Rozdział 3

14 2 11
                                    



  15.05.2008

    Mijał tydzień za tygodniem, a ja nie potrafiłam wstać z łóżka. Dosłownie przez trzy tygodnie nie pojawiłam się w szkole, chociaż wcześniej miałam prawie stuprocentową frekwencję. Nie chciałam przebywać wśród ludzi. Słuchać wyrazów współczucia. Wysłuchiwać informacji, że zawsze mogę na kogoś liczyć. Wolałam też nie narażać się na widok ojców z dziećmi. Mogłabym na to nie zareagować zbyt dobrze. W pewnym momencie musiałam wstać z łóżka i po prostu wyjść z domu, by zdać klasę. Nauczyciele wiedzieli, dlaczego mnie nie było, więc nie robili mi żadnych wyrzutów czy problemów. Wszyscy jednak zdawali sprawę sobie z tego, że nie byłam i najpewniej nie będę już taka jak kiedyś. I tak też się stało. Z wesołej, pełnej pasji dziewczyny zmieniłam się w sarkastyczną, cyniczną dzikuskę. Stroniłam od ludzi, którzy nie byli dla mnie bliscy. Już nie wychodziłam na domówki do koleżanek ze szkoły, na które wcześniej chodziłam z radością. Coraz więcej czasu spędzałam w domu i coraz częściej odmawiałam spotkania ważnym dla mnie osobom. Wiedziałam, że tata nie chciałby, żeby to wszystko się działo, ale nie potrafiłam się pozbierać po jego stracie. Od dziecka powtarzał mi, że pewnego dnia może po prostu odejść, ale nie spodziewałam się, że stanie się to tak szybko. Myślałam, że doczeka mojego ślubu, pozna swoje wnuki. A nawet nie udało mu się zobaczyć, jak zdaję maturę, jak idę na studia. Nie dożył nawet momentu, kiedy mama zgadza się wreszcie na upragnionego przez niego psa, o którym wspominał cały czas.

23.06.2007

  Byłam szczęśliwa. Po prostu szczęśliwa. Miałam wszystko, czego mogłabym chcieć. Jeżeli ktokolwiek zapytałby mnie, czego mi brakuje, z czystym sumieniem odpowiedziałabym, że niczego.

  Siedziałam po turecku na łóżku, opierając o nogę kubek z ciepłą kawą. Przysypiałam, ponieważ do późna uczyłam się biologii, dlatego kawa była moim jedynym sposobem na nie zaśnięcie. Nigdy nie lubiłam spać, zawsze było to dla mnie marnotrawstwem, dlatego późno się kładłam i wcześnie wstawałam, przez co dość szybko uzależniłam się od kawy, wody kofeinowej i yerba mate. Bez tych trzech rzeczy byłabym ciągle żywym trupem, a dzięki nim zawsze odczuwałam dużo energii i chęci do życia.

  – Boże, ty znowu kawa – jęknął Marek. – Zrób coś ze swoją dziewczyną, Mikołaj. Nie było nas dwadzieścia minut, a ona kolejną pije. Wykończy się w końcu.

  – Halo, ja tu jestem. Możesz mówić bezpośrednio do mnie. Nie moja wina, że mam ciekawsze życie niż ty i potrzebuję więcej czasu, by zrobić wszystko, co chcę albo muszę – odpowiedziałam mu, a on się uśmiechnął.

  Od zawsze z Markiem mówiliśmy sobie niemiłe rzeczy, śmialiśmy się z siebie czy docinaliśmy. To nie tak, że się nie lubiliśmy. Wręcz przeciwnie. Po prostu mieliśmy podobne poczucie humoru i dystans do siebie, przez co mówiliśmy sobie w żartach takie rzeczy, za jakie każda inna osoba obraziłaby się albo przynajmniej poczuła się dotknięta.

  – Też mam ciekawe życie, ale może po prostu nie jestem tak powolny, jak ty, co – odgryzł się, a Mikołaj przewrócił oczyma.

  Czasami miał dość tych naszych dziecinnych przepychanek. Po chwili drzwi do pokoju otworzyły się i weszły kolejne osoby, przez co zrobiło się delikatnie ciasno, zwłaszcza że chłopcy mieli ze sobą swój sprzęt.

  – Dobra, moje drogie – Grzesiek zwrócił się, patrząc na mnie i na Gośkę – to, co teraz usłyszycie to nasz najnowszy utwór. Jesteście pierwsze, które go usłyszycie i pamiętajcie, jeżeli opuści to ten pokój, to umrzecie – zażartował.

Druga szansaWhere stories live. Discover now