Prezent

75 8 7
                                    

Niedziela

      Brunetka patrzyła na obraz przemykający za oknem. Pociąg nie wydawał już charakterystycznego dźwięku, kiedy koła przejeżdżały przez kolejne części szyn. Odnowiona linia zabiera to, co kobieta uwielbiała jako dziecko.

      Ziewnęła zakrywając ręką usta i przeniosła wzrok na książkę, leżącą na plastikowym transporterze. 

- Przepraszam - zdziwiona przeniosła wzrok na mężczyznę, który stanął przed nią ze sportową torbą na ramieniu. - Wolne? - spytał. Brunetka dopiero po chwili zorientowała się o co chodzi i przytaknęła lekko głową.

- O ile nie siedzi tam żaden duch, to tak. 

- Zaryzykuje - zaśmiał się mężczyzna. Zajął miejsce na przeciwko, a na drugi fotel rzucił bagaż. Brunetka przyglądała mu się z uwagą. Wydał jej się całkiem przystojny, choć pewnie jej współlokatorka nazwałaby go normalnym, lub wręcz prostym, bo nie wyglądał jak model z okładki jakiegoś czasopisma. Była współlokatorka - poprawiła się po chwili, choć nie wiedziała czy ten fakt ją smucił czy cieszył. - Feliks. - Wyrwał ją z zamyślenia, wystawiając do niej dłoń.

- Jaga - podała mu swoją, pozwalając ją lekko ścisnąć. 

- Wybierasz się na wakacje?

- Nie - uśmiechnęła się lekko. - Zmieniam środowisko. Nowa okolica i ludzie dobrze mi zrobią.

- Nie wyglądasz jak osoba, która się przeprowadza. - Brunetka spojrzała na swoje dwie torby i plecak.

- Zabrałam tylko najważniejsze rzeczy. Nie ma co ciągać za sobą zbędnego balastu. A jaki jest twój cel podróży?

- Rzuciłem pracę w korpo i postanowiłem pożyć, dopóki nie skończą mi się oszczędności. - Zmierzyła go wzrokiem od góry do dołu.

- Nie wyglądasz na szczura biurowego. 

- Jeśli to był komplement to dziękuję. Polecisz może jakieś fajne miejsce, gdzie mógłbym pojechać najpierw? 

- Słyszałam, że mazury są urokliwe o tej porze roku, ale czy to prawda stwierdzę dopiero, kiedy tam dojadę. - Mężczyzna zamyślił się, a Jaga przeniosła wzrok na transporter. Kocica mruczała cicho. - Moja towarzyszka jest dość leniwa, więc moglibyśmy sprawdzić prawdziwość tego stwierdzenia razem.

- Dałaś mi propozycję nie do odrzucenia - odpowiedział wywołując lisi uśmiech u kobiety.

Sobota

      Balonik z gumy pękł, a dziewczyna zebrała ją językiem i znów przeżuła. Obserwowała z daleka procesje idącą do świeżo wykopanego grobu. Czarny namiot skrywał go w cieniu. Mężczyźni niosący trumnę wyglądali nienagannie, a lamentujący ludzie wywołali grymas na twarzy obserwatorki. Jej rodzeństwo się wykosztowało, żeby pokazać jak to mocno nie kochali kobiety, której ona nienawidziła całym sercem. Cała reszta nie była lepsza. Rodzina, sąsiedzi, znajomi... Wszyscy unikali jej jak ognia, a teraz pewnie mówili jaka to dobra nie była. Szlochali idąc za trumną, jakby chcieli wierzyć, że ona jest w środku. Ciało jest tylko pustą skorupą i nic tego nie zmieni. 

      Przepchnęła się przez tłum, czując na sobie pogardliwe spojrzenia części osób. Wiedziała jakie niestworzone historie opowiadała o niej matka i że osoby, które nie miały z nią styczności, połykały je niczym pelikany wodę i przekazywały dalej. Tak narodził się jej przydomek, który wszyscy szeptali za jej plecami - czarna owca. Stanęła przed grobem, do której była właśnie spuszcza trumna i przeniosła wzrok na rodzeństwo. Najstarszy z nich kiwał lekko głową na boki, jakby wiedział, że nie przyszła wziąć udziału w pogrzebie. Pozostała trójka nawet nie zadała sobie trudu, żeby spojrzeć jej prosto w oczy. Potraktowali ją jak kogoś gorszego. Ciche głosy za nią dały jej do zrozumienia, że już się zaczęło. Pewnie komentowali jej zachowanie i wygląd. Kto przyszedłby na pogrzeb matki w czarnych szortach i koszulce na ramiączkach? Nie wspominając o czarnych trampkach i torbie zarzuconej na ramieniu. 

Czarna owcaWhere stories live. Discover now