170. descriptive chapter

5.6K 207 80
                                    

- Delikatniej, Ginny - syknęła Hermiona, gdy ruda, układając jej włosy, pociągnęła za jeden z kosmyków tak mocno, że szatynce aż cofnęło głowę.

- Przepraszam - pisnęła jak wiewiórka i przygładziła jedną warstwę skręcając ją w dziwnym stylu.

- Jesteś bardziej zdenerwowana niż ja - Hermiona próbowała rozładować sytuację, ale widząc brązowe oczy strzelające w nią błyskawicami, odpuściła.

- Jak mam być spokojna? Wszyscy cię będą widzieć, a ja nie jestem profesjonalnym fryzjerem!

- Oj cicho i upnij w końcu te włosy - młoda Weasley prychnęła w odpowiedzi i już się nie odezwała robiąc to, co kazała jej Granger.

Niedługo później delikatny makijaż podkreślający jej naturalne piękno był skończony, a włosy po wyprostowaniu zaklęciem i utrwaleniu ulizanną spięte zostały w luźny koczek nad karkiem; wpięta srebrna spinka przypominająca paproć była prezentem od Narcyzy.

- Merlinie, Ginny, a jak on się rozmyśli? - chodziła w tę i z powrotem w samej bieliźnie i sweterku, który ciasno trzymała przy talii.

- Ty chyba żartujesz, Miona - prychnęła. Nie poznawała swojej przyjaciółki! - On poza tobą świata nie widzi, a od kiedy wie o ciąży to już w ogóle!

- Może i tak, ale jak zobaczy mnie idącą do ołtarza wyglądającą jak wieloryb?! Sama bym uciekła - burknęła pod nosem.

Ginny w ciszy obserwowała jak Hermiona podchodzi do okna i przez firanę zagląda na zewnątrz, gdzie kończyli przygotowania do ceremonii. Całość odbywała się na terenie Malfoy Manor, odremontowanego po wojnie i czasach bycia główną siedzibą Lorda Voldemorta. Teraz w całym dworze panowały jasne kolory, podświadomie ukrywające przynależność do Slytherinu w niektórych pomieszczeniach. Cordelia była zdania, że jej matka powinna była zostać architektem wnętrz.

- Nie zobaczysz go, pewnie siedzi w zachodnim skrzydle domu, bo właśnie tam kazali mu zostać, żeby się tu do ciebie nie wdarł - usta Weasley wygięły się w ironicznym uśmiechu, ale oczy świeciły się z rozczuleniem.

- Boli mnie brzuch - jej głos był przytkany, jakby w gardle miała korek.

- Nie denerwuj się, bo zaszkodzisz mojemu chrześniakowi i chrześnicy mojego narzeczonego - uśmiechnęła się do niej ciepło i mrugnęła porozumiewawczo.

- Podoba mi się to, jak się podzieliliście - zaśmiała się szatynka i wróciła na łóżko.

- No co? Skoro Draco był ze Slytherinu, to dziewczynka będzie miała Ślizgonów, a ty, Gryffindor, więc twój synek Gryfonów - wyrecytowała jak modlitwę - A teraz już mnie nie zagaduj, tylko ubieraj w końcu tę sukienkę!

Po godzinie w końcu wszystko było gotowe. Gdy Draco zmył się z salonu i poszedł na swoje miejsce, Hermiona zeszła z piętra i z dalej towarzyszącym jej stresem, czekała na Harry'ego, który zgodził się poprowadzić ją do ołtarza, który swoją drogą wykonany był z magicznych róż.

- Jest stresik? - zachodząc ją od tyłu sam naraził się na cios z łokcia w żebra. Skrzywił się dusząc się ze śmiechu i pokręcił głową. Granger zawsze powinno się bać, a od kiedy była w ciąży stała się nieobliczalna jak hipogryf.

- Nie denerwuj mnie, bo inaczej będziesz gadał - syknęła i nerwowym ruchem zaczęła pocierać ramię. Nauczyła maskować się okropną bliznę już dawno temu, ale w tym momencie czuła się obnażona. Jakby coś próbowało jej powiedzieć, że nie jest odpowiednia dla takiego mężczyzny, jakim był pochodzący z jednego z najstarszych rodów czystej krwi - Dracon Malfoy.

Hogwart's Instagram | dramioneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora