Odbicia wspomnień

267 28 8
                                    

          Zimny sznur pereł w moich drżących dłoniach przypomina mi, że wciąż żyję, wciąż odczuwam. Od długiego czasu znajduję się w dziwnym miejscu, w którym czas przelatuje mi przez palce, moje ciało jakby bez czucia, a umysł niezdolny do prawidłowej pracy. Czekam w stagnacji na jakikolwiek bodziec, który byłby w stanie mnie poruszyć, wzbudzić we mnie jakiekolwiek emocje. Przesuwam palcami po zimnej, martwej perle z myślą, że niedługo stanę się równie bez wyrazu.

          Przechodzę przez pokój, a w powietrzu wirują fragmenty kurzu. Odnoszę wrażenie, że to ja rozpadam się powoli w proch, który niesiony wiatrem unosi się i opada na wszystko wokół, i wzbija się przy każdym ruchu, budując mnie na powrót. Podchodzę spokojnym krokiem do wielkiej, masywnej szafy. Czuję się przytłoczona jej ogromem, odnoszę wrażenie, że mogłaby mnie ona wciągnąć do środka na setki lat, opowiadając historie z przeszłości zapisane na dębowych deskach.

          Na szafie znajduje się lustro. Początkowo, wydawałoby się nieśmiało, zerkam na swoje odbicie, aby po chwili zrobić krok w tył, nie mogąc znieść obrazu, który posyła mi zwierciadło. Czuję w środku dziwaczne ciepło, dziwne napięcie, ale jednocześnie jakby podekscytowanie, co wydaje mi się wyjątkowo nie na miejscu. Przełykam gulę, która nagle pojawiła się w moim gardle i wykonują dwa kroki do przodu, po czym odwracam się do gładkiej tafli.

          W lustrze ukazuje mi się kobieta, to oczywiste. Jest niewysoka, ale jakby skulona w sobie. Szczupła; nie, nie szczupła. Chuda, a nawet wychudzona, z wykoślawionymi kończynami. Twarz przeorana siatką zmarszczek, obwisła skóra, zapadnięte policzki. Ma w ręku sznur pereł, piękny i łagodnie błyszczący. I jej oczy, takie matowe, bez blasku, bez... życia.

          – Czy ja tak wyglądam?

          Nie mogę powstrzymać myśli, że zaszła pomyłka, a ja tak nie wyglądam. Dotykam swojej twarzy, marszczę brwi, zakładam włosy za ucho, a staruszka w zwierciadle powtarza każdy mój ruch. Odnoszę wrażenie, że postarzałam się o tysiąc lat od kiedy ostatni raz spoglądałam w lustro.

          Wyobrażam sobie siebie taką, jaką zapamiętałam. Kobieta z odbicia zmienia się. Zmarszczki się odrobinę wygładzają, sylwetka prostuje, ciało jest pełniejsze, oczy pełne życia, a włosy mniej przerzedzone. Przecież tak wyglądam, pamiętam. Znam siebie.

          Przymykam oczy czując przypływ migreny. Kiedy je otwieram, widzę przed sobą bystre spojrzenie młodej dziewczyny. Ubrana jest w prostą, czarną szatę, a gęste, brązowe włosy spięte ma w koka na czubku głowy Denerwuje się, przeskakuje z nogi na nogę poddenerwowana, ale i podekscytowana. Rozgląda się dookoła. Po chwili podchodzi do niej mężczyzna, ubrany w eleganckie spodnie i koszulę, a na szyi ma zawiązany zielono-srebrny krawat. Dziewczyna rzuca mu się na szyję i całuje z uczuciem.

          "Myślałam, że już nie przyjdziesz." Znikąd rozlega się znajomy głos w mojej głowie.

          "Nigdy nie łamię danej obietnicy. Poza tym mam coś dla ciebie."

          Zobaczyłam, jak z kieszeni spodni wyciąga sznur pereł, piękny i elegancki.

          Ledwie mrugnięcie wystarczyło, żeby obraz przed moimi oczami się zmienił. Widzę tę samą dziewczynę, a właściwie już kobietę, w białej ślubnej sukni. Wydaje mi się, że w tle dostrzec mogę ozdobione kwiatami ławki wypełnione ludźmi. Ponownie mój wzrok pada na tego samego mężczyznę, który z uwielbieniem wpatruje się w ukochaną.

          "Ja, Draco Lucjusz Malfoy biorę Ciebie Hermiono Jean Granger za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Póki moja ręka dzierżyć będzie różdżkę, moja magia będzie należeć do Ciebie."

          Nie wiedząc czemu czuję łzy w oczach na ten widok. Zawsze postrzegałam siebie jako osobę nieskłonną do wzruszeń, tymczasem gorące krople spływały nieprzerwanie po mojej twarzy. Obraz w lustrze stał się na chwilę niewyraźny, aby po chwili ukazać piękną scenę. Para, ta sama co wcześniej, siedziała przy kominku, przyglądając się zawiniątku, które kobieta kurczowo trzymała przy piersi.

          "Jak my sobie poradzimy jako rodzice, Draco? Tak bardzo się boję."

          "Damy sobie radę, bo jesteśmy razem. Nie musisz się martwić."

          Czuję ciepło, które rozchodzi się po moim ciele. Uśmiecham się widząc ten obraz, widząc tę miłość, która dociera także do mojego skamieniałego serca. Nie dziwi mnie zmiana wizji, jestem na nią przygotowana. Czuję nagły przypływ nostalgii, kiedy patrzę na kobietę w średnim wieku, która z ganku zadbanego, niebieskiego domu patrzy na roześmianą dziewczynę, ustawiającą pełne kufry rzeczy do przeniesienia. Jest smutna, a mnie także udziela się ten smutek.

          "Dzieci dorastają, wyprowadzają się, zakładają rodziny. Boję się pustego domu, jak będą nam mijać dni bez ich krzyków i pogoni? Jak często będą nas odwiedzać?"

          Mężczyzna - Draco - podszedł do kobiety od tyłu, obejmując ją w pasie.

          "Teraz tak mówisz, a jeszcze niedawno dałabyś się pociąć za chwilę spokoju. Poza tym ja tu jestem z tobą, więc samotność ci nie straszna."

          Ta kobieta była szczęściarą, nawet nie wiedziała jak wielką. Ten mężczyzna nigdy by jej nie opuścił. Kochał ją nad życie. Nawet nie zauważyłam, kiedy lustro zaczęło pokazywać mi kolejną scenę. Skupiam się na obrazie słonecznego Paryża, widzianego z tarasu widokowego Wieży Eiffla – podobnie, jak wcześniej spoglądam na Draco i Hermionę, ale tym razem przebiega mnie dreszcz. Są już staruszkami, ale nie oto chodzi. Spoglądam na kobietę i widzę siebie, co jest niepokojące i fascynujące jednocześnie. Patrzę na siebie w ramionach tego mężczyzny i czuję obezwładniający mnie nagle smutek.

          "To jest niesamowite, Draco. Zawsze o tym marzyłam."

          "Wiem, kochanie. Na następną rocznicę zabiorę Cię w jeszcze lepsze miejsce."

          Nagle słyszę głośne skrzypnięcie drzwi. Urokliwa scena znika, a ja dotykam dłonią tafli, próbując ją pochwycić. Jednak teraz odbija się w lustrze jedynie wychudzona staruszka, ta sama co na samym początku. Widzę siebie, chociaż ciężko mi to zaakceptować.

          – Babciu, jesteś gotowa? Wujek Scorpius chciałby już się teleportować na cmentarz. – Do pokoju weszła dziewczyna w czarnej sukience. Chwilę zajęło mi skupienie na niej wzroku. To Lyra, kochane dziecko, taka do niego podobna. – Babciu, jesteś strasznie blada, znowu zapomniałaś wypić eliksirów? Usiądź, zaraz ci je przyniosę – powiedziała, po czym zaprowadziła mnie do łóżka, na którym posadziła jak dziecko.

          Lyra wyszła z pokoju, a ja ponownie zostałam sama. Zacisnęłam kurczowo palce na perłach. Boli mnie głowa, boli mnie serce, bolą mnie kości. Wszystko mnie boli. Zamykam oczy, staram się zdystansować, przestać czuć. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Otwieram oczy i unikam wzrokiem lustra, ono jest niebezpieczne.

          Uspokojona wstaję z łóżka i podchodzę do okna. Zapinam na szyi perły, wygładzam czarną garsonkę, a siwe włosy chowam pod czarnym kapeluszem. Ruszam w stronę drzwi i ostatni raz patrzę na pokój. Spoglądam na szafę, lustro i na w połowie puste łóżko.

          Ponownie zamykam się w kokonie bezuczuciowości.

          Opuściłeś mnie, Draco.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 22, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Miniatury DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz