Rozdział XIV ratunek

141 9 1
                                    

Shmi Alniive POV

Wysiadłam ze statku. Uczucie cały czas się nasilało. Jednak starałam się tego po sobie nie pokazywać. Na drodze stanęły nam droidy jednak jednym ruchem dłoni zepchnęłam je z platformy. Weszliśmy do budynku starając nie zwracać na siebie uwagi.
-Najlepiej będzie, jeśli się rozdzielimy- powiedział mistrz Mundi.- ja idę w lewo, a ty prosto-
Założyliśmy kaptury i poszliśmy w wyznaczonych kierunkach. Rozglądałam się po wszystkich pokojach. Droidy mijały mnie i nawet nie zwracały na mnie uwagi. Pewnie uznali mnie za jedego z padawanów Sithów. Niestety jeden zachaczył obwodem o mój kaptór.
-Przepraszam, sir- powiedział. Bardzo mnie to zdziwiło.
-Nie... Nie ma problemu- powiedziałam i poszłam dalej. Znowu zarzuciłam sobie kaptur. Ciągle rozmyślałam o tym. -Może przegrzały mu się obwody?- powiedziałam sama do siebie. Znalazłam jedno z miejsc sterowniczych. Kiedy podeszłam do drzwi nagle wysuneło się z nich coś na wzór oka.
-Zejmij kapttur- powiedział. Przestraszyłam się. Droid mógł się pomylić, ale to są inteligętne jednostki. Jednak zdjełam kaptur. Maszyna uważnie obejrzała moją twarz po czym się odezwała.
-Zjerestrowano- powiedział. ,,To nie może być przypadek" -pomyślałam. -Ena Kina, wpuszczam-
Zdziwiłam się, ale weszłam. Spojrzałam w holo projektory i zaczęłam szukać informacji. Kiedy zauważyłam, że mam dostęp do wszystkich danych, na temat tej bazy, szybko wyciągnęłam pendriva i nacisnęłam ,,Pobierz". Potem wzięłam się za dalsze szukanie. W końcu znalazłam. ,,Sala numer A113".Poraz kolejny się zdziwiłam. Myślałam, że będzie w celi albo w pokoju przesłuchań. Poszłam w tym kierunku, zapominając pendrive. Podeszłam do drzwi. Był mały panel do którego podeszłam. On przeskanował mi oko i weszłam do środka. W pomieszczeniu było bardzo ciemno i nic nie widziałam. Weszłam do środka. Nagle drzwi za mną się zamknęły i rozbłysło lekkie światło. Teraz zauważyłam, że pomieszczenie jest pełne pudeł i innych badziewi. ,,Zasadzka" pomyślałam. Rozglądałam się po magazynie. Wziełam do ręki miecz świetlny. Nagle ktoś na mnie skoczył z czerwonym mieczem świetlnym. Szybko odparłam atak. Była to jakaś dziewczyna. Zdjęłam szatę i ustawiłam się do ewentualnej walki.
Teraz zauważyłam, że wyglądamy bardzo podobnie. Nasze oczy zalśniły. -Zaraz, skądś cię kojarzę- powiedziała. Spojrzała na bransoletkę, którą zawsze miałam przy sobie.-Shmi. Shmi Alniive-
Zdziwiłam się. Skąd ona mnie znała? Ja jej nie kojarzę. Nagle poczułam to uczucie, które czułam wcześniej. To na Bespinie i na Ryloth.
-Ty. To ty otrułaś moich przyjaciół- domyśliłam się.
-Bystra jesteś. Ale powiem jedno. Trudno zrobić taką trutkę, więc zrobić odtrutkę będzie niemal nie możliwe. Jednak ja kojarzę cię nie tylko z tej akcji. Skąd masz tą bransoletkę?-
-Dostałam ją, jak miałam 4 lata. A co ci do tego?-
-Dużo. Od kogo ją masz?-
-Od kuzyna-
-Chyba mogę ci pomóc go znaleźć- powiedziała i się złowieszo uśmiechnęła. Nacisnęła jakiś guzik, przy swoim komunikatorze. Wtedy zza budeł wyszedł jakiś chłopak.
-Co Ena? Już poznałaś się ze swoją kuzynką? Więc co, teraz moja kolej?- powiedział. Patrzyłam raz ma chłopaka, raz na dziewczynę. To są moi... Kuzyni? Nie wierzę. Chociaż to by wyjaśniało, czemu jesteśmy tak podobni.
-Co? Niedowierzasz? Nie bój się. Niedługo nie będziesz się martwić, jak dołączysz do ojca i matki- powiedział chłopak i odpalił swój miecz świetlny. Przyjełam pozycję do Ataru.
-Taka podobna do swojego ojca- powiedziała dziewyczyna i się na mnie rzuciła razem z bratem. Kiedy chcieli mnie zaatakować włączyłam drugą klinidę czego się nie spodziewali. Dziewczyna uderzyła w skrzynie. Chłopak zaciekle atakował. Po chwili dziewczyna do niego dołączyła. Nasze klinidy ciągle się krzyrzowały. Nie miałam zbyt dużych szans. Ich było dwoje, a dotego używali negatywnych emocji. Kiedy oboje próbowali mnie porazić mocą, rozłączyłam miecz na dwie części i uchroniłam się przed byłskawicami.
-Hej, mój miecz tak niepotrafi- powiedziała dziewczyna. Chłopak przewrócił oczami. Widać było, że siostra swoim marudzeniem go wykańcza. Wiedziałam, że jeżeli będę dalej walczyć, w końcu przegram. Skoczyłam na stertę skrzynek stojących przy mnie.
-Co? Myślisz, że te kupka skrzynek ci pomoże?- uśmiechnęła się dziewczyna.
-Być może- powiedziałam i skoczyłam używając mocy do zepchnięcia wszystkich pudeł na nich. Tego się nie spodziewali i ugrzęzli pod skrzyniami. Ja natomiast wybiegłam z pomieszczenia blokując go kodem i mieczem świetlnym, po czym pobiegłam w przypadkowym kierunku. Po drodze mijałam mnóstwo droidów, które mijałam olewając je, a one tylko za mną parzyły i obojętnie szły dalej. Nagle znalazłam się w korytarzu gdzie było mnóstwo cel. Zaczęłam rozglądać się po nich. W co drugiej celi była jakaś osboba. Większość wyglądała na łowców nagród i przemytników. Wtedy zauwarzyłam, że w jedenej z celi jest chłopak. To był Marco. Mieczem otworzyłam celę. Marco patrzył na mnie wpół przytomny. Wszędzie miał rany i leciała mu krew. Przeraziłam się na ten widok. Pomogłam mu wstać i zaczęłam prowadzić go w stronę wyjścia.
-Nie bój się. Niedługo wrócimy do Świątyni, tam ci pomogą- powiedziałam.
-To zasadzka- powiedział bardzo cicho. Widać było, że ledwo pozostaje przytomny. Wtedy rzed nami stanął Dooku.
-Jednagże możecie wogóle nie musicie wrócić do Świątyni- powiedział i wyciągnął swój miecz, jednak byłam za słaba na walkę w tej chwili.
-Może zajmiesz się kimś bardziej równym wiekiem? Wiesz, walka z dziećmi to trochę upokorzenie, Dooku- odezwał się znajmomy mi głos. Głos mistrza Mundi. Dooku odwrócił się w jego stronę.
-Ki-Adi Mundi. Jakże miło mi cię widzieć- powiedział z sarkazmem. Ja wycofałam się z Marciem do tylnego wyjścia z aresztu.

Eni Kina POV

Zacząłem kasłać. Te skrzynie stały tu chyba rok, bo kurzu było jak ryb w oceanie. Wydostałem się z pod pudeł.
-Ena! Ena!- nawoływałem. Jednak odpowiedziało mi tylko kasłanie. Chcialem pobiec w tym kierunku, jednak pudła mocno mi to utrudniały. Przrdostałem się w kierunku źródła kasłania. Wyciągnąłem ją spod pudeł.
-Wszystko dobrze?-
-Boli mnie noga. Nie...nie mogę jej zginać. To chyba złamanie- powiedziała. Zobaczyłem na jej nogę. Rzeczywistoście, była cała opuchnięta.
-Ja ją zabije, jeżeli przesto nie będziesz mogła chodzić.
-Możesz jeszcze to zrobić. Przeciesz przyszła tu po tego Jedi. Zanim się skapnie gdzie on jest, wyjdzie i odleci potrwa to przynajmniej pół godziny-
-Idę- powiedział i wyszedł - dzwoń na komunikator, jakby coś się działo- powiedziałem i wyszedłem. Pierwsze miejsce w jakie poszłem, to więzienie. Ja tą dziewczynę zabije. Nie ważne, że jest moją kuzynką.

Shmi Alniive POV

Byliśmy już blisko wyjścia, kiedy drogę zastąpił mi kuzyn.
-Wybierasz się gdzieś?-
-Tak się składa, że tak-
-No ale kuzynce złamać nogę? Co sobie twoja mama pomyśli, że próbowałaś swoją kuzynkę, i mnie, swojego jedynego kuzyna zabić?- powiedział złowieszczo się uśmiechając. Wiedział, że temat mamy może być moim słabym punktem. Jednak pozostawałam nie wyprowadzona z równowagi.
-To jest twój... kuzyn?- spytał Marco, który powoli odzyskiwał świadomość.
-Niestety- odpowiedziałam.
-Co ,,niestety"? Swojego kuzynostwa nie polubiłaś?
-Jakoś nie szczególnie-
-To bez znaczenia- powiedział i wyciągnął blaster -Nie będę na was więcej czasu marnować-
Wyciągnęłam miecz świetlny. Zaczął strzelać a ja odbijać strzały. Wiedziałam, że długo tak nie wytrzymam. Trafił w moją rękę, w której trzymałam miecz świetlny. Wypuściłam go z ręki. Eni podszedł bliżej. Wymierzył we mnie broń.
-A więc to koniec rodziny Alniive- powiedział.
-Nie...- szepnełam sama nie wiedząc co robię. Chwyciłam Marc'a za rękę a drugą dotknęłam podłogi. Nad nami utworzyło się coś na wzór bańki o kolorze fioletowym. Eni zaczął strzelać, jednak bańka odbijała wszystko przeciwnym kierunku. Mój kuzyn mocno się zdziwił, kiedy to zobaczył. Zrozumiał, że ostrzał jest bez sensu wyciągnął miecz świetlny i próbował przebić się przez osłonę. Wtedy oderwałam rękę od podłogi. Bańka się rozciąnęła się i pękła. Eni i Dooku który prowadził walkę z mistrzem Mundim polecieli z dużą siłą na ścianę.
-Dzieciaki, uciekamy z tąd- powiedział Mundi. Pobiegliśmy w kierunku hangaru. Marco usiadł na miejscu drugiego pilota a ja za sterami. Wystartowaliśmy. Za nami poleciało 5 statków. Włączyłam osłony i zaczęłam ostrzał. Statki były bardzo szybkie i trudno było w cokolwiek trafić. Do tego byłam zmęczona. Co to w ogóle była za bańka? Jak ja ją zrobiłam? ,,Shmi, skup się!"-pomyślałam i skupiłam się na statkach. Jeden, drugi i trzeci poszedł. Mistrz Mundi zestrzelił dwa pozostałe. Skoczyliśmy w nad przestrzeń. Odpoczęłam trochę, kiedy czekaliśmy, aż dotrzemy do Courusant. Lecieliśmy godzinę, a ja próbowałam nie zasnąć przy sterach. Kiedy wylądowaliśmy, droidy medyczne wzięły Marca, a ja powlekłam się do mojego pokoju. Tam dalej spał Anakin. Był rozwalony na całej szerokości łóżka, więc musiałam iść spać na podłodze. Nie wziełam nawet rzadnej poduszki, bo bałam się, że jeden zły ruch, i Anakin się obudzi. Położyłam się na podłodze i od razu zasnęłam.

Wojny Klonów || Inna Historia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz