Epilog - Witaj w rzeczywistości.

1.8K 107 73
                                    

Obudziłam się w białym pomieszczeniu.

Wszystko takie czyste.

Wstałam na chwiejnych nogach, podpierając się miękkiej ściany.

-Gdzie ja jestem? - Zapytałam sama siebie zachrypniętym głosem.

-O proszę! Nasz cukiereczek się obudził! Wstawaj, Thomson! To nie Malediwy, tylko psychiatryk! - Krzyknął mężczyzna, z plakietką z napisem "Chejron Montgomery".

-Chejron? Gdzie jest reszta? Gdzie Leo, Kate i Percy? Gdzie jest Nico? - Złapałam za kraty i zaczęłam za nie ciągnąć.

-Dionizy, słyszysz ją? Świruska znowu miała te swoje omamy!

-Jakie omamy? Wypuście mnie! Chcę do obozu półkrwi! - W moich oczach pojawiły się łzy.

-Obóz półkrwi to ty zaraz będziesz miała! - Zaśmiali się obaj. - Na salę teraz! - Wypchnęli mnie z pomieszczenia na salę.

Ta sala. Tak bardzo przypomina mi obozową stołówkę.

-Co tu się dzieje? - wrzasnęłam i wszyscy spojrzeli się na mnie.

-Nie zwracajcie uwagi, to tylko Valeria Thomson. - Uspokoił ich strażnik z odznaką "Perseusz Jackson".

-Percy. - Szepnęłam i podbiegłam do niego, wtulając się w niego.

-Co znowu? Krasnoludki ci się przyśniły czy odwrócone góry? - Zakpił, a ja się odsunęłam.

-Nie pamiętasz? Jackson, to kolejny żart? Valdez go wymyślił? To tylko sen! Tylko sen! Zaraz obudzę się obok Nico i wszystko wróci na miejsce. - Uspokoiłam się.

Potem spojrzałam na stoły.

Kate i Leo.

Pobiegłam do nich i usiadłam na przeciwko Valdeza.

-Proszę, powiedzcie, że wy mnie pamiętacie. - Wychlipiałam.

-Kim ty jesteś? Chcesz mnie zabić? Odsuń się! Wezwę ochronę! - Spanikowała blondynka i nerwowo się rozglądała, chwytając łyżkę od zupy.

-Leo? - Zerknęłam na niego błagalnie.

-Dziunia, weź idź, zanim wiewiórka narobi ci do buta. - Powiedział niemrawo.

Teraz zdałam sobie sprawę.

Ona jest paranoikiem, a on ćpunem.

Cały obóz krwi był tylko wytworem mojej wyobraźni. Albo choroby.

-Uwaga! Wszyscy się odsuńcie! Przewozimy niebezpieczny obiekt! - Krzyknął Will, a ja spojrzałam tam z zaciekawieniem.

Na stołówkę weszła Annabeth z okularami, kokiem i spódnicą ołówkową, a za nią czarnowłosy chłopak w kaftanie i kagańcu, prowadzony na wózku przez pielęgniarkę.

W rękach trzymała kartkę, z której czytała.

-Depresja, napady agresji, zaburzenia psychiczne, piętnaście morderstw, dziewięć pobić, trzy rabunki, dwa gwałty. Powitajcie nowego pacjenta. Nico di Angelo.

—•—

Siedziałam na stołówce, nerwowo tupiąc nogą.

Założoną na sobie miałam długą, białą koszulkę. Obrzydliwe.

Przeczesałam ręką rozczochrane włosy, a zaraz potem wróciłam do obgryzania paznokci.

Poczułam ruch.

W strachu podniosłam wzrok i zobaczyłam mój koszmar i moją miłość w jednym.

Jedną ręką przysunął sobie krzesło i wbił we mnie lodowe spojrzenie.

Miał twardą minę i gołym okiem było widać, że zaciska szczękę.

Nie miał kaftanu. Mógł mnie zabić.

Bałam się odezwać. Bałam się wykonać jakikolwiek ruch.

Siedziałam i w stresie się w niego wpatrywałam.

Wyglądał idealnie. Jakby nieporuszony tym miejscem.

-Jestem Nico. Nico di Angelo. - Wyciągnął do mnie dłoń.

-Valeria Thomson. - Uścisnęłam jego rękę niepewnie.

Spojrzałam śmierci prosto w oczy.

Ta historia się dopiero zaczynała.

—•—

Dziękuję za wszystko.

LittlePsychopath2104

Who is in control? | Nico di Angelo Where stories live. Discover now