don't you think about turning the lights out

5.1K 422 473
                                    


Nie waż się myśleć o wyłączeniu świateł.

Louis był przekonany, że jego dni w domu Harry'ego Stylesa są już policzone. Znaczy i tak były, bo jego umowa obejmowała jedynie pół roku, ale obawiał się, że niedługo ten termin ulegnie znacznemu przesunięciu. W końcu rozzłościł swojego pracodawcę i to jeszcze z tak głupiego powodu. Właściwie to Louis mógłby go posądzić o molestowanie! To nie była jego wina i to Harry się na niego rzucił, więc po wszystkim nie powinien być tak oburzony, że Louis stchórzył. Z tym, że szatyn nie odsunął się dlatego, że tego nie chciał, a wręcz przeciwnie. Za bardzo zaczęło mu się to podobać, a to było po prostu... złe. Nieodpowiednie. Louis miał u niego pracować, a nie świadczyć usługi seksualne. Nawet jeśli w grę wchodził ktoś tak cholernie napalony i seksowny jak Harry Styles.

Louis oglądał filmy, tak? Zresztą i bez tego wiedział, że wcale nie skończyłoby się to dobrze. W grę wchodził jeszcze Zayn. Jeśli ich dwójka była w związku, Louis z pewnością nie zamierzał stawać pomiędzy nimi. Bo kłótnie doprowadziłyby do niczego innego jak jego zwolnienia, a on naprawdę, ale to naprawdę potrzebował tej pracy.

Na szczęście przez następne dni Harry oszczędził Louisowi niezręczności, bo właściwie prawie nigdy nie było go w pobliżu. Wcześnie wychodził z domu i późno wracał, więc szatyn mógł na spokojnie zająć się pracą. A jeśli o nią chodzi, w tym tygodniu to Diamond miał swoją kolej na kąpiel, więc Louis postanowił, że zajmie się tym od razu po spacerze, kiedy pies będzie nieco wymęczony. Ta metoda zadziałała z pełnym energii Daddy'im, chociaż Diamond zawsze był tym najspokojniejszym, więc tym bardziej nie powinno być problemu.

Ha! Błąd.

Pies mógł być ślepy, ale ewidentnie wyczuł gdzie Louis próbuje go zaprowadzić i wyrwał się z jego rąk, jak tylko przekroczyli próg łazienki na parterze.

- Diamond! – zawołał za nim zaskoczony. Zachował jednak spokój i bez paniki ruszył, by przyprowadzić go z powrotem. Lekki strach wkradł się do jego umysłu, dopiero kiedy zobaczył, że doberman wbiega schodami na górę.

Louis nie był tam, odkąd Harry kazał mu nosić te głupie pudła, a potem... Cóż, pocałował go. Nadal uważał, że to strefa zakazana i jak dotąd nie musiał tam wchodzić, by dostać się do któregokolwiek z psów. Te zazwyczaj spały na dole i nie zapuszczały się na rejony piętra, ale najwyraźniej dzisiaj Louis miał swój szczęśliwy dzień. Liczył tylko, że nikt na niego nie nawrzeszczy, że zapuścił się na górę, ale naprawdę nie miał wyboru. Nie chciał wołać psa po imieniu, bo było jeszcze wcześnie, dodatkowo była też sobota, więc wszyscy normalni domownicy smacznie spali, zakopani po uszy w pościeli. Tego poranka nie widział by Harry wychodził z domu, więc zapewne również jeszcze leżał w łóżku i Louis nie potrzebował robić sobie więcej problemów, budząc go o cholernej dziewiątej.

Po cichu wszedł więc na górę, rozglądając się za dobermanem i cicho go wołając. Jak dotąd był tylko w prawym korytarzu, ale pies od razu skręcił w lewo i stanął przed drzwiami na samym końcu.

- Diamond, nie. To nie jest zabawa w berka – ostrzegł go, sycząc pod nosem. Pies odwrócił się do tyłu, jakby się pytał Louisa o pozwolenie, ale jak tylko usłyszał, że ten za nim idzie, popchnął wrota przednimi łapami i wkradł się do środka. – Cholera. A ja myślałem, że jesteś po mojej stronie.

Diamond nigdy nie sprawiał mu problemów i nigdzie w tych super pomocnych fiszkach od Liama nie było napisane, że nie przepada za kąpielą. Przez moment Louis zastanawiał się, czy zwyczajnie mu nie odpuścić, ale musiał go umyć w tym tygodniu, a jutro miał przecież wolne. Westchnął męczeńsko i ruszył korytarzem, licząc, że jego kroki nie obudzą żadnego z domowników.

waste a little time with you | LARRYWhere stories live. Discover now