pierwszy

7.1K 189 81
                                    

    Znowu, przez cały dzień nie zrobił nic pożytecznego. 

Znowu nie wyszedł z mieszkania, nie posprzątał w łazience, nie zjadł pożywnego śniadania, nie odpowiedział na maile z pracy, nie oddzwonił do mamy ani do siostry i nie zmienił białego T-shirtu, który od kilku dni był jego ulubioną częścią garderoby. 

Znowu nie odpisał kolegom, nie odebrał telefonu od żadnego z nich i nie dał nikomu znaku życia. 

Był rozgoryczony do tego stopnia, że nawet nie wstał z kanapy, kiedy usłyszał, że ktoś próbuje dostać się do jego mieszkania. 

Za to, przez cały dzień siedział z gitarą i grał. Grał tak długo, aż nie wylał z siebie wszystkich łez, a potem, kiedy zegar wybił równo 22:00, wziął szybką kąpiel, T-shirt zamienił na czarną koszulę, a znoszone shorty na dopasowane czarne spodnie z dziurami na kolanach. 

Przyozdobił palce ulubionymi pierścionkami, niedbale przeczesał włosy dłonią, założył brązowe sztyblety i wyszedł z mieszkania, trzymając w dłoniach kurtkę, klucze i portfel. 

Nie zabrał ze sobą telefonu, bo przez ostatnie tygodnie stał się on dla niego jedynie zbędnym gadżetem. 

Kiedy znalazł się przed starą kamienicą, w której znajdowało się jego mieszkanie, westchnął ciężko. 

Był lipcowy wieczór, a mimo to wcale nie było aż tak ciepło jak mogłoby się wydawać. 

Nabrał głęboko powietrza do płuc, odgarniając przydługie już włosy, których nie obcinał od dłuższego czasu, a nogi same skierowały go w tak dobrze znane mu miejsce - jedyny bar, który znajdował się na przedmieściach Liverpoolu. 

Nie było to wymarzone miejsce na spędzanie samotnego wieczoru. Obskurna, duszna, śmierdząca sala, ściany przesiąknięte zapachem dymu papierosowego, ciemne światło i zabrudzone podłogi mogłyby się wydawać najobrzydliwszym miejscem na świecie, ale jemu naprawdę było wszystko jedno. W tamtym momencie, najważniejsze dla niego było to, że oprócz kilku stałych klientów nie przychodził tam nikt inny, dzięki czemu mógł w ciszy i spokoju napić się piwa i pokontemplować nad swoim życiem, choć ostatnio nie robił nic poza tym. 

Ciągle rozmyślał, a te myśli z każdym dniem stawały się dla niego coraz bardziej destrukcyjne i naprawdę nie wiedział do czego to wszystko prowadzi. 

Mimo, że posiadał w swoim gronie naprawdę wiele życzliwych osób, które martwiły się o niego i starały się mu pomóc, on wiedział, że z tym bólem musi poradzić sobie sam i żadne terapie ani wyjścia z przyjaciółmi mu w tym nie pomogą. 

Z resztą, spotkania i te same, znajome twarze kojarzyły mu się tylko z jednym, a to jeszcze bardziej pogłębiało jego rozpacz. 

W tamtym momencie swojego życia czuł się jak wrak i nikomu, nawet największemu wrogowi nie życzył podobnych doświadczeń. 

Kiedy w końcu znalazł się w upragnionym miejscu, szybkim ruchem otworzył stare, prawie rozpadające się drzwi, a jego nozdrza od razu zaatakował zapach alkoholu, papierosów i tanich perfum. 

Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jeszcze jakiś czas temu, taka mieszanka wydawałaby mu się czymś obrzydliwym, ale teraz było mu to obojętne. 

Wszystko było mu tak bardzo obojętne, że aż bolało. Rozrywało od środka jego duszę, a on w żaden sposób nie mógł sobie z tym poradzić i, o ile na początku ratował się alkoholem, teraz nawet to wydawało mu się niewystarczające. 

Szybkim krokiem wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. 

Omiótł pomieszczenie wzrokiem, ze zdziwieniem dostrzegając, że oprócz niego, w barze nie ma nikogo. 

stay 'til the A.M.  ► styles ✔️Donde viven las historias. Descúbrelo ahora