Naszyjnik z kamieniem księżycowym

4 3 0
                                    

Jedno jednak pozostało takie samo. Nadal nienawidzę odcisków dłoni na jednym z zegarków. Dłoni ubrudzonych atramentem.

A ty nienawidziłaś mnie. I to nie tak, że sobie to wymyślam. Wiem to bo wykrzyczałaś mi to w twarz zaraz po powrocie z twojej wycieczki. Pamiętam doskonale zapach szkockiej whiskey. Ohyda, nawet jeśli jestem mężczyzną nie cierpiałem alkoholu. Źle mi się kojarzył.

 Za to ty go uwielbiałaś, głównie po to by zrobić wrażenie na nowym amancie, który żeby doczekać się twojej atencji musiał co najmniej przez kilka dni koczować pod twoim oknem, ale to nie była jedyna rzeczy w tobie, która mnie denerwowała. Kiedy wyjechałaś byłem wściekły i bezsilny, bo doprowadziłaś do tak silnego upokorzenia własnego, dawnego, ale wciąż przyjaciela. Kiedy wróciłaś, pierwszą rzeczą, którą miałem ochotę ci zrobić było obcięcie tych twoich długich, czarnych loków, z których byłaś taka dumna. Jednakże nie upadłem aż tak nisko by się mścić. Chociaż należało ci się za tamten zegarek. Najgorsze jednak dopiero przyszło, gdy wykupiłaś mieszkanie dosłownie na przeciwko mojego i Sophie.

Gdy o tym usłyszałem, pomyślałem, że to żart. Dość kiepski swoją drogą. Ale poważna mina mojego brata szybko sprowadziła mnie na ziemię. Nie cieszyło mnie to. Dlaczego? Pewnie dlatego, że za każdym razem gdy jesteś obok mnie dzieje się coś złego. Przynosisz mi pecha jak czarny kot staruszce przed kościołem w noc świętojańską, w piątek trzynastego, podczas burzy z piorunami.

Dlatego też nie zdziwiłem się, gdy kilka dni po twojej wyprowadzce ojciec mojej narzeczonej zachorował. Mężczyzna był wspaniałym człowiekiem i prawdopodobnie jedynym sprawiedliwym w naszej małej mieścinie nad Sekwaną. Był jednak przede wszystkim ojcem Sophie i mężczyzną bardzo staromodnym. Pewnego razu, gdy byłem z narzeczoną go odwiedzić i wypytać o samopoczucie, on od progu przywitał mnie słowami:"Ożenisz się z moją córką jeszcze w te sobotę. Chcę poprowadzić ją do ołtarza przed śmiercią". Jedyne na co było mnie wtedy stać to pokiwanie głową i bycie zaskoczonym przez pozostałą część dnia. Sophie jednak się to nie podobało. Nie śpieszno było jej do wesela i małżeństwa, bardziej ceniła sobie stan obecny. Mnie również bardziej on odpowiadał, jednakże zdążyłem już wyrobić sobie zdanie, że z moim przyszłym teściem nie należy dyskutować, zwłaszcza po kilku głębszych.

Moja teściowa i matka były w swoim żywiole. Co prawda wesele z soboty zostało przełożone na koniec maja, ale one już teraz wyciągnęły mnie po nowy garnitur, którego i tak nie kupiłem. Miałem zdecydowanie za dużo ubrań, w których nie chodziłem, a garnitur na raz  niczego by nie zmienił. Nie tylko mnie cała ta bieganina denerwowała. Sophie znosiła to gorzej ode mnie. Nie lubiła być zależna od  kogokolwiek, co nie raz mnie dziwiło. Czasem pytała mnie o zdanie w jakiejś kwestii, szukała porady, nawet jeśli później i tak z tego nie korzystała. Mimo to, miałem wrażenie, że uwzględnianie mnie w swoich decyzjach (pozornie, ale jednak) pozwala jej się oswoić z myślą, że zostaniemy małżeństwem. W pewien sposób to również mnie oswajało z przyszłością, która miała wkrótce nadejść.

Styczeń zmienił się w luty. Ojciec Sophie wyzdrowiał, jednak wciąż narzekał na brak pośpiechu w sprawie naszego wesela. Pewnego wieczoru jego niecierpliwość sprawiła, że przeszedł samego siebie. Nigdy nie pomyślałbym, że moje uczucie wobec Sophie może zostać przez kogoś podważone. Kochałem ją, mocniej niż mi się zdawało. Dzięki niej się uśmiechałem. Dzięki jej dłoni na moim ramieniu nie wyrzucałem natarczywych klientów z pracowni. To ona sprawiała, że nie udusiłem cię przy pierwszej lepszej okazji. Była tą, z którą chciałem spędzić wieczność. Niestety, moje argumenty nie przekonywały mojego teścia na tyle na ile bym chciał i koniec końców wesele znów zostało przełożone tym razem na początek kwietnia.

Założyłem, że Sophie wścieknie się, gdy to usłyszy, jednak jej reakcja była zupełnie inna. Dzięki tobie i twoim złośliwym komentarzom. Co cię obchodziło kiedy bierzemy ślub i dlaczego? Nie myślałem, że możesz być aż tak wścibska i uparta. Dziękuję Bogu, że miałem Sophie po swojej stronie zawsze, gdy przychodziłaś do warsztatu i nie wyrzuciłem cię za drzwi. A robiłaś to codziennie. Przechadzałaś się wśród gablot z biżuterią, zaglądałaś mi przez ramię i zagadywałaś Sophie, czym podnosiłaś mi ciśnienie. A wszystko po to, by dowiedzieć się co z naszym małżeństwem.

Luty zmienił się  w marzec, a ty byłaś tak samo denerwująca jak zawsze. Przestałem zawracać sobie tobą głowę i skupiłem się na narzeczonej oraz pracy. Co noc ślęczałem nad projektem obrączek, a Sophie dotrzymywała mi towarzystwa i przyglądała się wszystkiemu co robiłem. Pierwszy raz od dawna widziałem w jej oczach podziw nad tym co robię, co mile mnie zaskoczyło. Oczywiście odbiło się to trochę na moim zdrowiu, ale kiedy nadszedł kwiecień stanąłem przy ołtarzu razem z Sophie.

To był najpiękniejszy dzień w moim życiu, mimo że zmarzłem w kościele jak jeszcze nigdy, a moja mama rozpłakała się na sam koniec mszy i ministranci ja pocieszali. Nie obyło się bez pewnych komplikacji, bowiem jako jedynego nie ciągnęło mnie do alkoholu. Nawet ty bawiłaś się  świetnie, nawet złapałaś bukiet i uściskałaś ze szczęścia Sophie.

Kwiecień zmienił się w maj, maj w czerwiec, a czerwiec w lipiec. Tego lata było wyjątkowo sucho i przez bardzo długi czas nie dane nam było zobaczyć chociażby małej chmurki na niebie. Sophie jednak to nie przeszkadzało, tryskała energią jak jeszcze nigdy, podobnie jak ja. Życie jako małżeństwo nie różniło się tak bardzo od narzeczeństwa z tą różnicą, że teraz ja byłem Sophie, a ona była moja. A jakby tego było mało zimą na świat miało przyjść nasze dziecko. Nasze matki się popłakały ze szczęścia, a teść, do którego mówiłem "tato" swoją drogą, wyciągnął najlepsze wino z piwniczki. Świętowaliśmy to późna i nie obyło się bez kłótni, każdy chciał mieć swój wkład w wyborze imienia dla dziecka. Na wszystko reagowaliśmy z Sophie śmiechem i z przymrużeniem oka.

Lato dobiegło końca. Drzewa zaczęły zmieniać kolory, wszystko przygotowywało się na nadejście zimy. Nawet nasza dwójka się pogodziła, ba! zaprzyjaźniłaś się z Sophie, co mnie wielce zaskoczyło. Życie toczyło się swoim torem i całe Rouen zdawało się zapomnieć o wszelkim nieszczęściu, na czele ze mną. Zbliżała się zima tak samo jak dwudzieste trzecie urodziny Sophie, a ja nie miałem nic, nawet pomysłu na prezent. Z pomocą przyszłaś ty. Nadal za sobą jakoś wielce nie przepadaliśmy, jednak nasza relacja powoli zbliżała się do tej gdy byliśmy jeszcze dziećmi. Pomogłaś mi stworzyć coś pięknego, za co jestem ci niebywale wdzięczny.

Jednak nigdy nie pomyślałbym, że ostatnią rzeczą jaką otrzyma ode mnie Sophie będzie naszyjnik z kamieniem księżycowym.


SłowaWhere stories live. Discover now