[Tom 1] 6.Przepraszam...

341 40 41
                                    

Siedziałem na dachu jakiegoś budynku, którego nazwy nawet nie pamiętałem. Nie wiedziałem, co mam w ogóle myśleć o nowej drużynie, moim nie całkiem martwym ojcu, którym okazał się Minato Namikaze i dziwnym pakcie z uosobieniem Śmierci. Dziwny głos, który od dawna podpowiadał lub krzyczał, co powinienem robić, znów milczał długi czas. Od czasu przybycia do tej nowej wioski minęło zaledwie kilka dni, a ja nadal czułem nad sobą czarne chmury zwiastujące kłopoty. Nie wiedziałem tylko, z której strony przyjdą i jak dużą siłą.


- Nie siedzisz tu dla ładnych widoczków, co?


Podskoczyłem zaskoczony, obracając się w lewo, gdzie siedziała blondynka o błyszczących oczach barwy krwi i zamyślonym wyrazem twarzy. Ubrana w czerwoną marynarkę, czarną koszulę i krótkie spodenki. Pod szyją biały krawat. Ucieleśnienie Shinigami we własnej osobie...


- Wystarczy Zero. - Zaśmiała się krótko. Czy ona właśnie...? Wyszczerzyła się szeroko. - Tak, ona właśnie.


- Ale jaja... - Wydusiłem w końcu. - Nie wiedziałem, że potrafisz czytać w myślach.


- Ja wiem i widzę niemal wszystko.


- To, czego nie wiesz? - Ściągnąłem brwi.


Zamknęła oczy i zamyśliła się na chwilę. Uśmiech zakwitł na jej twarzy, gdy znów spojrzała na mnie przenikliwie, jakby przeszywała moją duszę na wylot. Najpewniej właśnie tak było.


- Nie znam przepisu na najlepszy w świecie gulasz.


Patrzyłem na nią dłuższy czas, a mój mózg w tym momencie zrobił twardy reset. Zamrugałem raz, drugi, trzeci...


- Co?


- Nie znam przepisu na najlepszy w świecie gulasz. - Powtórzyła. - Ale za to robię najlepszy ramen po tej stronie globu.


Parsknąłem śmiechem, gdy w końcu dotarło do mnie, co powiedziała. Wyszczerzyła się zadowolona z siebie, po czym położyła się na dachu, a ręce wsunęła pod głowę. Oparłem podbródek o kolana. Chciałbym, żeby beztroskie dni były zawsze takie jak dziś, ale wiedziałem, że to niemożliwe, nie dla mnie.


- Ty i Morina jesteście bardzo do siebie podobni. - Zerknąłem kątem oka na blondynkę. Patrzyła w niebo z zamyślonym wyrazem twarzy. - Oboje wiele przeszliście, a widmo przeszłości wciąż nad wami wisi niczym kat, nie potraficie spokojnie spojrzeć przed siebie, bez oglądania się przez ramię na przeszłość. Ona powoli otwiera się na innych z moją pomocą, ale ty wciąż tkwisz w bezkresie przerażenia i wątpliwości, nie chcesz zaufać nikomu w obawie, że zginą. - Zamknęła oczy. - Mogę ciebie zapewnić jako prawowity Shinigami, że w najbliższych latach nikt z twoich bliskich przyjaciół nie zginie. - Spojrzała na mnie spod jasnych rzęs. - Oczywiście, o ile podejmiesz odpowiednie kroki i wyjdziesz z cienia.


Zagryzłem dolną wagę z namysłem, patrząc w dal. Miałem tak wiele myśli, tyle w głowie kotłujących się sprzeczności, które w końcu mogły wybuchnąć ze zwielokrotnioną siłą. Przez długi czas milczeliśmy, wsłuchując się w odgłosy wioski, śpiew ptaków, szum liści na wietrze.

Historia NadzieiWhere stories live. Discover now