Rozdział 1

12 0 0
                                    

Louisa obudziła się rano całkiem wyspana. Była niedziela więc trzeba było przygotować się do jutrzejszej szkoły. Dziewczyna zeszła na dół zrobić sobie śniadanie chociaż nie zbyt często jadła poranny posiłek bo zwykle rano nie była głodna lecz wczoraj nie zjadła kolacji. Okazało się, że jej tata zdążył zrobić jajecznicę a jej porcja leżała na stole.

- Cześć tato. - przywitała się.

- Cześć Loi. Zrobiłem ci śniadanie. Chciałbym też abyś wyszła kupić kiełbasę do sklepu. Pójdziesz?

- Oczywiście tato. - powiedziała i zaczęła jeść pyszną jajecznicę.

Tata Louisy jest mistrzem robienia różnych dań z jajek a Loi je uwielbia. Mężczyzna siedział na kanapie i czytał poranną gazetę w swoich typowych okularach w których zdaniem dziewczyny wygląda kiczowato.

W końcu śniadanie zostało zjedzone. Na stole leżało dziesięć złotych za które Loi miała kupić kiełbasę. Ubrała się w stare trampki i wyszła z domu. Mieszkała na końcu ulicy gdzie znajdowały się pola a idąc ją można dość do małego miasteczka gdzie Louisa chodzi do szkoły. Zamiast krawężników obok znajdował się mały murek po którym zawsze chodziła. Wskoczyła na niego i próbowała po nim przejść do końca ledwo utrzymując równowagę. Nagle poczuła, że ktoś rzuca w nią kamieniami. To byli Josh, Aron i Eliza. Chodzą z nią do klasy. Louisa spadła z murka na ziemię aż potłukła sobie kolana.

- Haha! Oferma! - wyśmiała ją Eliza. - To jest takie żałosne, że aż śmieszne!

Louisa miała ochotę im coś powiedzieć ale nie miała odwagi. Narobiła by sobie problemów a ona nawet nie sięga im do pięt. Grupka nadal się z niej śmiała ale Loi nie widziała w tym nic śmiesznego.

- I co popłaczesz się? Głupia Loi! - krzyczał do niej Josh gdy on nich odbiegała.

Chciała biec jak najdalej ale poranione kolana jej na to nie pozwalały i przewróciła się na twardą drogę z kamieni. Z kieszeni w krótkich spodenkach wyleciały jej pieniądze. Pozbierała je szybko z ziemi i usiłowała wstać lecz nogi ją bardzo bolały. Zauważyła, że w małej przerwie pomiędzy dwoma domami na trawie siedzi Asto czyli ciemno brązowy, pręgowany kocur z pięknymi oliwkowymi oczami. Jego właściciel go wyrzucił z domu i błąka się w okolicy. Loi przyczołgała się do niego za czworakach i usiadła obok niego na trawie opierając plecy o ścianę domu. Asto stał jej na udach opierając przednie łapki o białą koszulkę na ramiączkach którą dziewczyna miała na sobie ale potem położył się wygodnie na nogach Loi.

- Chciała bym cie przygarnąć ale matka mi nie pozwoli. - mówiła głaskając kocura. - Pewnie znowu zrobi awanturę jak zawsze. Pewnie nic nie jadłeś. - powiedziała i wyciągnęła mały woreczek w którym trzymała mokrą karmę na wszelki wypadek.

W szafce w swoim pokoju trzyma puszkę z jedzeniem dla kota i codziennie jak gdzieś wychodzi napełnia woreczek jedzeniem na wszelki wypadek. Co jakiś czas kupuję nowe opakowanie gdy karma się kończy.

Posiedziała tak chwilę ale w końcu gdy odpoczęła poszła do sklepu. Kolana już jej tak nie przeszkadzały bo mniej bolały niż wcześniej lecz nadal krwawiły.

Gdy weszła do sklepu nie było wielkiego tłumu. Podeszła do lady przy której stał otyły mężczyzna z długą brodą.

- Dzień dobry - przywitała się ze sprzedawcą.

- Dzień dobry! Co byś chciała kupić? - spytał.

- Po proszę Kiełbasę Miejską.

Miły pan podszedł do koszyka z kiełbasami i wybrał dla Loi dosyć duży kawałek. Włożył go do worka i podał dziewczynie.

- Proszę. Należy się osiem złotych.

- Proszę bardzo. - powiedziała dając do pana swoje pieniądze a on oddał jej dwa złote reszty. - Dowidzenia.

W drodze powrotnej doznała więcej spokoju. Dużo dzieci bawiło się na placu zabaw przy sklepie. W końcu znajdował się on w mieście więc było tam więcej ludzi niż przy ulicy Parhoy na której mieszkała. Asta nie było już na miejscu w którym ostatni raz się spotkali.

- Pewnie poszedł pospacerować. - powiedziała do siebie.

Znowu weszła na murek próbując go przejść i udało się za pierwszym razem przejść bez upadku mimo lekko niepełnosprawnych kolan.

Gdy wróciła do domu czekał na nią tata czytając jakieś kartki z których Louisa i tak nie rozumiała. Położyła resztę pieniędzy na stole i udała się do łazienki w której była apteczka. Wyjęła z niej bandaż i nożyczki. Usiadła na kanapie i zaczęła bandażować sobie kolana.

- Co się stało Loi? Uderzyłaś się w coś? - zapytał w końcu tata.

- Spadłam z murka ale nic poważnego sobie nie zrobiłam.

Tata wrócił do czytania papierów a Louisa odłożyła bandaże na miejsce i wyszła nad rzekę. Trochę dalej od ulicy na której mieszkała znajdowała się rzeka przy której uwielbiała spędzać czas.  Trzeba było iść dziesięć minut wysoką trawą aż w końcu dociera się do granicy rzeki na której nie rośnie trawa tylko jest wydeptana przez nią ziemia. Loi często opiera się o jej ulubione drzewo i rysuje przy nim piękne rysunki ołówkiem. Tata mówi, że ją piękne a mama nawet nie komentuje. To jest ulubione miejsce Louisy i nikt o nim nie wie tylko ona.




Hejo ^.^ Tak wiem trochę mnie nie było ale jak mam już coś pisać to musi byś to pomysłowe i oryginalne. W końcu coś wymyśliłam! Niedługo pojawi się drugi rozdział! Czekajcie! :D

War With Love - Fenced Roads (Część I)Where stories live. Discover now