Siedziałem na dachu jakiegoś budynku, którego nazwy nawet nie pamiętałem. Nie wiedziałem, co mam w ogóle myśleć o nowej drużynie, moim nie całkiem martwym ojcu, którym okazał się Minato Namikaze i dziwnym pakcie z uosobieniem Śmierci. Dziwny głos, który od dawna podpowiadał lub krzyczał, co powinienem robić, znów milczał długi czas. Od czasu przybycia do tej nowej wioski minęło zaledwie kilka dni, a ja nadal czułem nad sobą czarne chmury zwiastujące kłopoty. Nie wiedziałem tylko, z której strony przyjdą i jak dużą siłą.
- Nie siedzisz tu dla ładnych widoczków, co?
Podskoczyłem zaskoczony, obracając się w lewo, gdzie siedziała blondynka o błyszczących oczach barwy krwi i zamyślonym wyrazem twarzy. Ubrana w czerwoną marynarkę, czarną koszulę i krótkie spodenki. Pod szyją biały krawat. Ucieleśnienie Shinigami we własnej osobie...
- Wystarczy Zero. - Zaśmiała się krótko. Czy ona właśnie...? Wyszczerzyła się szeroko. - Tak, ona właśnie.
- Ale jaja... - Wydusiłem w końcu. - Nie wiedziałem, że potrafisz czytać w myślach.
- Ja wiem i widzę niemal wszystko.
- To, czego nie wiesz? - Ściągnąłem brwi.
Zamknęła oczy i zamyśliła się na chwilę. Uśmiech zakwitł na jej twarzy, gdy znów spojrzała na mnie przenikliwie, jakby przeszywała moją duszę na wylot. Najpewniej właśnie tak było.
- Nie znam przepisu na najlepszy w świecie gulasz.
Patrzyłem na nią dłuższy czas, a mój mózg w tym momencie zrobił twardy reset. Zamrugałem raz, drugi, trzeci...
- Co?
- Nie znam przepisu na najlepszy w świecie gulasz. - Powtórzyła. - Ale za to robię najlepszy ramen po tej stronie globu.
Parsknąłem śmiechem, gdy w końcu dotarło do mnie, co powiedziała. Wyszczerzyła się zadowolona z siebie, po czym położyła się na dachu, a ręce wsunęła pod głowę. Oparłem podbródek o kolana. Chciałbym, żeby beztroskie dni były zawsze takie jak dziś, ale wiedziałem, że to niemożliwe, nie dla mnie.
- Ty i Morina jesteście bardzo do siebie podobni. - Zerknąłem kątem oka na blondynkę. Patrzyła w niebo z zamyślonym wyrazem twarzy. - Oboje wiele przeszliście, a widmo przeszłości wciąż nad wami wisi niczym kat, nie potraficie spokojnie spojrzeć przed siebie, bez oglądania się przez ramię na przeszłość. Ona powoli otwiera się na innych z moją pomocą, ale ty wciąż tkwisz w bezkresie przerażenia i wątpliwości, nie chcesz zaufać nikomu w obawie, że zginą. - Zamknęła oczy. - Mogę ciebie zapewnić jako prawowity Shinigami, że w najbliższych latach nikt z twoich bliskich przyjaciół nie zginie. - Spojrzała na mnie spod jasnych rzęs. - Oczywiście, o ile podejmiesz odpowiednie kroki i wyjdziesz z cienia.
Zagryzłem dolną wagę z namysłem, patrząc w dal. Miałem tak wiele myśli, tyle w głowie kotłujących się sprzeczności, które w końcu mogły wybuchnąć ze zwielokrotnioną siłą. Przez długi czas milczeliśmy, wsłuchując się w odgłosy wioski, śpiew ptaków, szum liści na wietrze.
YOU ARE READING
Historia Nadziei
Fanfiction„Czy to źle, że zmuszam się do nie nienawidzenia wszystkich? Czy to takie złe, okłamywanie samego siebie, że warto jednak żyć, bo masz dla kogo?" - Naruto Opowiadanie publikowałam kilka lat temu na blog onet Historia-Nadziei.blog.onet.pl, później na...