zero🌹

3.2K 136 59
                                    

- Zatrzymaj się!- krzyknęłam z wyraźnym zdenerwowaniem, a deszcz jak na zawołanie zaczął mocniej kropić.- Cholera Filip, możesz poczekać?

Odetchnęłam ciężko będąc zmęczona i wyczerpana, ale starałam się dalej biec za nim.

Nie miałam zielonego, ani nawet fioletowego pojęcia, co mnie znowu napadło. Zawsze chciałam w jakiś sposób pomagać ludziom, ale mogłam ograniczyć się do bycia psychologiem, a nie biegać za bipolarnym dupkiem, który stokroć razy udowodnił mi, że to nie jest tego warte.

A jednak.

- Chociaż zwolnij do cholery!

Nawet nie zauważyłam kiedy moja stopa przekręciła się boleśnie i spowodowała upadek. Pisnęłam z bólu i westchnęłam pod nosem, będąc tak cholernie zażenowana sobą.

- Wstawaj.

Uniosłam głowę do góry, a brunet wysunął do mnie dłoń z obojętnością wypisaną na twarzy.

- Nie mam czasu, pośpiesz się księżniczko.

- Co jest z tobą nie tak do chuja? Dowiem się w końcu, czy każdy dzień pracy z tobą bedzie nawracającym problemem?

Odsunęłam jego dłoń i przetarłam zdarte kolana.

- Widzę, że coś jest nie tak, nie musisz udawać, że coś cie nie zraniło i do teraz nie boli.

- Bo nie boli- odparł.- Nie jestem nikim za kogo mnie uważa twoja pochrzaniona wyobraźnia. Nie mam żadnych problemów egzystencjalnych, których uparcie we mnie szukasz. Mam wyjebane, Nina. Kompletnie wyjebane w wasze dociekanie co mi jest, co sie stało, mam wyjebane, mam ci to przeliterować? Łazisz za mną z jakąś pierdoloną nadzieją, że zaraz usiąde z tobą na jakiejś terapeutycznej kanapie i zwierzę się z wszystkich problemów mojego świata. Co ty chcesz do kurwy usłyszeć? Opowiedzieć ci co sie działo w dzieciństwie? Może wyciągniesz jakieś powiązanie czemu 7 września miałem zły humor, a 15 nie.

- Okej-westchnęłam.

- Okej?

Spojrzał na mnie nieco zdziwiony.

- Tak, okej. Nie mam siły tego ciągnąć.

I pierwszy raz w życiu najzwyczajniej w świecie odpuściłam. Wstałam, wzruszając ramionami.

- Myślisz, że wybiegłem tak, bo zobaczyłem swoją byłą? W takim razie jesteś cholernie niemądra lub naiwna. Dlaczego tak bardzo lubisz stereotypy, co? Może myślisz, ktoś go zdradził, albo on kogoś zdradził i ma traumę na całe życie, o w dodatku...

- Okej- przerwałam ruszając przez siebie, mając nadzieję, że chłopak odejdzie w drugą stronę, naprawdę w tej chwili już mnie nic nie interesowało, wiedziałam do czego ta rozmowa dąży i jak zwykle skończy się pokazaniem mi jak głupia dla niego jestem.

- Pierdolony zbieg okoliczności, a wy wszystko bierzecie na serio. Żyjecie w tym swoim świecie, gdzie mężczyzna, który nie ma ochoty opowiedzieć ci historii swojego byłego związku to musi być zdradzony przez jakaś kobietę. W świecie, którym każda sytuacja ma ukryte dno, szukacie go i w nas tego czego nie ma. Naprawdę Nina, jesteś tak tępa by wszystko do jednego sprowadzać?- zakpił.

Kroczył za mną dalej. Co za farsa, spośród tysiąca słów, które do niego powiedziałam, kiedy on nie słuchał teraz oczekiwał, że stanę w miejscu.

- Mam coś do załatwienia, nie będę tracił na ciebie znowu czasu, nie pomożesz mi do chuja zrozum to i przestań szukać we mnie powodu dlaczego taki jestem.

Przez moment pomyslałam, że widok jego byłej dziewczyny w jakiś sposób go ruszył. Może przywrócił wspomnienia.

Ale on po prostu taki był. Niszczył każdego, komu w jakiś popierdolony sposób zaczęło na nim zależeć.

I mi zależało. Był to jeden głupi destrukcyjny moment, kiedy przepadłam z wiarą, że znajdę odkupienie.

Że znajdę go.

Byłam bardziej naiwna, niż przewidywała konstytucja.

- Zbieg okoliczności, rozumiesz? Więc przestań doszukiwać się we mnie jakiś głębszych uczuć, przeżyć, cierpienia!

- Posłuchaj...

- Myślisz, że kiedyś kogoś kochałem, że kiedyś ktoś mnie przez to zranił i teraz jestem zimny? Ja po prostu taki jestem i tyle!

- Filip...

- Tak było i będzie, nie potrzebuję nikogo i nie żałuję nikogo, bo do cholery co mam żałować? Jestem zajebiście szczęśliwy i posiadałem te dobre uczucia, po prostu łatwiej mi bez nich bo ludzie... - machnął ręką i przetarł czoło.- Z resztą, nieważne, spierdalam.

I miał iść i wszystko miało wrócić do okropnej normy w której żyliśmy od pierwszego spotkania.

- Nikt cię nigdy szczerze nie pokochał, co?

Z jego ust słychać było niespokojny oddech, a ja przegryzłam wargę z trudem uświadamiając sobie, że w końcu znalazłam odpowiedź na upragnione pytanie.

- Zajmij się swoim życiem, nie mam czasu na to.

Odwrócił się na pięcie i ruszył jak burza.

A po chwili znów zawrócił wprawiając mnie w zdenerwowanie.

- A wiesz co...

- Co?- powiedziałam twardo. - Co? Bo naprawdę nie wiem po co tak zapierasz się, że mam ci dać spokój by potem wracać i mi wyrzucać.

Uniosłam głowę patrząc wprost w jego oczy.

- Nie masz mi nic do powiedzenia? To idę.

Oczywiście, że nie idę, bo mija moment a jego dłoń łapie moją i zagradza możliwość jakiegokolwiek odejścia.

- Powiedz mi, czemu miałabym zostać i stać z tobą i moknąć.

- 25 maja.

Spojrzał na mnie po raz ostatni i ruszył przed siebie. Przełknęłam ślinę i opatuliłam się mocniej bluzą.

- 25 maja.

Powtarzam.

-25 maja.- zastygam.- To niemożliwe, przecież...

I wtedy wszystko się zmieniło.

~~~~~~~

caustic • Taco HemingwayWhere stories live. Discover now