Łan

4.3K 257 193
                                    

Komentujcie, bo chce pobić rekordzik! 25 kom- nowy rozdział 🍬

Była pora obiadowa. Wszyscy jak zwykle o tej godzinie wychodzili ze swojego pokoju, by zejść do stołówki i spożyć swój posiłek. Zwykle odbywała się ona w godzinach od 14 do 15. Gdy po korytarzach roznosiły się krzyki dzieci biegnących do wcześniej wspomnianego miejsca, Louis nie przejmował się niczym i nikim, bawiąc się ze swoim pluszaczkiem na łóżku. Miał 15 lat, jednak jego mentalność i sposób zachowywania równały się z tymi 2-latka. Opiekunowie sierocińca nie byli zadowoleni z pobytu malolatka w domu dziecka od 9 lat, podczas których ani trochę się nie zmienił. Osoby pracujące tam musiały codzień karmić i myć mniejszego, bo ten mógł być porównywalny do niepełnosprawnego. Kiedy jeszcze mieli siłę zakładano mu pieluszki, ale od jakiegoś czasu, spał na mokrym od moczu prześcieradle. Nic nie zwiastowało poprawy jego sytuacji, dlatego właściciel ośrodka najchętniej wyrzuciłby go na bruk, jednak bal się konsekwencji.

Chłopcy, z którymi chłopak miał wcześniej pokój, odrzucili go już w pierwszym miesiącu, więc jego wychowawczyni pomyślała, że może Lou poczułby się lepiej z dziewczynkami. Przenieśli go do jednego z mieszkanek, w którym żyło równo pięć innych dziewczyn mniej więcej w wieku 10 lat. Na początku było spokojnie, nowy towarzysz, lepsze pomysły na zabawy i tym podobne. Jednak Louis niezbyt potrafił cokolwiek powiedzieć, zazwyczaj były to po prostu słabo złożone zdania, a gdy już mówił coś poprawnie, zwykle w trzeciej osobie, dlatego szybko znudziły się chłopcem. Tym razem dyrektor placówki podjął radykalne działanie, by szatyn zamieszkał raz na zawsze sam.

Wszystko miało zmienić się pewnego ponurego dnia, gdy Harry, mieszkaniec Londynu rozmawiał z swoim przyjacielem, będąc znudzony ludźmi. Był już w tylu związkach, a każdy z nich wykazał się niepowodzeniem w momencie gdy powiadomił ich o jego fetyszach. Kolejnym problemem, było marzenie o dziecku, które także utrudniało jego szukanie idealnego partnera. W pewnym momencie jego przyjaciel Niall wpadł na naprawdę ryzykowny i prawdopodobnie zly pomysł, ale tak szybko jak podzielił się nim z Harry'm, ten wyłączył telefon i popędził do auta, ruszając prosto do sierocińca.

Natychmiast przed nim zaparkował, wchodząc do wielkiego budynku i witając się z panią obsługującą, która dosłownie zaczęła ślinić się na jego widok.

-Dzień dobry. - wymruczał, poprawiając zgrabnie swoje loczki. Opiekunka była naprawdę oczarowania Stylesem, jednak starała się oprowadzać starszego po ośrodku, zwracając swoją uwagę na dzieci.

Przechodząc obok pokoju Louisa nawet się nie zatrzymała, jednak Harry zrobił to od razu.

- Czy coś się stało? - zapytała nieśmiało, spoglądając na Stylesa wpatrującego się w Louisa, budującego namiot z poduszek i koców, jak w obrazek.

-Owszem, chciałbym go poznać - stwierdził pewnie, wskazując na szatyna, który mimo swojego wieku wydał mu się idealny.

-J-jest pan pewien...? Jest nieco... Dziwny, jak na swój wiek. - mruknęła znieważająco, przez co Harry zrobił się czerwony ze złości.Wywrocil od razu oczami i powoli podszedł do mniejszego. Ukucnął przy nim, przyciągając jednocześnie jego uwagę

- Cześć mały - zaczął z uśmiechem. Louis popatrzył na mężczyzne nieco zdezorientowanym wzrokiem, zawstydzając się i uciekając w głąb bunkru, który sam przed chwilą skończył robić.

- Hej hej hej, spokojnie - zaśmiał się brunet, siadając na podłodze - Chciałbym zostać twoim tatusiem, wiesz? Byłbym twoim księciem, który ratuje cię z tego miejsca, a ty mógłbyś być księżniczka - stwierdził, widząc damskie ubrania chłopca. Ten jedynie popatrzył na jego wychowawczynie, która patrzyła na niego obrzydzonym wzrokiem, po czym sam spuścił głowę nie zwracając uwagi na Stylesa.

- No dobrze - westchnął  cicho loczek, czując jak mniejszy nie jest nim zainteresowany. Zagryzł wargę, oblizując usta - Mam na imię Harry, chciałbym pokazać ci co to znaczy dom i miłość... Harry lubi Louisa - mruknal, nie wiedzac już jak zachęcić szatyna do zwrócenia na niego uwagi

-L-lubi...? - odezwał się młodszy pierwszy raz w tym dniu, przez co sam zaskoczył siebie. Nikt nigdy nie prosił go o zdanie, więc wolał siedzieć cicho.

- Tak słonko, lubi lubi - uśmiechnął się Harry, od razu pokonując zła passe - Obiecuje ze będzie ci ze mną dobrze... o ile tylko będziesz chciał.

-L-lou-louis chce... - wymruczał, wychodząc po trochu z bunkru, będąc co raz bliżej Styles, który rozłożył ramiona.-Co Louis ma teraz zrobić...? - spytał zdezorientowany poczynaniami Harry'ego, przez co ten zachichotał szczęśliwie.

- Przytulic się kochanie - dodał szybko i posłał mu szczery usmiech, będąc naprawdę zaciekawiony dzieciakiem.

-Oh... - uśmiechnął się delikatnie, czołgając się na czworaka w stronę loczka, by w końcu bezpiecznie wylądować w jego ramionach.Loczek automatycznie przytulił młodszego, sprawiając ze ten poczuł się naprawdę bezpiecznie. Uśmiechnął się, gładząc plecy szatyna.

- Załatwimy wszelkie sprawunki i pójdziemy stąd, dobrze maluszku? - mruknął, przebiegając swoją dłonią po tłustej grzywce szatyna, który zarumienił się na niespodziewany dotyk.

Formalności nie zajęły długo, powiem dyrektor ośrodka, wprost wypchnął Louisa w ręce kreconowlosego. Po chwili Harry wraz z Louisem obok niego, w drugiej ręce trzymając niewielką walizkę z ubraniami szatyna

-H-hally... Zabierasz Louisa do nowego domciu...? - spytał nieśmiało, bawiąc się swoimi malutkimi paluszkami.

- Nie musisz mówić do mnie Harry, tatusiu będzie łatwiejsze - uśmiechnął się brunet - i owszem zabieram cię do mojego domu, spodoba ci się.

- T-tatuś...? Jesteś teraz rodzicem Louisa? - przekręcił główkę zaciekawiony, wpatrując się w doleczki formujące się w policzkach Harry'ego.

- Po części, myśle ze chciałbym zostać twoim tatusiem, cokolwiek to nie znaczy - wzruszył ramionami spokojnie

-Dobzie, tatusiu. - wymruczał, wyciągając rączki w górę do Harry'ego, prosząc go niemo o to, by wziął go na opa.

Na ustach starszego od razu pojawił się usmiech mieszany z zdziwieniem. Ten od razu przytulił go, biorąc go po chwili na ręce. Louis zaczął skomleć ze szczęścia,  dotykając policzka Harry'ego, po chwili przenosząc się na nos.

- Spokojnie słonko, jestem tutaj - wyszeptał loczek swoim ciepłym głosem, trzymając malca przy sobie

-T-tatuś... Domek? - wymamrotał, spoglądając dookoła siebie.

- owszem, tam właśnie zmierzamy - pokiwał głową zadowolony Styles, wychodząc z domu dziecka już raz na zawsze, pozwalając mniejszemu zobaczyć jak wyglada świat poza murami miejsca, w którym spędził całe życie.

••

Astronaut LouisOù les histoires vivent. Découvrez maintenant