8.

1K 52 17
                                    

TIME SKIP 2 LATA
Minęły dwa lata odkąd Vincent umarł. Dalej pracuję w tej przeklętej pizzerii. Czemu przeklętej? A czy wy byście byli szczęśliwi ,myśląc o miejscu w którym umarła ważna dla was osoba? No właśnie. Fritz mi się podlizuje, jestem zaraz po Mike'u najlepszym pracownikiem i wyprowadziłam się ,tak ,że mam tylko kilka metrów do pracy. A i nie wspomniałam ,że mam jakże wkurzającego sąsiada. A jest to... Fritz. Z początku był do zniesienia ,ale po roku mieszkania obok niego zaczęłam się zastanawiać jak inni z nim wytrzymują.
* * *
W pracy nuda. Tyle ,że Melissa niedługo ma organizowane urodziny w Freddy Fazbear's Pizza. A to co oznacza? Spotkanie z mamą, którego za bardzo nie chcę.
-Phyllis! Przyjdziesz?!- usłyszałam zza kurtyny głos Mike'a.
-Co? Znowu animatroniki świrują?
-Tak jakby, poza tym u Booniego jest zwarcie, tak samo jak w Freddy'm- powiedział wskazując na roboty.
-Pracujesz tu dłużej niż ja ,a ze zwarciem nie umiesz sobie poradzić? Załamujesz mnie...- powiedziałam i podeszłam bliżej. -No przepraszam bardzo ,że jestem słaby z techniki!- powiedział Mike.
-Nie moja wina- powiedziałam wzruszając ramionami. Zaczęłam grzebać we wnętrzu Booniego.
-Ała!- krzyknęłam ,gdy skaleczyłam się o jedną ze sprężyn. Cudownie, cały nadgarstek rozcięty.
-Ty to masz szczęście- mruknął Mike i gdzieś poszedł. 10 minut później wrócił z apteczką. Mój nadgarstek zajął mu trochę dłużej (a tak dokładnie 20 minut) niż noga Sary.
-Dzięki - powiedziałam i poszłam do party roomu w ,którym Vincent umarł.
W pokoju było tak samo jak dwa lata temu. Spojrzałam na podłogę. Kostium zniknął?! Co?! Omiotłam wzrokiem pomieszczenie.
"Nie ma kostiumu! Jestem pewna!"- pomyślałam i już miałam wyjść ,gdy w rogu pokoju ,zauważyłam go... Ale jak...
Nie powinnam chyba wnikać tylko uciekać ,bo to COŚ idzie do mnie. Nie mogłam się ruszyć. Chciałam uciekać ,ale też zostać. Szukałam ,czegoś czym dałoby się to zniszczyć , lub chociaż osłabić. No i nie ma. Czemu ja mam takiego pecha?! Najpierw śmierć Vincenta, potem Fritz, urodziny Melissy, rozcięty nadgartek ,a teraz animatronik mnie zabije! Cudownie!
-Spokojnie...- powiedział znajomy mi głos.
-Ty żyjesz?!- krzyknęłam.
-Eeeee... Trudno powiedzieć... Niby nie żyję ,ale żyję...- powiedział animatronik.
-To żyjesz ,czy nie?
-Ciało nie żyje ,ale dusza tak.
-Aha... Ok...- powiedziałam powoli się wycofując.
-Boisz się mnie?- spytał smutno.
-N...nie... P...po prostu- powiedziałam. Myślami byłam już w domu opowiadając to Sarze. Albo uciekam ,albo zostaję i myślę ,że mam schizy. Co wybieram? Oczywiście jak na idiotkię przystało to drugie!
-Phyllis?- zaczął animatronik. Skąd on... Aha... Chyba rozumiem co się stało z Vincentem. To samo co z dziećmi ,czyli jego dusza została uwięziona w kostiumie. Jednak umiem czasem myśleć. To dobrze.
-PHYLLIS!!!- usłyszałam jak Sara darła się ,tak że prawdopodobnie słychać ją w całej pizzerii. Czyli już mnie szukają. Przyzwyczaiłam się.
-Muszę już iść- powiedziałam.
-Ale wrócisz?
-Dziś w nocy może jeszcze wpadnę ,bo mam zmianę- uśmiechnęłam się i wyszłam.
-Gdzie ty byłaś? Cała obsługa cię szuka- powiedziała Sara.
-Tam gdzie zwykle- mruknęłam i poszłam sprawdzić jak idzie Mike'owi.
-Jesteś! Już myśleliśmy ,że coś ci się stało!- powiedział jak weszłam na scenę.
-Dalej próbujesz naprawić roboty ,czy dałeś sobie spokój i ktoś inny się męczy?- spytałam.
-Tak dałem sobie spokój i Jeremy się męczy- powiedział - A tak w ogóle to gdzie ty byłaś?
-Tam gdzie zwykle jestem jak mnie nie ma...- powiedziałam.
-Ile razy mamy ci mówić ,żebyś tam nie chodziła?
-Z miliard ,a i tak będę robić swoje- powiedziałam.
-Niech ci będzie... A nie wiem ,czy ktoś ci mówił ,ale grozi nam zamknięcie pizzerii
-ŻE CO?!
-Nie pytaj ok? Z resztą grozi nam to odkąd tej dziewczynce odgryziono płat czołowy i odkąd umarło tu dziecko przez Freddy'ego...
Przez chwilę analizowałam to co powiedział Mike. Rzeczywiście miały tu miejsce te dwie rzeczy, ale o groźbie zamknięcia to mi nikt nie mówił. Ciekawe ile czasu o tym nie wiedziałam.
-Phil! Masz chwilkę?- spytała Sara wchodząc na scenę.
-Tak ,a co?
-Bo muszę z tobą porozmawiać...
-Ok- powiedziałam i wyszłam z nią z pizzerii.
-Wiem ,że bardzo przeżyłaś jego śmierć...
-Bardzo?! Ty nie wiesz ile on dla mnie znaczył!- krzyknęłam. Zawsze tak się zachowywałam ,jak ktoś wspomniał mi o śmierci Vincenta. Wtedy czuję ,jakby to była moja wina, że to przeze mnie umarł, "bo mogłam mu pomóc ,od razu zareagować".
-Spokojnie... Ale wracając do tematu: czemu tam chodzisz?
-Aby...- zaczęłam ,ale od razu ugryzłam się w język. Jakbym jej powiedziała ,że dzisiaj z nim rozmawiałam uznałaby ,że jestem jakaś stuknięta- mieć chwilę dla siebie- skłamałam. Ostatnio nauczyłam się zbyt dobrze kłamać. Najlepsze w tym wszystkim ,że nawet moja mama mi wierzy.
-Phyllis ,czy ty nie rozumiesz że...
-Możecie mi tłumaczyć to cały czas ,ja i tak zrobię swoje i tak!- krzyknęłam i miałam iść, gdy Sara pociągnęła mnie za kaptur.
-Phyllis, czy ty nie rozumiesz ,że przebywanie tam jest niebezpieczne?! Nie bez powodu zamknęliśmy tamten pokój!
-Mam to gdzieś!
-Phyllis...
-Poza tym masz coś do tego ,że lubię tam siedzieć?
-Phyllis!
-Czy tak trudno to zrozumieć?
-PHYLLIS!
-Co?
-Tam jest niebezpieczne...
-Mówiłam ci ,że mam to gdzieś...
Sara wywróciła oczami i poszła z powrotem do restauracji. W końcu...
Poszłam do domu. Miałam w końcu chwilę spokoju od Fritza. W mieszkaniu rozległ się znienawidzony przeze mnie dźwięk, czyli dzwonek telefonu.
-Halo?- odebrałam niechętnie.
-Mamy nowego pracownika, masz dzisiaj z nią i mną zmianę- powiedział Mike.
-Aha ,ok... Jak ma na imię?
-No cóż... Powiem najpierw tak: nie jesteś już jedyną dziewczyną, a imię tej drugiej dziewczyny to Vivien.
-Aha ok... O której?
-Możesz teraz?- spytał. W tle było słychać krzyki dzieci.
-Nie mów ,że sobie z dziećmi nie radzisz...
-No Vivien próbuje ogarnąć ,ale ona ma szesnaście lat...
-CO?!
-Ale co co?
-Zatrudniłeś szesnastolatkę?!
-Nie ja ,tylko Henry...
-Dobra ,nieważne... Za dziesięć minut będę- powiedziałam i się rozłączyłam. Zatrudnili szesnastolatkę... Są po prostu niemożliwi...
Poszłam się szykować, co zajęło mi pięć minut. Drugie pięć minut szłam do pizzerii. Jak weszłam to po prostu się załamałam. Wyglądało to mniej więcej tak: dzieci rzucają jedzeniem, Mike próbuje to ogarnąć, a jakaś dziewczyna z czerwonymi włosami , prawdopodobnie Vivien, próbowała zrobić kilka na raz ,bo z tego co widziałam biegała po całej pizzerii i tłumaczyła coś rodzicom, dzieciom i Mike'owi.
-Phyllis! Pomożesz?!- obok mnie zauważyłam Mike'a. Ujmę to tak: lukier ,lukier i lukier.
-Co to za lukier?- spytałam.
-Nie pytaj... Wyszły babeczki...
-Ok, nie wnikam... Gdzie śpiewające aniamtroniki?
-Rozwalone doszczętnie za kurtyną- mruknął.
-Nie mów ,że...
-Tak ,te dzieci je zepsuły...
-Mike? Co tu się dzieje?- za nami stał Henry. Cudownie...
-Eeeee... No bo... Jak ci to... Za grube urodziny?- próbował wytłumaczyć się Mike
-Mało powiedziane- powiedział Henry.
-Dobrze, postaram to ogarnąć...- powiedział Mike. Henry gdzieś poszedł.
-Mike, pomożesz? Jakieś dziecko zaginęło!- podeszła do nas (prawdopodobnie) Vivien.
-Dlatego ,jestem za zamknięciem tej pizzerii- mruknął.
Vivien poszła szukać na scenę ,a Mike w miejscach ,do których dziecko poszłoby najchętniej. Ja stałam i myślałam ,gdzie to dziecko jest.
"Zamknięty party room!"- natychmiast pomyślałam. Pobiegłam do pokoju. Cholera! Nie zamknęłam go jak ostatnio wychodziłam. Zwolnią mnie na 99,9%.
-Halo? Ktoś tu jest?- powiedziałam wchodząc do pokoju.
-Oprócz mnie? Nie- mruknął SpringTrap.
-Nie chodzi mi o ciebie tylko o dzieciaka...
-Był jakiś chłopiec pochodził po pokoju i wyszedł. Zamykaj na przyszłość...
-Wiem... A wiesz może gdzie poszedł?
-Nie, ale wiem gdzie mógł pójść
-No dawaj
-Na scenę ,do pokoju dla personelu ,albo jeszcze poza pizzerię.
-Zwolnią mnie...- mruknęłam i wyszłam, tym razem zamykając pokój. Poszłam do pokoju dla personelu. Pusto. Scena. Pusto. Piracka Zatoka. Dziwne hałasy. Czyli jest.
-Pomocy!- usłyszałam dziecięcy głos.
Zwolnią mnie na więcej niż 100%.
Weszłam ,ale zobaczyłam coś innego niż sobie wyobrażałam. Foxy bawił się z chłopcem. Czemu jestem taką panikarą?!
-Rodzice cię szukają- powiedziałam.
-Szkoda...- powiedział chłopiec. Wyszłam z chłopcem i pierwszą osobą na którą wpadliśmy ,był Mike.
-Masz chłopca?- spytał.
-Tak- powiedziałam.
-To dobrze ,bo jego matka zaczęła nam grozić...
-Aha ,ok. Odprowadzisz go?
-Dobra- powiedział biorąc chłopca za rękę.
Co ten dzieciak tam robił? Nie wiem. Skąd się tam wziął? Tym bardziej nie wiem. I raczej wnikać nie powinnam. Miałam już iść do pokoju dla personelu ,gdy usłyszałam fragment rozmowy ,tamtego chłopca z jego mamą.
-... i tam był taki królik i on był jakiś dziwny, nie chciałem z nim rozmawiać , porozglądałem się po pokoju i poszłem bawić się z Foxy'm. Było bardzo fajnie , bawiliśmy się w piratów...- opowiadał chłopiec. Czyli jednak z nim rozmawiał!
°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°
W końcu napisałam ósmy rozdział! Pozdrawiam nagietkowa. I proszę ją ,aby mi nie robiła za dużo roboty przy "Life with murderer".

Purple Girl || FNaF || Vincent || ✓Where stories live. Discover now