Rozdział 1

10 0 0
                                    


*Dean*

Tower to spokojne miasteczko, w którym życie płynie powoli i opiera się na przyjaźni między sąsiadami. Brzmi to bardzo żałośnie i nierealnie, ale tutaj jest to rzeczywistość. Wszyscy mieszkańcy są kompletnymi hipokrytami i oszustami Każdy posiada swoje tajemnice, ale owi mieszkańcy biją wszelkie rekordy. Pewnie zastanawiasz się kim jestem. Otóż muszę Cie zmartwić, bo nie ma tutaj osoby, która by tego nie robiła, a przecież. nie jestem jakoś bardzo tajemniczy, tylko można powiedzieć, że aspołeczny, ale też nie przesadzajmy, bo przecież mam przyjaciela- Rayna, który przez swoją „pozycje" w szkole nie może powiedzieć publicznie, że jesteśmy przyjaciółmi od dziecka. Jeżeli jesteśmy już na etapie Rayna, to jest to kapitan szkolnej drużyny koszykówki, piątkowy uczeń i chłopak przewodniczącej szkoły Violet. Ta dziewczyna to czyste uosobienie dobra. Naprawdę! Nie dosyć, że ma same piątki, to jeszcze jest miła i wszystkim pomaga. Idealnie pasuje do Rayna nawet wyglądem, bo on jest wysokim wysportowanym blondynem o szmaragdowych oczach (tak jestem mężczyzną i znam takie kolory), a ona średniego wzrostu szczupłą blondynką o błękitnych oczach, wiecie taka dziewczyna, którą każdy chciałby mieć za żonę. Skoro o niej mowa, to wypada także wspomnieć o jej rodzicach. Pan Holly, bo tak mają na nazwisko, jest lekarzem w naszym szpitalu, a pani Holly jest naszym miejscowym adwokatem. Ojciec Rayna ma sieć sklepów spożywczych w naszym mieście. A ja? Jestem chłopakiem, którego żaden ojciec nie wybrałby na męża swojej córce. Razem z tatą mieszkamy na zapleczu naszego baru, ale nie myśl, że jest to jakiś ekskluzywny bar, bo się bardzo pomylisz. Znajduje się w tej „złej" części miasta i należy do gangu. Ojciec nie pozwala mi do niego wstąpić, bo uważa, że stać mnie coś więcej.

-Dean! Jak zaraz nie ruszysz swojej dupy, to spóźnisz się do szkoły!- słyszę swojego tatę.
-Jakbym chodził do szkoły, gdzie jest moje miejsce, to nie miałbym tego problemu!- odpyskowuje i wychodzę z plecakiem do szkoły.

Powinienem chodzić do liceum zaraz koło baru, ale mój tatko uparł się, że mam chodzić do dobrego liceum, gdzie nie ma członków gangu i mam do niego dwadzieścia minut drogi. Bawi mnie to, bo tam po prostu nie pasuje, nawet ze względu wyglądu. Nie chce obrażać nikogo, ale tam wszyscy wyglądają tak idealnie, a ja mam swoje czarne jeansy z dziurami, jakąś koszulkę, która opina moje mięśnie i zawsze mam ze sobą swoją czarną znoszoną skórę. Już nie wspomnę o moim kolczyku w wardze. Do tego nie jestem sportowcem, który grałby w naszej drużynie i nie zaliczam panienek, bo je szanuje, nawet jeśli one same tego nie robią. Witam w moim pokręconym życiu.

Na korytarzu mijam Rayna, który nie jest w stanie zaszczyć mnie zwykłym „cześć". Uśmiecham się szyderczo i z podniesioną głową wchodzę w tłum.

-Pan Wills zostanie po lekcji.- zwraca się do mnie nauczyciel literatury w tym samym czasie, kiedy rozbrzmiewa dzwonek.

-Słucham.- podchodzę do biurka nauczyciela i uśmiecham się nonszalancko.

-Jesteś humanistycznym umysłem, ale przez twoje nieobecności nie mogę postawić ci pozytywnej oceny, ale chce dać ci szanse. Zajmiesz się gazetką szkolną.

-Dobrze pan wie, że nie pracuje w grupie.- odrzekłem.

-Wiem, ale przecież nie mówiłem nic o grupie. Źle mnie zrozumiałeś. To będzie tylko i wyłącznie twoja gazeta. Wiem, że jesteś rewolucjonistą, a to będzie okazja to wykazanie się.

-Gdzie jest moja siedziba?- uśmiechnąłem się, bo w końcu ktoś mnie zrozumiał.

-Sala numer 6. Powodzenia.- podał mi rękę, a ja wyszedłem z klasy.

Dangerous RoseWhere stories live. Discover now