|Au revoir, Marinette|

186 13 56
                                    

  

-Ależ wy pięknie razem wyglądacie- rozmarzyła się staruszka, perfidnie wchodząc z butami w ich udawany związek.

Valeria zareagowała szybko i nazbyt gwałtownie- nagle odskoczyła od Dylana na drugi brzeg ławki, po drodze go z niej spychając, a na koniec jeszcze kopiąc (całkowicie przypadkowo) w podbródek. Gdyby była w stanie, pewnie uciekłaby, gdzie pieprz rośnie, nawet nie oglądając się za siebie, zamiast tego podciągnęła swoje kolana aż do brody i zaczęła cicho liczyć do dziesięciu.

-Dlaczego w szczękę?! Boże, ty serca nie masz- jęknął blondyn, usiłując pozbierać się po bolesnym starciu z podłożem i stopą dziewczyny.

-Jezus Maria, Fu duszę się!- krzyknęła staruszka, śmiejąc się tak głośno, że wszyscy patrzyli na nią jak na psychicznie chorą, albo co najmniej pijaną.- Jak się oddychało?

-Naprawdę babciu?

-Przepraszam wnusiu, ale kiedy robiłeś tego fikołka, wyglądałeś jak Baranek Shaun.

-Babciu...

-Pamiętasz, jak go u mnie oglądałeś? Miałeś nawet taką piżamkę z napisem „Team Sheep Shaun" - uśmiechnęła się, wymachując energicznie rękoma.- Mam nawet zdjęcia!

-Babciu!

-Albo jak Reksia oglądałeś! Boże, jakie to było słodkie!- Staruszka popatrzyła na Valerię, kompletnie zapominając o Dylanie, który od dobrych paru minut usiłował ją powstrzymać przed opowiedzeniem szatynce całego jego dzieciństwa.

-Ma pani nadal te zdjęcia?- spytała, wyraźnie zaciekawiona tematem małego Dylana.- Chętnie bym się pośmiała- uśmiechnęła się perfidnie w stronę chłopaka, stojąc obok kobiety.

-Oczywiście, że mam!- odpowiedziała ochoczo, nieco za głośno.- Dylan usiłował je usunąć, ale zrobiłam dużo kopii i dzięki temu te zdjęcia jakoś przetrwały.

Blondyn westchnął głośno, porzucając dalsze próby zwrócenia na siebie uwagi. Kochał swoją babcię najmocniej na świecie, ale czasami miał wrażenie, że kobieta zachowuje się za bardzo dziecinnie jak na swój wiek. Mimo wszystko nie miał jej tego za złe, bo ta siwowłosa kobieta potrafiła rozweselić nawet największego ponuraka, a jednocześnie była bardzo odpowiedzialna.

-Babciu, proszę Cię.

-Spokojnie młodzieńcze, wiesz jakie rzeczy wyprawiała Valeria, jak była mała?- zaśmiał się staruszek, spoglądając na chłopaka życzliwym wzrokiem.- Czasami była w stanie wyskoczyć w samej piżamie na drogę, i iść tak do sklepu.

-Nie widzę w tym nic złego, nawet teraz jestem w stanie tak wyjść.

-Byłaś mała i spałaś w pomarańczowych majtkach z Kubusia Puchatka.

-Skończmy już ten temat.

-Jak chcesz.

-W sumie to godziny odwiedzin i tak już minęły, więc nie mamy co robić w szpitalu- poinformowała staruszka, przeszukując swoją torebkę.- Jak macie czas, to zapraszam do mnie. Mam pyszną herbatkę i ciasto z wczoraj- uśmiechnęła się od ucha do ucha, patrząc swoimi niebieskimi tęczówkami na staruszka, wyczekując jego odpowiedzi.

-Cóż, chyba i tak nie mamy nic do roboty. Prawda Valerio?

-Właściwie to...- zaczęła nastolatka, szukając odpowiedniej wymówki. To nie tak, że nie chciała spędzić czasu z Elize, ale wizja zmarnowania tylu minut w towarzystwie Dylana wręcz przyprawiała ją o zawrót głowy, nie wspominając już o chęci skoczenia z najbliższego mostu.

|✓| LustraWhere stories live. Discover now