulim, który pochodził z okolicznej wsi Zadole. Z tego powodu zarządca Verdin zwołał całą wieś na świętowanie, ponieważ był znany z cechy dobrego gospodarza. 

Leandra szykowała się na uroczystość już od rana, przymierzając wieczorną, prostą i granatową sukienkę, którą uszyła sobie specjalnie na tą okazję. Przeglądała się w lustrze wielokrotnie, poprawiając nieustannie uczesanie kruczoczarnych włosów. Nie mogła się doczekać, gdy w końcu uda się na uroczystość i zatańczy po raz pierwszy z jakimś przystojnym mężczyzną. Młoda kobieta była już w stosownym wieku do małżeństwa, jednak pomimo wielu kandydatów, wciąż czekała na prawdziwą miłość przed którą będzie mogła przysięgnąć "na zawsze". Mimo wszystko marzenia te, z biegiem czasu okazywały się coraz bardziej odległe, a jej ciotka zaczęła myśleć nad aranżowanym małżeństwem swojej bratanicy. Leandra jednak słysząc jej propozycję, natychmiastowo czerwieniła się ze złości i wychodziła na pola, aby w spokoju pisać poematy o swojej drugiej połówce, która gdzieś tam na nią czeka. Jej zdaniem, każdy miał zapisanego partnera w niebie, ale często z powodu pośpiechu i właśnie zaaranżowanych małżeństw bez miłości, obie połowy nie odnajdywały się.

W końcu po przygotowaniu do uroczystości, opuściła dom ciotki i udała się na ceremonię do pobliskiej świątyni Allele, która miała odbyć się o godzinie piętnastej. Leandra ostatecznie zdecydowała się na rozpuszczenie swoich czarnych włosów i udekorowanie ich wiankiem ze świeżych polnych kwiatów. Oprócz tego na szyi miała łańcuszek ze srebra, który przekazywany był z pokolenia na pokolenie, aby przynieść szczęście pannie szukającej dobrego męża. Oczywiście kobieta nie wierzyła w te brednie, a już na pewno nie w to, że akurat w tej dziurze znajdzie jakiegokolwiek męża, ale gdzieś głęboko w sercu trzymała mały promyk nadziei.

Gdy w świątyni zabiło dziewięć dzwonów na znak ślubu, który miał się odbyć, Leandra przyspieszyła kroku, trzymając w dłoniach ręcznie haftowany obrus, jaki przyniosła młodej parze. Oprócz tego podarek dla młodej pary miał również ojciec panny młodej, którym była droga zastawa ze stolicy byłego Natalle - Agadonu. Pomimo radości panującej we wsi, wciąż jednak nie zapomniano, że pielęgnowane są tradycje ojczyzny, które przestało istnieć wraz z najazdem Chateoux. W sercach ludzi niejednokrotnie zapalił się ogień goryczy związany nie tylko z utratą niepodległości, ale także z powodów religijnych. Cesarstwo Jeana V Wybrańca, było całkowicie ateistyczne i znane było z nienawiści do zakonników, którzy na siłę próbowali nawracać mieszkańców Chateoux m.in. mordując ich za posiadanie różnego rodzaju bożków w domach czy też jawne sprzeciwianie się wierze w boginię Allele. Dlatego też, gdy żołnierze Chatoeux napotykali na swojej drodze świątynie lub zbiorowe modlitwy, natychmiast palono wioski i ludzi. Mimo wszystko mieszkańcy Verdin obchodzili zaślubiny w swojej świątyni, która jak dotąd nie została wyburzona przez Chatów. Wielu mieszkańców zachodziło w głowę, dlaczego akurat ich miejsce kultu bogini Allele pozostała nienaruszona. 

W pewnym momencie Leandra poczuła kroplę potu, która pojawiła się na jej czole w wyniku upału. Letni, gorący dzień nie tylko jej powoli dawał się w znaki. Wchodząc do świątyni zauważyła wielu mężczyzn w przepoconych dubletach i kobiety, które nieustannie wachlowały się tym, co miały akurat pod ręką. Wszyscy od dawna pozajmowali swoje miejsca - Sołtys i rodzina po lewej zaraz przy południowym wejściu do światyni wraz z pozostałymi mieszkańcami Verdin, a po prawej rodzina kowala i cała wieś Zadole. Kapłan natomiast stał w środku świątyni oczekując na chór, który wciąż nie przyszedł na swoje miejsce, znajdujące się po prawej stronie od północnego wejścia do świątyni. Świątynia Allele była o tyle dziwna, że podzielona wewnątrz była w każdą stronę świata. W środku korytarz między ławkami ułożony był w krzyż, dzieląc każdy rząd ławek na cztery części. Ostatnia, znajdująca się po lewej stronie od północnego wyjścia należała do kapłanów i ich pomocników czytających pisma - Alenów. Chór natomiast zajmował się śpiewaniem i pisaniem pieśni chwalebnych do bogini, które później roznosił po wiosce, rozpowszechniając tym samym uwielbienie czczonej przez nich Allele. Do tej organizacji należała właśnie ciotka Leandry - Danuta, która zawsze gdy śpiewała, ukradkiem patrzyła na swoją bratanicę i uśmiechała się ilekroć spotkała jej wzrok na swojej drodze. Próbowała nawet zachęcić młodą Leandrę do przyłączenia się do chóru, jednak fakt noszenia długiej, białej togi, okalanej złotym, szerokim pasem słońca, nie wydawał jej się zbyt zachęcający. Ponad to roznoszenie pieśni po wsi oraz spotkania z członkami kilka razy w tygodniu, zajmowałyby zbyt wiele czasu i tym samym przyćmiewały jej karierę szwaczki w Verdin. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 11, 2019 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Wyzwolenie DuszyWhere stories live. Discover now