Emilio, nie odwracaj się!

42 6 10
                                    

Śpiew dziewczynki idącej przed nią skutecznie odciąga jej uwagę od dramatu, który rozgrywa się w jej... sercu... głowie. Drobna istotka uderza w poszczególne dźwięki z nienaganną precyzją i lekkością. Nuci prostą, wszystkim znaną melodię, jednak ona nie może przypomnieć sobie tytułu ani słów piosenki. Idzie więc parę kroków za dziewczynką i wszystkie swoje zmysły skupia na niej, pragnąc oderwać się od rzeczywistości i lewitować parę... parędziesiąt metrów nad ziemią. Chce poczuć lekkość, której zaznawała, gdy była w wieku małej śpiewaczki rytmicznie stąpającej przed nią. Marzy o tym, aby zapomnieć, słyszeć jedynie wyższe i niższe dźwięki piosenki. Najchętniej usiadłaby teraz przed fortepianem. Odczuwa nieposkromioną chęć uderzania w czarno-białe klawisze, współtworząc tę niesamowitą, choć prostą melodię. Wie, że gdyby było to możliwe, wszystkie troski uleciałyby w powietrze, pozostawiając po sobie jedynie białą smugę muzyki. Podąża za dziewczynką jak zahipnotyzowana, głodna niewinnego głosu i uczucia, które powoli kiełkuje w jej wnętrzu... Nie pamięta, kiedy ostatnio czuła coś podobnego. To było tak dawno... Teraz już nawet nie potrafi nazwać tej emocji, której wspomnienie jest niemal bolesne.

Nie spostrzega, kiedy zaczyna rytmicznie przebierać smukłymi palcami pianistki opartymi na udzie, niby to grając melodię dyktowaną przez cieniutki głosik przed nią. Nagle, bez ostrzeżenia, przed oczami staje jej scena z odległej przeszłości, kiedy to patrzyła na świat zupełnie innymi oczami. Ona — w białej, zwiewnej sukni do ziemi, ze złotym łańcuszkiem połyskującym na piersi, w której serce wali jak oszalałe, ręce drżą jej z nerwów, ale i z ekscytacji; wokół — półmrok i jedno, jedyne światło reflektora skierowane na samotny fortepian, na razie milczący, jak gdyby skrywający jakiś sekret, który tylko ona potrafiłaby wydobyć na światło dzienne; przed nią — tłum ludzi, wszyscy wpatrują się w scenę, w napięciu oczekując na to, aż zasiądzie przed instrumentem i rozlegną się pierwsze dźwięki utworu — zawsze najbardziej magiczne, niczym zaklęcie, które przełamuje ciszę; powietrze aż iskrzy od jedynej w swoim rodzaju niecierpliwości. Przypomina sobie, jak odszukała wtedy spojrzeniem jego, siedzącego w pierwszym rzędzie. Patrzył na nią z uśmiechem, z dumą malującą się na twarzy, jakby był pewien, że każdy dźwięk, który wydobędzie się dziś spod jej palców, będzie idealny. Dodawał jej sił. Kiedy powoli zbliżała się go fortepianu, on zdawał się już słyszeć tę muzykę, która płynęła w jej wnętrzu, a którą tamtego dnia zamierzała podzielić się z ludźmi siedzącymi na sali.

I wtedy — jakby ktoś przedziurawił balon, wypuszczając z niego powietrze — wraca do niej rzeczywistość, opadając na nią niczym szara chmura pyłu. Przez chwile zdaje się, że brak jej tchu. Palce zastygają — dwa uniesione, a reszta oparta lekko spodnie z ciemnego materiału — sparaliżowane bólem i niedowierzaniem. Piosenka nieznajomej dziewczynki trwa nadal, ale ona jakby wybudziła się z cudownego snu. Zawraca w panice, chcąc uciec przed muzyką i złudzeniami, które przecież ciążą w jej głowie cały czas, wbijając się w krwawiące serce jak noże. Świadoma, że jedynym sposobem na przerwanie cierpienia jest zapomnienie, którego przecież nie chce. Zostawia za sobą tę małą istotkę, dzięki której choć na chwilę uwolniła się od smutku. Od beznadziejności świata, odkrytej przez nią, zdawałoby się, tak niedawno. A jednak czasem nawet najkrótsza chwila wydaje się wiecznością. Oddala się pospiesznie, może trochę rozpaczliwie, bo ten ucisk w gardle coraz bardziej przypomina łzy, których ona nie mogłaby znieść po raz kolejny. Czuje się uwięziona w sobie samej, w tym ciele, któremu pozostało już tylko powolne, lecz nieuniknione opadanie na dno.

Lekki głosik za jej plecami załamuje się, jakby i ta mała, niewinna dziewczynka doświadczyła już bólu, którym obarcza nas życie. Zaraz jednak znów podejmuje beztroski śpiew. Być może jednak jeszcze nie stanęła twarzą w twarz z okrutną rzeczywistością świata. Może na razie wystarczyły jej pospieszne kroki za nią, coraz cichsze, już prawie niesłyszalne. Może to właśnie to poczucie opuszczenia sprawiło, że na chwilę przerwała swoją cudowną pieśń. Może jest jeszcze dla niej nadzieja.

Nagle gdzieś z głębi mnie wydobywa się pełen desperacji, zakrawającej na szaleństwo, krzyk, który przedziera się niemal boleśnie przez moje ściśnięte gardło:

„Emilio, nie odwracaj się!"

Świadomość, że to jedyne, co mogę zrobić, ciąży mi na sercu znacznie bardziej niż grzechy, których dopuściłam się w ciągu całego swojego życia. Oddycham szybko, mając wrażenie, że się duszę. Pocieram gardło w bezwiednym geście, może mając nadzieję, że w jakiś sposób ukróci to tę chwilę słabości.

A potem zaczynam płakać.


***

Emilia — imię rzymskie pochodzenia etruskiego, ukształtowane w języku łacińskim. Pochodzi od nazwy rzymskiego rodu Emiliuszów  i oznacza osobę gorliwą, pilną, żarliwą. „Aemulus" (emulus) po łacinie znaczy „zawodnik, rywal, konkurent", może też oznaczać kogoś, kto się gorliwie o coś stara. (Wikipedia)

Emilio, nie odwracaj się! |one-shot|Where stories live. Discover now