Rozdział V - Ramen koi nerwy 2/2

49 5 6
                                    

AKANE

Czuła w ustach ciepły smak ramen, a na twarzy uważne spojrzenie Hanzo, zupełnie, jakby ten chciał się upewnić, iż się nie oparzy i będzie jeść w sposób kulturalny. Owszem, traktował ją jak dziecko, ale jej samej wcale to nie przeszkadzało. Była zbyt głodna, zbyt zmęczona i w zbyt wielkim kulturowym szoku, aby móc podejmować choć próby wyjścia na zadziorną czy niezależną. Starała się nie patrzeć zbyt długo w jego oczy, aby cała ta spokojna atmosfera rodem z jej rodzinnego domu w Sapporo nie nastroiła jej przypadkiem flirciarsko. Mimo wszystko, uważała, że oczy Hanzo, choć piękne, są z reguły zdecydowanie zbyt przepełnione podejrzliwością i bólem. Przecież to ona była tutaj niedoświadczona, wystawiona na nowe, potencjalne niebezpieczeństwa, relatywnie bezbronna. To ona powinna być tą nieufną, zrozpaczona po stracie domu. Odczuwała jednak, że Hanzo także stracił dom. Domyślała się tego po szybkości i gwałtowności, z jaką popędzał wszystkich, by opuścili jego dawny pokój, gdzie spali poprzedniej nocy. Przypomniały jej się słowa łucznika, które usłyszała mimochodem, gdy pierwszy raz go spotkała

„Ojciec nie chciałby śmierci Genjiego. Dobrze postąpiłem, porzucając dziedzictwo rodziny."

Chciała odkryć, co tak naprawdę kryło się za tym zdaniem. Być może było to coś więcej niż zwykła krnąbrność wobec przodków. Być może, gdyby poznała tę tajemnicę, uczyniłaby jego spojrzenie mniej naglącym, mniej smutnym, a w dodatku jeszcze piękniejszym niż już było. Choć miała poważne wątpliwości co do tego, czy to ostatnie jest w ogóle możliwe.

- Czy w... waszym mieście... jeszcze raz, jak się nazywało? – Z romantycznych rozmyślań, dzięki Bogu, wyrwał ją głos Dietricha.

Biedak miał coraz słabszą pamięć, a z zapamiętaniem czegokolwiek, co tyczyło się wymiaru Hanzo, ogromne problemy.

- Hanamura – odparł, jak zawsze konkretnie.

- Czy macie tutaj piwo?

Hanzo odwrócił głowę w kierunku trzech tabliczek naściennych, na których wyszczególnione było menu baru.

- Może pan sprawdzić sam.

Już miała otworzyć usta, by wyjaśnić Hanzo, że jej towarzysz znał japoński jedynie na bardzo podstawowym poziomie, jednak wizja pozostania z nim sam na sam przy stole wydawała się dziwnie kusząca. Wiedziała, że plan uratowania swego świata nakreśli znacznie szybciej, gdy nie będzie przy niej Fausta. Ten bowiem, choć na ogół był świetnym taktykiem, w obecnych warunkach skupiał się zdecydowanie zbyt mocno na obrzucaniu Hanzo groźnymi spojrzeniami, dając do zrozumienia, że jest przyzwoitką i ochroniarzem Akane w jednym.

Gdy Faust oddalił się na wystarczającą odległość, zapanowała niezręczna cisza. Hanzo bez wątpienia czekał, aż kobieta dokończy konsumpcję swojej zupy. Gdy to zrobiła, niemal od razu zapytał:

- Czy masz jakikolwiek plan?

- Siedziba firmy odpowiedzialnej za produkcję naszej gr... rzeczywistości, znajduje się w Stanach Zjednoczonych. Musimy się tam jak najszybciej dostać.

- Rozumiem – odparł. Nieustanna tułaczka nie była mu obca, znał dobre sposoby, by przenieść się gdziekolwiek chciał. – Znacie dokładny adres firmy? Planujecie negocjację czy natychmiastowy atak?

- Cóż... Biorąc pod uwagę, jak zareagowałeś na moje bronie, atak wydaje się najlepszym wyjściem. Zaskoczyłam cię, prawda?

W jej głosie było słychać pewną wyższość, co najwyraźniej podziałało na nerwy Hanzo, ponieważ nie odpowiedział. Znów zapanowała cisza, a Akane przyłapała się na ponownym patrzeniu w jego oczy. Tak, zdecydowanie lubiła ten rodzaj gniewnych ogników. Postanowiła działać mu na nerwy częściej.

Honor i ład // Overwatch & LawBreakersWhere stories live. Discover now