Przez sen jak przez mgłę słyszę dzwoniący budzik. Uderzam gdzieś ręką po omacku, aby go wyłączyć, ale to nic nie daje. Uchylam oczy i wyłączam to głośne cholerstwo. Wracam do snu.
– Lori. Lori. Zaspałaś. Wstawaj, miałyśmy obejrzeć ogród.– Za jakiś czas znów coś mnie budzi, a raczej ktoś.
Nie odpowiadam. I to jest mój błąd, bo Flora wskakuje mi z impetem na łóżko. Wrzeszczę głośno, gwałtownie obudzona.
– Nie drzyj się tak, Lorette. Musiałam cię jakoś obudzić – dziewczyna zakrywa mi szybko usta dłonią, żebym nikogo nie pobudziła.
– Oh tak... Już wstaję.
Przecieram twarz dłońmi i wzdycham. Co mnie podkusiło na nocne wyprawy? Wstaję. Narzucam na piżamę sweter, wsuwam stopy w kapcie i razem z Florą wychodzimy z pokoju.
Na korytarzach jest ciemno, ale nie na tyle, by nic nie widzieć. Idziemy dość szybkim krokiem, mijając wielu strażników na nocnej warcie. Na szczęście moja towarzyszka pamięta drogę do wyjścia, bo sama bym się już tutaj zgubiła trzy razy.
Wychodząc na nocne powietrze spodziewałam się, że będzie chłodniej. Stajemy na dziedzińcu i rozglądamy się wokoło.
– Chodź tam!–Flora ciągnie mnie za rękę w lewą stronę. Ogrody rozciągające się przed nami są tak wielkie, że nie wiemy, z której strony w nie wejść. W końcu wybieramy jedną z alejek.
Idziemy w ciszy, rozkoszując się świeżością i pięknem, które mamy przed sobą. Alejki są wąskie, wyłożone równym kamieniem. Po obu stronach przejść rozciągają się coraz to inne krzewy. Co parę metrów stoi latarnia, z zapalonym w szklanym kloszu małym płomieniem. Zastanawiam się, czy ktoś chodził i po kolei wszystkie zapalał, czy może raczej użyto do tego magii.
Flora zatrzymuje się w pewnym momencie i pochyla nad jednym zwiędniętym kwiatkiem. Dotyka go delikatnie po zwiotczałych płatkach i po chwili pstryka nad nim dwoma palcami. Z jej dłoni zaczynają spadać małe iskierki, które momentalnie pobudzają kwiatek do życia. Fioletowe, piękne płatki unoszą się i rozpościerają szeroko, by zaraz zwinąć się i przeczekać noc.
– Niesamowite – mówię pod wrażeniem. Dziewczyna kiwa głową z uśmiechem i idziemy dalej.
Wchodzimy w labirynt z wysokiego żywopłotu. Korytarze tu mają może z pół metra szerokości, więc idę przed Florą. Jest tu bardzo dużo skrętów i ślepych uliczek, przez co już drugi raz musimy się cofać. Po dziesięciu minutach spaceru wśród zieleni gubimy się.
–Wiesz może jak wrócić?– Pytam, choć niepotrzebnie, bo widzę zagubienie dziewczyny.
– Nie, ale zaraz sobie poradzimy, chodź może tędy.
Idę za Florą próbując dotrzymać jej tempa, ale zatrzymuję się na chwilę słysząc za sobą trzask łamanej gałęzi. Odwracam się, ale nikogo nie widzę. Ruszam z powrotem przed siebie, ale czarodziejki już ze mną nie ma. Zaczynam biec licząc, że ją dogonię, ale po chwili staję przed rozwidleniem.
– Floro?– krzyczę.
– Lorette, gdzieś ty się podziała?!– Słyszę gdzieś z prawej, wiec skręcam w tę stronę.
Po paru zakrętach docieram do miejsca, w którym żywopłot przecina mi drogę. Ślepa uliczka, pięknie. Do tego zaczynam odczuwać lekki niepokój. Jest ciemno, wysoki krzak zasłania prawie całe niebo i odcina światło latarni. Bez koleżanki przy boku nie czuję się tu już tak pewnie.
CZYTASZ
Let me show you magic || Valtor x OC
FantasyFanfiction na podstawie Winx Club. Brak znajomości bajki nie przeszkadza w czytaniu i rozumieniu fabuły tego opowiadania, więc niech osoby, które nie oglądały nie zrażają się tym, że to ff. Głowna bohaterka jest zagubiona tak samo jak wy! Najpierw...