Rozdział 6

416 15 7
                                    

Jakiś czas później.
- Co nam zagraża? – zapytał Bucky, patrząc niepewnie na Natalię, która przyszła do niego z niewyraźną miną.
- Nie co, tylko kto. Thanos niejaki – wyjaśniła.
- Nie znam człowieka!
- Bo to nie człowiek – prychnęła Wdowa z irytacją. – Tak przynajmniej twierdzi Steve.
- Naprawdę musisz tam lecieć? – zapytał, podchodząc do niej i patrząc na nią z jakimś takim bezbrzeżnie smutnym wyrazem oczu.
- Powinnam. Steve będzie mnie potrzebować. Jarvis może być w wielkim niebezpieczeństwie.
- Nie chcę cię puszczać samej – mruknął, obejmując ją prawą ręką. – Ale ja się na niewiele zdam...
- Nie mów tak! – upomniała go i pogładziła po nieogolonym policzku. – Wszystko będzie dobrze. Poza tym Shuri jeszcze nie skończyła, a niemądrze byłoby to teraz przerywać, skoro tak świetnie wam idzie! Poradzę sobie. Jak zawsze.
- W to nie wątpię. Kiedy wrócisz?
- Tego nie wiem – powiedziała smutno. – Postaram się jednak nie zabawić tam długo.
- Dobrze – wyszeptał w jej rude włosy. – Będę na ciebie czekał.
- Wiem – obdarzyła go szybkim pocałunkiem i krótkim uśmiechem, po czym weszła na pokład samolotu należącego do Avengers, który przysłał po nią Kapitan.
Bucky stał jeszcze przez kilka minut, obserwując, jak maszyna wzbija się w powietrze i odlatuje, zabierając ze sobą jego ukochaną.
- „Czemu nie poleciałeś z nią, Biały Wilku?' – usłyszał naraz za sobą głos Shuri. Odwrócił się i zmierzył dziewczynę poważnym spojrzeniem.
- W tym stanie niewiele bym im pomógł – przyznał, patrząc ponuro na swoje lewe ramię. Uszkodzona w czasie walki z Iron-Manem ręka, została usunięta i choć w Wakandzie wykonano dla niego nową „protezę", jakoś nie miał ochoty jej zakładać. – I czemu ciągle nazywasz mnie Białym Wilkiem? – zapytał, ruszając wraz z nią do głównego budynku centrum medycznego.
- Bo czasami zachowujesz się jak wilk – zaśmiała się. – Wciąż jesteś wystraszony i nieufny. Zupełnie, jak wilk, którego dopiero niedawno schwytano. I nie mówię o tym, co jeszcze siedzi ci w głowie. Nie będziesz już Zimowym Żołnierzem, sierżancie.
- Jestem ci naprawdę wdzięczny za to, co robisz, ale nie wiem, czy zostanę fanem twoich metod – zażartował, by choć na chwilę zapomnieć o odejściu Natalii.
- Wiem, że nie jest to do końca przyjemny proces, ale jeśli chcesz żyć normalnie ze wszystkimi wspomnieniami i bez strachu, że znów cię ktoś aktywuje...
- Wiem! – przerwał jej może trochę zbyt brutalnie.
- To dobrze – uśmiechnęła się do niego szeroko. A potem niespodziewanie zapytała. – Kochasz ją, prawda?
- Kogo!? -zapytał zaskoczony.
- Czarną Wdowę. Widzę przecież, jak na nią patrzysz...
- Kocham – przyznał.
- Dlatego nie chciałeś, żeby leciała – domyśliła się, przypinając Barnes'a do swojej aparatury. – To miło, że martwisz się o żonę.
- Skąd wiesz, że jesteśmy małżeństwem?! T'Challa obiecał...
- Spokojnie, mój brat nic mi nie mówił na wasz temat. To po prostu widać... Gotowy?
- Działaj – mruknął tylko i zamknął oczy. Nie lubił uczuci, gdy „podpinała" się pod jego umysł.

Kilka miesięcy później.
Karmiąc owce, zauważył, jak w jego stronę zmierza niewielka grupka ludzi, której przewodzi sam T'Challa. Król Wakandy podszedł do Bucky'ego i otworzył podłużną szkatułę, w której spoczywało nowe ramię Bucky'ego,

 Król Wakandy podszedł do Bucky'ego i otworzył podłużną szkatułę, w której spoczywało nowe ramię Bucky'ego,

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Romans z czasów szkolenia (Buckynat) [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz