Rozdział 3. Co raz dalej, co raz zimniej.

24 2 0
                                    

Przez większość nocy Kora spała spokojnie. Do pewnego momenty. Zaczęła się rzucać po łóżku, dostawała drgawek, a pot leciał strumieniami. Poderwała się na równe nogi strasznie dysząc. Księżyc w pełni zaglądał do niej, wiatr się wkradał przez otwarte okno, a ptasie trele było słychać wszędzie. Spojrzała na zegar. Było około trzeciej w nocy. Widać miała zły sen. Zamykając na chwilę oczy dalej widziała trupio blade twarze i czarnego konia. Chciała zapomnieć o tym, dlatego ubrała się ciepło i nie budząc mamy wymknęła się oknem z domu. Na plecach niosła swój plecak szkolny. Zabrała ze sobą latarkę, jabłko, telefon i koc. Miała zamiar wybrać się do IceHope. Idąc teraz czuła się pewniej niż kiedykolwiek. W tym samym miejscu co dzień wcześniej zatrzymała się i popatrzyła w góry. Tym razem ujrzała jaskinię. Rozejrzała się po okolicy. Nikogo nie było. Ujrzała ścieżkę prowadzącą do groty. Nagle znowu poczuła ten sam chłód co wtedy. Zlękła się i zrobiła parę kroków do tyłu. Co mi może zrobić zimny wiaterek? Drwiła sobie z tego. Poszła dalej z niepewnym uśmiechem na ustach. Dochodząc do stajni zauważyła szczegół, na który nigdy nie zwróciła uwagi . Na drewnianym znaku skierowanym w stronę jaskini było napisane: "Zamarznięta Dolina". Przyjrzała się uważniej i dostrzegła mały wydrapany napis: " Kto tam wszedł... już nie wyszedł". Cofnęła się, lecz dalej patrzyła się w znak. Po czasie machnęła na niego ręką i poszła dalej. Upewniając się co widziała, obróciła się w stronę ostrzeżenia. Zniknęło. Przełknęła ślinę i ruszyła znacznie szybszym krokiem. W końcu weszła do stajni. Przywitała się z koniem, dała mu jabłko i zaczęła go oporządzać.

Podeszła z koniem do płotu i wsiadła. Dawno nie jeździła. Do stajni przychodziła głównie opiekować się nim. Pogłaskała IceHope i westchnęła. Bardzo go kochała i w duchu cieszyła się, że może znów pojechać z nim w teren. Ruszyła stępem dalej myśląc o znaku. Wtedy wpadł jej do głowy pomysł. Może by tak pojechać i zobaczyć czy to prawda z tą Doliną? Choć IceHope!  Obalimy te mity! Zawróciła koniem i ruszyła kłusem w stronę ścieżki, którą widziała wcześniej. W tym miejscu zwolniła. Była to dosyć stroma droga, więc wolała zachować bezpieczeństwo niż się śpieszyć. Cały czas odwracała się, jakby nie była jeszcze pewna czy chce to zrobić. W końcu dotarła na szczyt. Zsiadła z konia i pokierowała się w stronę groty. Była wąska, a z głębi wydobywał się ostry mróz. Bardzo uważnie przyglądała się, czy da się jakoś przejść. Nagle ujrzała małe niebieskie światło. Mam! I weszła głębiej. 

Szła w ciszy, szukając nikłego światełka. Już prawie je miała. Oślepiło ją białe światło. Długo nie mogła dojść do siebie. W końcu przeminęły jej mroczki,a gdy otworzyła oczy zobaczyła najpiękniejszą rzecz w swoim życiu. Drzewa bez liści pokryte szronem, błyszczące sople lodu zwisające z krzaków i wielki budynek z drewna ukryty za mleczną mgłą. Z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy oglądała ten świat. Dlaczego ukrywałaś się przed nami kraino piękna? Nie chciałaś pokazać swojej urody? A może ukrywasz za tą mgłą coś więcej? Mówiła do siebie wypatrując budynku z drewna. Usłyszała coś. Ledwo słyszalny głos mówił: "Chodź... Chodź... Przerażona cofając się upadła. Gwałtownym ruchem obróciła się i wtedy zrozumiała, że nie ma już wyjścia. Wyjęła z kieszeni telefon i wybrała numer do mamy. Ręce jej się trzęsły przez co wypadł jej z dłoni. Zlodowaciała ziemia spadała w dół. Telefon ślizgał się jak krążek do hokeja, a Kora goniła za nim. Nie zdążyła. Spad z skarpy. Patrzyła jak spada w dół jej jedyna deska ratunku. Trzask! Rozbił się o ziemię. Oparła się o nieduży płotek i zaczęła płakać. Po paru minutach rozpaczania wstała, wzięła się w garść i poszła w stronę drewnianej budowli. Nogi jej się ślizgały, chociaż ubrała buty wspinaczkowe. Oddalała się od miejsca przybycia. Nie odczuwała zimna, była zbyt przejęta i przerażona. 

Usłyszała głosy. Męskie, wyraźne głosy. Ukryła się za najbliższym krzakiem i czekała na to co ma się zaraz wydarzyć. W końcu ich dostrzegła. Jechało dwóch mężczyzn na koniach Północnoszwedzkich. Za nimi ciągnął się nieduży osioł noszący kosze i torby. Wjechali na drewnianą platformę prowadzącą do wiaty. Skradając się śledziła ich. Mężczyźni zeszli z koni i umilkli. Chyba ją usłyszeli. Rozejrzeli się. Nie było jej widać, gdyż ukryła się za kolumną podpierająca dach. Dopiero do niej dotarło, iż jest to winda. No tak! Jakby mieliby inaczej zejść na dół? Jeden z nich włączył maszynę. Usłyszeć dało się metal uderzający o metal, szuranie kabli, pękające drewno i inne nie zachęcające do wejścia do windy. Kora na szczęście zapamiętała sekwencję guzików. Maszyna z ludźmi zjechała, a na jej miejsce przyjechała druga. Winda znów zastygła. Kora podbiegła do panelu sterowania, wcisnęła parę guzików i przeciągnęła dźwignię. Wskoczyła do windy i zjechała. Gdy dotarła na dół poczuła ostry chłód, a przed oczyma ukazała się "kolonia". Mnóstwo ludzi poubieranych w kożuchy i w okularach narciarskich. W jednym ręku trzymali kilof, a w drugiej latarnie. Przy wielkiej szopie stało dziwne metalowe urządzenie, a obok niego do płotu przywiązane były Fiordy i Północnoszwedzkie. Widać przerwałam im prace. Nie udało się wejść niepostrzeżenie. Wszyscy odwrócili się w stronę dziewczyny. Patrzyła się z przerażeniem w ich trupio blade twarze i czerwone od zimna oczy. A jednak! Ten sen coś oznaczał! Z jednej strony w duchy czuła dumę z odkrycia, a z drugiej niepewność i przerażenie. Z tłumu wyjechał mężczyzna w czarnym płaszczu na czarnym jak smoła koniu. Wykonał ledwo zauważalny ruch ręką i wtedy dwóch facetów złapało za ręce Korę i zaciągnęło do starej szopy tuż obok koni. Wepchnęli ją tak nagłym i nieprzyjemnym ruchem, że przy zderzeniu z drewnianą,zlodowaciałą podłogą uderzyła głową i zemdlała. Ostatnim dźwiękiem jaki słyszała było zamykanie kłódki przyczepionej do drzwi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Oct 17, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Secret of The Dino ValleyWhere stories live. Discover now