1

959 108 29
                                    

Nie, Lily Potter zdecydowanie nie była jedynie wymysłem jego absurdalnej wyobraźni. Gdyby tak było, nie siedziałaby teraz przy stole Ravenclaw'u, a Lysander Scamander nie obejmowałby jej swoim ramieniem. Wszyscy zgromadzeni w Wielkiej Sali uczniowie nie obserwowali by ich uważnie, a Lorcan nie siedziałaby obok nich i nie nabijał się ze zmieszanej miny puchonki. Za to Albus nie ściskałby tak mocno tej łyżki, którą miał jeść zupę dyniową.

Tak, siódmy rok Scorpiusa w Hogwarcie zaczął się wyjątkowo dziwnie. A to dopiero pierwszy tydzień...

— Hej, Al, uspokój się...
— Ten palant jest z moją siostrą, ja...
— A wydawało mi się, że to James był tym nadopiekuńczym bratem.

Albus spojrzał na Scorpiusa groźnie, po czym odetchnął i odłożył łyżkę.

— Może masz rację... Nie powinienem się tym tak bardzo przejmować, ale James skończył szkołę i no... Już nie będzie się tak mógł nią opiekować i chyba jakoś chciałem jej to zapewnić. Bezpieczeństwo.
— Wiem przecież, to chyba nic złego, dopóki się na niego nie rzucasz z pięściami nie?
— Co ona w nim może widzieć, to kompletny świr...
— Inteligentny świr, a do tego chyba przystojny nie?
— W sumie jesteście trochę podobni z wyglądu.
— Nie wydaje mi się.

Chociaż faktycznie, obaj mieli włosy w kolorze jasnego blondu i dziwnie jasną skórę. Lysander za to był trochę od niego niższy i bardziej barczysty, ale nadal nie tak rażąco inny.

Nie pasował do Lily. Nie miał w sobie nic nadzwyczajnego, odbijał jedynie światło rzucane przez dziewczynę, która świeciła jasno na jego tle. Ginął w jej blasku, oślepiony tracił wzrok.

Scorpius wstał od stołu i odszedł w kierunku wyjścia z Wielkiej Sali. Dotarł do lochów, jak zwykle, prawie poślizgnął się na ostatnim stopniu stromych schodów i dotarł do wejścia do Pokoju Wspólnego Slytherinu. Z dormitorium zabrał jedynie książkę, chcąc poczytać w kuchni, w spokoju, z daleka od problemów, które w większości wiązały się z rodzeństwem Potter.

Jednak nawet to nie udało mu się w stu procentach. Podszedł do obrazu przedstawiającego misę z owocami i połaskotał gruszkę. Zaczarowany owoc zmarszczył się i zamienił w klamkę. Ślizgon przekręcił gałkę otwierając obraz, a już po chwili na jego szyi wisiał nie kto inny jak Lily Luna Potter.

— Och, Scorpius. Weszłam tylko po drodze z obiadu po coś na potem... Przepraszam, że cię staranowałam!

Scorpius stał jak wmurowany w ziemię. Lily stała już na własnych nogach, jednak jej ręce luźno spoczywały na jego ramionach, a ona ciągle mówiła.

— Na prawdę! Nie chciałam, ja po prostu nie patrzę czasami gdzie chodzę, albo wpadam na ludzi w drzwiach, a to na prawdę nie jest przecież specjalnie! I...
— Ej, w porządku.

Scorpius stał wyprostowany i patrzył jej w oczy, nie wiedząc co ma za bardzo zrobić z rękami.

— Ale ja...
— Cicho. Nie musisz się tak tłumaczyć. Tylko... — to mówiąc zdjął jej ręce ze swoich ramion najdelikatniej jak potrafił.
— Oh...

Lily gwałtownie się zaczerwieniła i założyła nerwowo włosy za ucho. Nie ruszyła się jednak nawet o krok, jedynie wpatrywała się w czubki swoich czarnych butów.

— To... Będziemy tak stać w progu? — spytał Scorpius.
— Ah, no... W sumie powinnam już iść i...
— No tak, pewnie czeka na ciebie...
— ... Lysander. Tak.

Lily zaczerwieniła się ponownie i przestąpił a nerwowo z nogi na nogę.

— Ja w takim razie...

Scorpius jakby się ocknął i przesunął w swoje prawo chcąc odsłonić jej przejście, jednak ona przesunęła się w tę samą stronę, Scorpius przesunął się z powrotem, jednak ona znów zrobiła to samo wpadając przy tym na niego, dzięki czemu przez chwilę mógł z bliska oglądać jej delikatne piegi. Puchonka zaśmiała się nerwowo i złapała go za ramiona po czym wyminęła w przejściu.

— Do zobaczenia — powiedziała, zakładając rude włosy za ucho i odchodząc wgłąb lochów, w kierunku Pokoju Wspólnego Hufflepuffu.

Scorpius jeszcze chwilę stał w drzwiach do kuchni, dopóki skrzaty domowe nie zwróciły mu na to uwagi. Ciągle jednak nie mógł przestać myśleć o zderzeniu z Lily.

Lily Luną, którą uwielbiał każdy kto ją poznał. Każdy z kim spędzała choć odrobinę swojego czasu, chłopcy i dziewczęta, oni wszyscy kochali Lily. A Scorpius chyba też zaliczał się do tego grona. Nawet jeśli jeszcze nie do końca zdawał sobie z tego sprawę.

Tak na prawdę, Lysander nie czekał na rudowłosą. Dziewczyna od razu udała się do dormitorium i zakopała pod ciepłym kocem.

Bardzo ceniła sobie to ciepło panujące w piwnicy Hogwartu, a w lato przyjemny chłód. Rodzinna atmosfera wręcz wylewała się z pokoju wspólnego puchonów, a Lily tak już do tego przywykła, że nie wyobrażała sobie, żeby w którymś pokoju wspólnym mogło być inaczej.

Z kieszeni wyjęła kilka rogalików z jabłkami, które zabrała z kuchni. Lily wystarczająco nasłuchała się opowieści o tym jak jej ojciec spędził siódmy rok na podróżnym kempingu, ze wszystkimi rzeczami przenoszonymi w imprezowej torebce jej cioci, Hermiony, powiększonej zaklęciem, żeby stwierdzić, że owo zaklęcie było bardzo przydatne. Z tego też powodu, może i nie legalnie, ale jednak, powiększyła magicznie kieszeń szkolnego swetra, dzięki czemu mogła w niej przemycać smakołyki, prosto z kuchni.

Ah, magia.

Tymczasem Scorpius Malfoy powoli sączył swoją kawę przy stole Hogwarcie kuchni, jednocześnie przewracając lekko pożółkłe już strony mugolskiej książki. Nie mógł się jednak do końca skupić na jej treści, gdyż w jego głowie ciągle pojawiała się twarz rudowłosej siostry jego przyjaciela.

Tak więc jedno było pewne. O Lily Lunie Potter nie jest łatwo zapomnieć, a szczególnie wtedy, kiedy nie ma się nic przeciwko temu, by jej wizerunek pozostał z nami na zawsze.

Du hast das Ende der veröffentlichten Teile erreicht.

⏰ Letzte Aktualisierung: Nov 13, 2018 ⏰

Füge diese Geschichte zu deiner Bibliothek hinzu, um über neue Kapitel informiert zu werden!

SCORILY | maybe I was the one |Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt