Rozdział pierwszy

15.7K 392 83
                                    


UKŁADY

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Patrząc w ciemne, płonące gniewem oczy Hermiony Granger, Draco mógł odczuwać jedynie triumf. To cudowne, upajające uczucie wypełniło go po brzegi, sprawiając, że na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

- Chyba nie myślałaś, że wygrasz, co? - zapytał, przeciągając głoski. Nie mógł nacieszyć oczu jej oburzeniem.

- Kanalia! - syknęła cicho, tak, żeby nikt przechodzący obok jej nie usłyszał.

- Zatrważająco niska kultura osobista, panno Granger - mruknął, akcentując słowo „panno", jakby było obelgą.

Zadziałało. Na jej policzki wypłynął ciemny rumieniec, a oczy zwęziły się niebezpiecznie. Tak, dobrze znał jej czułe punkty.

Po chwili uniosła dumnie brodę i obrzuciła go zimnym spojrzeniem.

- Takie nic nie będzie mnie oceniało - powiedziała zaskakująco opanowanym głosem, a zaraz pochyliła się ku niemu i szepnęła: - To nie jest koniec, Malfoy. Wstrzymaj się z oblewaniem sukcesu.

- Granger, czy to groźba?

- A jak myślisz? - zapytała, po czym uśmiechnęła się chłodno i odwróciła, ruszając przed siebie korytarzem.

Draco patrzył za nią przez moment, zastanawiając się, co wymyśli tym razem.

- Nie odpuści - usłyszał i obrócił się.

Przed salą sądową stał Blaise Zabini i również śledził wzrokiem oddalającą się Granger.

- Oczywiście, że nie - zgodził się Draco.

- Chyba jest bardzo zła.

- Jest wściekła.

- To co teraz? - zapytał Blaise.

Draco wzruszył ramionami.

- Poczekamy na jej apelację, a potem zgniotę ją jeszcze raz i jeszcze, aż jej się znudzi ta zabawa. Co? - warknął, widząc dziwne spojrzenie przyjaciela.

Blaise uśmiechnął się lekko.

- Nie jestem pewien, komu ona sprawia większą radość.

- Właśnie - mruknął zagadkowo Draco. - Ja też nie.

Naprawdę, ile lat to już trwało; sześć, siedem? Nie wiedział, jak długo on i Granger ścierali się na sali sądowej, oboje broniąc zaciekle swoich klientów, i nie miał pojęcia, czy kiedyś mu się znudzi udowadnianie jej, że marnie wybrała, decydując się zostać prawnikiem w Ministerstwie Magii.

*

Hermiona wpadła do swojego gabinetu i rzuciła skórzaną teczką w ścianę. Miała ochotę coś rozbić, zniszczyć. Cholerny drań!

- Drań! - wrzasnęła, opierając się o drzwi i zsuwając na podłogę.

Podciągnęła kolana i objęła je ramionami, układając na nich brodę.

Tyle czasu zajęło jej zebranie materiału dowodowego, tyle nieprzespanych nocy, a on po prostu zmiótł te wszystkie argumenty jednym starym zapiskiem, nie zapominając przy tym zakpić z jej pochodzenia, jakoby osoba urodzona wśród mugoli nie mogła mieć pojęcia, jak czystokrwiści czarodzieje zabezpieczają się przed zerwanymi obietnicami.

I już nie wiedziała czy bardziej wścieka się na niego, czy na siebie, bo gdyby mocniej się przyłożyła, znalazłaby ten idiotyczny paragraf, który sprawił, że niewinna dziewczyna została właśnie pozbawiona wszystkiego. Godności, honoru, dobrego imienia.

UkładyWhere stories live. Discover now